Nie podoba mi się ta płyta i będę dla niej niemiły. Tak tylko ostrzegam.
Zachłysnął się ten Gedz trochę. Trzeba mu przyznać, że ma za sobą prawdopodobnie najlepszy okres w karierze, a być może ta passa będzie trwać. Oby się wiodło, nie życzę nikomu źle. Tylko niech nie odbija się to na poziomie jego wydawnictw.
Stamina to projekt, którego promocja ruszyła w tym samym momencie, co promocja Bohemy. Jeśli ktoś interesuje się postacią Gedza w innym kontekście niż nośne refreny nasączone autotunem, to mógł skutecznie typować skład obsady producenckiej albumu. Mamy więc produkcje samego zainteresowanego, solowo lub w duecie 808bros, wspieranego przez LOAA. Wszystkie inne ksywki gdzieś tam już z Gedzem widzieliśmy i gdzieś tam lub dużo wyżej niż gdzieś tam udowadniały swój kunszt. W creditsach widnieją takie postaci jak Sokos, Pham, Dziedowicz, SHDOW, CatchUp, HVZX, Grrracz, 2K, Frankleen i Michal Anioł. Ludzi całkiem sporo jak na 10 utworów, przez co niemalże na każdym numerze mamy różnorakie kombinacje i współprace, o czym za chwilę. A i mówię o dziesięciu, ponieważ według sklepowej wersji płyty oficjalna tracklista kończy się na „Zasięgu” tym samym wykluczając spod oceny „Urwisa”, „Gehennę” i „Chcx Chcx”. To tyle z mojego kompozycyjnego obowiązku zawarcia w tekście części informacyjnej. Napiszmy coś o tej Wytrzymałości.
Jest czym rzeźbić…
W tak szczodrze obdarzonej w bitmejkerów płycie ciężko nie zwrócić uwagi na bity właśnie. Wymuskane, głębokie i naprawdę ciekawe aranżacyjnie trapy nie ustępują ani na moment, często zahaczając o trochę delikatniejsze cloudy. Na dwóch utworach słyszymy graną, niesamplowaną gitarę, o którą posądzałbym Frankleena. Wydaje mi się, że Gedz jest już na tyle doświadczonym graczem, że możemy pokusić się o określenie, że ten album brzmi jak jego album. W sensie wiecie, to są te produkcje, jakie kojarzycie z jego uchem do bitów. Mają jakiś taki magiczny, kosmiczny pierwiastek, który unosi się między ścieżkami. Mnogość producentów pozwala na wprowadzanie aranżacyjnych smaczków jak ociekający wręcz SOHO Palace jeden bridge w „Yin Yang”, przy jednoczesnym zachowaniem spójności brzmienia. Niebywale utalentowane jest muzyczne towarzystwo Gedza. Tylko kto pozwolił mu wybrać tę cholerną stopę w „Kamikaze”. Jest okropna!
A przecież Gendźwiłł jest perfekcjonistą. Tak przynajmniej określił go kiedyś Hodak w Sajko Radio. Dość pobieżnie co prawda badałem jego poprzednie dokonania, jednak to wystarczyło, bym w pełni podzielał tę opinię. Zawsze każda podbitka, chórek, pitch, śpiew sprawiały wrażenie dopieszczonych tak jak to tylko było możliwe. I tak właściwie jest też na tym albumie. Od strony wokalnej wszystko tu gra, dostajemy standardowy już dla Gedza arsenał krzyków, modulacji i podśpiewek, wszystkie oczywiście mistrzowsko wygładzone autotunem przez mojego ulubionego polskiego miksera jakim jest Grrracz. Istotnie, wokal Gedza na tym etapie jego kariery jest wytrenowany do perfekcji.
…tylko nie ma czego.
