fbpx

598 rzeczy, które denerwują mnie w polskim rapie

Przede wszystkim nikt nie pytał. Nikt również tego nie potrzebował. Forma felietonu natomiast pozwala mi na wylewanie swoich żali i postawieniu nazwiska na końcu tekstu. Ponarzekam, bo to lubię najbardziej, ale sprytnie wymykam się ze szponów malkontenctwa. Gdyby te blisko 600 rzeczy zniknęło z rapu, to nie miałbym o czym pisać, ale za to miałbym czego słuchać.

Tekst wzbogacony jest o wybrane screeny odpowiedzi użytkowników naszej grupy, na której zadałem pytanie o to, co jest najgorszego w polskim rapie.

1 – dłuuuuugie formy

LP to EP + czas. Większość długogrających płyt można ściąć o połowę i dużo by na tym zyskały. Dłużą się te płyty, z pięciokilometrówek robią się maratony i przestajesz czerpać przyjemność z odsłuchiwania albumu. A ty, zmęczony szybkim tempem dnia codziennego odpalasz sobie Demówkę Białasa z Quebonafide i jest feels good man. Przy konceptualnych płytach zaczyna nużyć koncept, przy jego braku zaczyna się robić niepotrzebny miszmasz. Chwała w tym miejscu mixtape’om, w których taki harmider jest ratunkiem od nudy. Wystarczy, że klikniesz przycisk losowego odtwarzania. Przy spójnych projektach nie za bardzo to współgra, a to sprowadza nas do drugiego zdania tego akapitu. Amfisbena mogłaby nie mieć deluxowej kontynuacji, ale w tym wypadku i tak byłaby tworem nieudanym. Zły przykład. Lecimy dalej, bo czas goni.

2 – taśma produkcyjna

Zapisy w kontraktach zapisami w kontraktach, ale nadgorliwość gorsza od przerwy wydawniczej. Rok w rok raper X wydaje album Y i opinie zazwyczaj są Z(łe). Ostatnie podwójne wydawnictwo Taco Hemingwaya bardzo dobrze to ukazuje. Palców u dłoni by mi brakło, gdybym miał zliczyć wszystkie głosy o potrzebie zrobienia sobie urlopu. Głód nowej muzyki jest bardziej potrzebny niż sama muzyka, a wpędzanie się w wir nagrywania kolejnych płyt skutkuje przejedzeniem i niestrawnością. Raperzy zaczęli przypominać taśmę produkcyjną z fabryki Forda, która z dużą częstotliwością wypuszcza coraz to nowsze albumy. W krótkim czasie nie da się zebrać tylu doświadczeń i bodźców, by wypuścić coś, co nie kole w uszy. Oddech jest potrzebny każdemu i każdemu wyjdzie to na dobre.

3 – wszyscy robią drill

Była moda na trap, była na afrotrap, jest na drill. Wszyscy muszą robić drill. Jest to zapisane w kontrakcie, jak zostajesz raperem. Nieliczni łamią tenże kontrakt i chapeau bas im za to. Znalezienie swojego stylu jest trudne i zdaję sobie z tego sprawę, a podłapywanie się trendu to łatwa droga do rozgłosu. Ale drugą stroną medalu jest niknięcie w zalewie bardzo podobnych tworów. Ile mamy undergroundowych traperów? No właśnie. A ile podziemnych, nieodkrytych pereł? No właśnie. Będąc unikatem, sam tworzysz pewien nurt, z którego mogą czerpać inni. Ale to jest właśnie przekleństwo pionierów. Niezłomnym w kreowaniu trendów wieczna sława, mniejsza dobrze z nich korzystającym, bezsławie dla łapiących się brzytwy.

