Podczas redakcyjnych debat dotyczących ubiegłego roku wszyscy zgodni byliśmy co do jednego – to było dwanaście piekielnie miernych miesięcy dla polskiego rapu. Poza ciekawymi, w pewnym sensie przełomowymi wydarzeniami, jak m.in. pogodzenie się Tedego z Borixonem podczas jubileuszowego koncertu S.P.O.R.T. czy koncert Maty na Lotnisku Bemowo, działo się naprawdę niewiele. Do ostatniego dnia grudnia wyczekiwaliśmy albumu, który zostawi choć mały pozytywny akcent na sam koniec roku. Niestety – nadal posucha. Złożyliśmy własną topkę, chociaż łatwo nie było. Przed Wami pierwsza część TOP20 albumów wg redakcji SAJKO. Jak w roku ubiegłym – zapraszamy do niezgadzania się.
20. Deemz – Sauce
Deemz na swój debiutancki, solowy album kazał nam czekać 4 lata. Przez ten czas w muzyce zmieniło się tyle, że chyba mało kto wierzył w sukces tego LP. A jednak, na przekór oczekiwaniom, producent zaserwował słuchaczom s o c z y s t e trapisko, stanowiące swoisty rewind ostatnich kilku lat w polskim hip-hopie. Autor nie wprowadza niczego nowego, nieoczywiste połączenia zawodzą, a sam krążek jest stanowczo za długi. Ale co z tego, skoro cholernie dobrze się tego słucha. Sauce to zbiór najgłośniejszych rapowych ksywek, które wspólną siłą na bitach Deemza, zapewniają to, co według wielu muzyka przede wszystkim powinna zapewniać – rozrywkę.
Antek Jurek
19. Marceli Bober x eemzet – Czarne Łzy
Brzmienie eteryczne, choć nieco przystępniejsze dla słuchaczy niż poprzedni krążek Marcelego, w dalszym ciągu pozostające jednak unikatowe w formie. W podziemiu artyści oryginalni, z pomysłem na siebie i barwnym światem w głowie są na wagę złota, a do takich bez wątpienia Marceli Bober się zalicza. eemzet natomiast to jedno z największych producenckich objawień podziemia tego roku. Czarne Łzy skłaniają do myślenia onirycznymi wersami i brzmieniem ociekającym surrealizmem. Obowiązkowa pozycja dla poszukiwaczy nietuzinkowego stylu.
Patryk Roszyk
18. CatchUp – Perypetie
Być może nie uniósł TikTokowego hype’u, jaki kazał nam spodziewać się debiutu roku, bijącego się o najlepsze miejsca w każdych rankingach, jednak trzeba przyznać, że muzykiem Keczup wciąż jest dobrym, ma ucho, ma umiejętności wokalne i produkcyjne, którymi mógłby obdarować połowę sceny, a i tak by mu zostało. Oczywiście, starając się zrobić ruch nieco poważniejszy niż dwudziestosekundowe piosenki o tym, że ma katar, trochę mniej emanuje tym przyciągającym do niego luzem i dowcipem, ale koniec końców – to wciąż jest ten sam człowiek. To wciąż postać, która robi muzykę taką, jakim sam jest, a że wydaje się być co najmniej ciekawy i sympatyczny – Perypetie też takie są.
Bartek Biegun
17. Ziomcy – Ziomcy EP
Podziemny debiut z krwi i kości, jakiego nie słyszałem od czasów… no właśnie, ciężko określić jakich. Płyta absolutnie odbiegająca od współcześnie brzmiących krążków, stojąca w opozycji do wypieszczonego dźwięku, cykających podkładów i wszechobecnego przepychu. Rap, którego brzmienie przywodzi na myśl pierwsze rapowe albumy wydawane w XXI wieku, tym najpewniej również się inspirujący. Chłopaki stanowią zbuntowany głos młodych, wkraczających w cierpką dorosłość, która zadaje często dużo bólu i nie jest usłana różami. Brudne, a jednocześnie emocjonalne podziemie.
Patryk Roszyk
16. Young Multi – Toxic
Wojakowicz pisał coś o progresie, nie wiem, nie czytałem. Ja mówiłem coś o tym, że jest to porządny, dopracowany trapowy album z kilkoma niezbyt trafionymi patentami. Ludzie mówią, że w trapie nic lepszego nie wyszło. Jaka jest prawda, trzeba się przekonać samemu, ale fakty są takie, że Multi zrobił kolejny album, obok którego przechodzenie obojętnie jest już tylko o krok od ignorancji.