Niestety ciężko nie odnieść wrażenia, że przy całej tej palecie umiejętności umknął gdzieś gospodarzowi pomysł na ich wykorzystanie i zwyczajna kreatywność. Do tego stopnia, że 35 minut muzyki jakie dostarcza nam Stamina potrafi już znużyć. Na albumie znajdziemy może z trzy ciekawe melodie, reszta jest najwyżej przyjemna. Gedz postawił na trochę wolniejsze tempa, przez co popada w jakieś takie rozmemłanie i próbę bycia ładnym na siłę, zamiast faktyczne bycie takim. Do tego często zwrotki brzmią jakby wypisał na karteczkach każdą możliwość modulacji swojego głosu, wrzucił je do czapki zimowej BOR B LOGO BORDOWA 59.00 PLN i wyjmował po dwie lub trzy przed wejściem do kabiny. Czasem jest to korzystniejsze, czasem nie, na pewno jednak „Chaos” był dla niego dużo lepszy na kanale UrbanRec.
Odnoszę wrażenie, że wszystko co najlepsze, czyli świetne, bangerowe koncertówki „Chcx Chcx” i „Panamerę”, przynajmniej ciekawe „Urwisa” i „Gehennę” oraz obsadzone najbardziej znanymi gośćmi „Yin Yang” z Taco i „Wenflon” z Paluchem raper wypuścił jako single, a resztę albumu zapchał fillerami. Tylko, że jak już wspomniałem, trzy z tych utworów nawet nie należą do podstawowej wersji płyty.
Nie pomaga też liryczna niedbałość, którą widzę w konstrukcji wersów. Czasem potencjał na świetne, dynamiczne lub melodyjne zwrotki zostaje marnowany przez barsy, które gubią swój rytm, bo zamiast dobudować parę sensownych sylab raper postanawia zawyć dwie z nich lub poprzesuwać akcenty na chybił trafił. Wiem, że to brzmi jak czepianie się, bo przecież to rap i nie można tego robić od linijki, ale w pozycji, która przepełniona jest rozbudowanymi muzycznie podkładami, a sam wokalista opiera swoją ekspresję na śpiewie, naprawdę wypada trochę współpracować z produkcjami, zamiast swawolnie potykać się o własny język.
Jeszcze, żeby to było uwarunkowane wysokim poziomem merytorycznym. A gdzie tam! Przecież tutaj „leci nowy Darek, a ona robi szamę”. Z tą oną to też jest niezła akcja, bo zdarza się jej być „niewyspana, nie mieć humoru od rana”, no i też „jest to sztuka tak jak Banksy”. Gedz natomiast „nie urodził się, by nikim być, ani kimś”, za to już „urodził się jak Ty, żeby spełniać sny”, a poza tym to „pakuje walizę, leci w trasę, ale nie na Champs Elysees, leci robić papier”, pomimo, że „w zeszłym roku obrócił mili, bili…”. Szokujące może też okazać się dla niektórych, że „światem rządzi bankroll, a ludzie cały czas biegną” albo że „każdy niesie swój krzyż”.
Dobra, tamten akapit był po prostu złośliwy, bo znajdziecie jakieś dwie setki wydawnictw z tego roku, które są uboższe w wartościowe wersy. Gedzowi nawet wejdzie czasem fajna gierka słowna, jakieś ciekawe spostrzeżenie, czy refleksja, ale faktem jest, że połowę płyty poświęca swojej lubej, jedną czwartą swojej nieskromnej, bo braggującej osobie, a reszta to tak naprawdę ciężko stwierdzić.
Jak łatwo się domyślić, nie podoba mi się ta płyta. Mimo niepodważalnego warsztatu jej autorów, jest nudna, a ponadto nieciekawa. Gedza stać na dużo więcej i nie mam zamiaru głaskać go po głowie, bo jak zauważył Flint dla Interii – skończyły się czasy wyprzedzania sceny. Póki co, to w melodyjnym, przeautotune’owanym trapie prześciga go Pazzy i TikToki CatchUpa.