28 – nowomoda tekstowa

Jak jeszcze raz usłyszę konstrukcję typu w sumie nie – sumienie”, to dokonuję zbrodni na przemyśle muzycznym. Bogu dzięki, że nie słychać już czasownikowych. Nie znajduję odpowiedzi po zadaniu pytania – dlaczego raperzy nie czytają tego co piszą? Już pal licho żenujące wersy o kumplu Young Igiego, problem jest o wiele głębszy i jeszcze robi odwiert głębinowy. Z uporem maniaka słychać patentowość pisanych linijek, które opierają się a to na porównaniach, a to na popularnych odniesieniach do popkultury. Wszyscy piją Hennesey i palą zioło. Co drugi z nich jeszcze nienawidzi fałszywych, ale kocha braci, z którymi przechadzał się po blokach. Monotonia tekstowa to coś, od czego nie uciekniemy w mainstreamie, ale można to łatwo ukrócić, choćby poprzez odkładanie tekstów do szuflady i sięganie po nie po upływie czasu.

57 – weź usuń te posty na Instagramie

Wiecie co jest gorsze od braku promocji? Jej powtarzalność. Tajemnicza zapowiedź, 3 single, premiera. Cykl życia wydawania albumów trwa w najlepsze. Trochę to koło naruszył swego czasu wspomniany już Taco, który wrzucał swoje płyty do sieci z dnia na dzień, lub raczej z nocy na noc. Bez specjalnych trailerów i singlowania. I to w zasadzie robiło całą robotę. Nie był pierwszym, nie ostatnim, ale na pewno zapadł w pamięć większości słuchaczy. W tak zwanym międzyczasie wytwórnie dwoją się i troją, żeby przygotować jak najlepszy podkład pod muzykę. Czasem to wychodzi, czasem nie, ale najważniejsze, że Instagram jest pusty, gdy zaczyna się marketingowa machina.

99 – dzień dobry, pozwolę się odnieść do pewnej sprawy

Wiecie co jest gorsze od ciszy? Jej koniec. Nie wiem dlaczego artyści ubzdurali sobie, że będą komentować każdą pierdołę, którą my – pismaki napiszemy. Paluch jak widzi CGM, to już chyba ma palpitację serca, a koledzy z newonce obrywają raz po raz z wielu stron. Może to przez potrzebę wybielania swojego dobrego imienia, a może przez brak pokory. Wielu z nich nie może pogodzić się z tym, że recenzja jest gatunkiem czysto subiektywnym. Przykro mi, ale takie jest nasze zadanie, mamy to zapisane w umowach – musimy wchodzić w drogę raperom. Nasi adwersarze nie pozostają dłużni i wchodzą z nami w polemikę. I o ile pozostaje to w sferze domawiania faktów to możemy zbijać piątki, ale nie miejcie nam za złe, że wyrażamy własne opinie. Zgoda Filipku?

170 – rok 2022, nowy singiel rapera (kopiowane)

Cienka jest linia między inspiracją a kopią. A kserokopiarki aż się przegrzewają, jeśli mówimy o patentach na linii USA – La Polonia. Polacy niestety gęsi i unikalnego stylu nie mają, więc garściami czerpią od Drake’a, Westa, slowthaia i tak dalej, i tak dalej. Sama inspiracja naturalnie nie jest niczym złym, ale jeśli mowa jest o chamskim 1:1 z tego, co najlepsze w zagranicznych raperach to bójcie się Boga. Ze szczególnie szerokim uśmiechem czytam komentarze pod Warsaw Local Boy Pana Otsochodziego. Gdyby fire emoji widniało na klawiaturach zamiast kropki, to wszyscy stawialiby wielokropki…

241 – klauzula Janusza Walczuka

Wybacz Janusz, że akurat ciebie przytaczam jako przykład, ale pasujesz mi idealnie. Zauważyliście, że są takie featuringi, które po prostu muszą znaleźć się na płycie pana rapera? Po prostu muszą, bo jak się nie znajdą to zdejmują cię ze streamingów. I takim Januszem Walczukiem był swego czasu Szpaku, miewał takie momenty Filipek. Asertywność niestosowana wychodzi na zdrowie chyba obu stronom, bo ty masz feat, a druga strona… Druga strona też ma feat, bo często gęsto występuje zasada ja dogram się tobie, a ty mi. Czy to coś złego? Pewnie nie, zaczynam malkonteńcić, czego wystrzegałem się we wstępie. Wiem jedno. Uśmiecham się jak widzę Janusza Walczuka, ale uśmiech znika, gdy go słyszę.