Bartek Biegun
Recenzja video Bieguna
15. Magiera – FEAT.
Producenckie często kojarzą się ze świetnymi podkładami, zepsutymi przez zwrotki będące odrzutami raperów z ich solowych projektów. FEAT. na szczęście te skojarzenia omija szerokim łukiem, a rozstrzał gości nie może się nie podobać – od Konesera, będącego ścisłym topem podziemia, przez Szczyla – newcomera, aż po Malika Montanę ze śmietanki mainstreamu. Magiera pomimo wieku i długoletniego stażu na scenie kuma trendy i wie jak się pod nie dopasować, jednocześnie nie tracąc swojego charakterystycznego stylu. Od lat powtarzam jak mantrę, że to producent do którego większości młodym jeszcze bardzo daleko. FEAT. nie nudzi, nie drażni kalką mainstreamu, nie stara się iść po linii najmniejszego oporu. To ambitny, bardzo dobry projekt.
Patryk Roszyk
14. favst & Gibbs – Hample
Favst i Gibbs na nowo zdefiniowali muzykę do auta, która nie musi być wieśniackim techno. Szybkie, energiczne produkcje na których raperzy (i nie tylko) położyli zwrotki dające wiele do myślenia. Różnorodny album, który uchroni Was przed zaśnięciem za kierownicą. Do tego dochodzi synteza rapu i śpiewu, które w połączeniu dają nam single na bardzo wysokim poziomie. Hample swoją pozycję w tym zestawieniu mogą zawdzięczać między innymi Gibbsowi, który oprócz wkładu w produkcję dodał swój wokal, jaki w połączeniu z rytmicznym wypowiadaniem słów Kiełasa czy Kukona prezentuje się zaskakująco dobrze. Oczywiście, nie można marginalizować pracy Favsta, który razem z Gibbsem stworzył podkłady z najwyższej półki.
Wiktor Jakubowski
13. Sokół – NIC
NIC Sokoła teoretycznie jest dokładnie tym, czego można było się spodziewać po drugim solowym albumie szefa Prosto. Produkcje na najwyższym poziomie? Są. Dość ciężkie, wręcz mówione flow? Jest. Linijki? Są. A jednak można mówić o paru drobnych zaskoczeniach. Numer z Fasolkami, absolutnie przedziwnie skonstruowany Jednorożec, czy Ty też, które całe jest dziwne. I wszystko to okazuje się być fajnie dziwne (celowo pomijam Burzę, o k r o p n o ś ć). Nie na tyle, by NIC „kupiło” osoby podchodzące sceptycznie do rapu Sokoła, ale dla fanów wszystkie te rozwiązania są dużą frajdą. Bo Sokół poniżej swojego wysokiego poziomu nie schodzi, nawet śpiewając refren z dziecięcym chórem.
Kuba Wojakowicz
12. Miszel – W stronę światła
Drill w polskim wydaniu – to zdecydowanie mogło się nie udać, a przez wielu było skazywane na porażkę. Otrzymaliśmy na szczęście płytę stanowiącą emocjonalny głos polskiego osiedla, który nie jest karykaturą brytyjskich ulic, a i nie jest skrajnie przewieziony (to ważne!). Jak napisali Wiktor Kasmirski i Oliwier Sordyl-Kuś “młody reprezentant Katowic to prawdziwy real deal, prawdopodobnie z największym potencjałem od czasów sławetnej ekipy z 4 edycji Młodych Wilków Popkillera. Brakowało osoby na scenie, która nie wskakuje na wagon popularności, tylko sama dorzuca węgla, by napędzić tę lokomotywę.” Nic dodać, nic ująć.
Patryk Roszyk
Recenzja Kasmirskiego i Chinola
11. Gruby Mielzky – Do wesela się zagoi
Ktoś kiedyś wróżył, że truskul wróci do łask, kiedy ludziom znudzi się monitorowanie stanu majątkowego trapowych wykonawców za pomocą ich numerów. Czy wrócił, czy coś zdetronizował? No nie, ale postaci takie jak Mielzky pokazują, że dla wszystkich znajdzie się miejsce. Oczywiście, słuchaczem zatwardziałym takich brzmień nie jestem, ale raz na czas chciałoby się posłuchać kogoś, kto ma do zrzucenia z serca trochę ciężaru, więc robi to na bitach w sposób kunsztowny, ale prosty i dobitny. To właśnie jest Do wesela się zagoi, świetnie, że taka płyta powstała i że dalej będą takie powstawać.
Bartek Biegun
Recenzja Beśki