301 – lepiej nie usuwaj tych postów, tylko całego Instagrama

Raperzy mają jedną wadę. Odzywają się nie tylko do mikrofonu. Poniekąd łączy się to z jednym z poprzednich zarzutów, ale to jest inna para Air Force’ów. Oprócz przepełnionych patosem opisów albumów, mówiących o nadchodzącym wydawnictwie jako o czymś, czego polskie uszy jeszcze nie słyszały, dostajemy serią z karabinu maszynowego w postaci Instagramowych relacji i Facebookowych wyrzutów. Zabieranie głosu w sprawach, o których nie ma się pojęcia, ale się kliknie. Komentowanie wszystkiego wokół. Macie takiego znajomego, który ma to jedno zdjęcie profilowe na FB, ale w 5 różnych formatach, bo jedno jest z flagą Francji a drugie z piorunem? Uważaj z kogo się śmiejesz w gimnazjum, bo on zaraz wydaje singiel w SBM.

456 – beefy. Po prostu. Beefy

Albo jestem za stary (o zgrozo…), albo jestem za młody. Totalnie nie jarają mnie kłótnie raperów i szanuję każdą odpuszczoną zaczepkę. Nie dość, że pobudki dissowania się nawzajem są często błahe, to jeszcze rzadko kto umie rzucić dobrym punchem. Poza perełkami albo legendarnymi kłotniami, większość z nich jest tworzona na siłę i zwykle ów pojedynek kończy się remisem. Albo w ogóle się nie kończy. A może lepiej, żeby się nie zaczynał. I w sumie narzekam na coś, co obecnie praktycznie nie istnieje, to jednak mam poczucie, że z każdym kolejnym followupem rośnie ryzyko rozpoczęcia dramy.

506 – dwa razy w tą samą rzekę

Znacie jakąś dobrą kontynuację płyty? Ja też nie. Art Brut 2 nie dorasta do pięt klasykowi z 2014 roku, Antihype 2 to chyba nieśmieszny żart Sariusa. Jak raz coś wyszło, to jest duża szansa, że nie wyjdzie ponownie. Nie każdy musi być jak Migosi. I żeby było jasne, chodzi mi tylko o dwójki przy tytułach. Problem leży nawet w samym nazewnictwie, ponieważ to wygląda zwyczajnie nieestetycznie. Nie wiem czego spodziewać się po takim następcy. Takiego samego poziomu? Nie ma szans. Najczęściej pierwowzory stoją na górnej półce, a raperzy nie są w stanie dorzucić do niej kolejnej takiej płyty. Rada – zmiana stylu cyfry z arabskiej na rzymską nie pomoże.

598 – kto pierwszy ten lepszy. BEREK!

I wreszcie. Zluzujmy. Rap, jak śmiesznie by to nie brzmiało, jest odłamem sztuki, posiada wartości artystyczne. Nikt nie musi brać udziału w wyścigu szczurów. Skupienie się na tworzeniu, a nie rywalizacji poskutkuje tym, że coraz częściej będziemy słuchać Lordofonu. I tego życzę każdemu raperowi. Nie zamykajcie się w ramy, twórzcie w spokoju swoje rzeczy i odłóżcie niesnaski na bok. Przemysłowi wyjdzie to na dobre. Użyłem słowa przemysł? Chciałbym użyć terminu sztuka”, ale jest jak jest.

Tak naprawdę to kocham i rap i raperów. Marny ze mnie moralizator, jeszcze marniejszy doradca, więc powyższy tekst można potraktować jako satyrę. W zasadzie chciałbym, żeby tak było. Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nigdy się nie zdenerwował na polski rap. Jedziemy na tym samym wózku. Gdybym nie kochał tego bagna, to bym w niego tak często nie dawał nura. Żegnam was z uśmiechem na ustach. Do przeczytania!

Korekta: Bartosz Biegun

Zeen is a next generation WordPress theme. It’s powerful, beautifully designed and comes with everything you need to engage your visitors and increase conversions.