fbpx

Słoń & Dope D.O.D – Sick6Six RECENZJA Bartka Bieguna

Jeżeli nie wiesz kim są Dope D.O.D., to proszę się dowiedzieć, żeby uzmysłowić sobie skalę kolaboracji jaka tutaj zaszła. Może nie jest to Future ani nawet Bonez MC na feacie, mimo to nie należy mieć wątpliwości, że ta EPka to kolejny krok do wejścia polskiego rapu na europejski rynek muzyczny. Tylnymi drzwiami, ale zawsze. Zapisałem sobie takie zdanie i bardzo chcę go użyć we wstępie, żebyście wiedzieli od razu, jakie mam nastawienie: „Sick6six” to kolaboracja, o którą nikt nie prosił, w sumie to nikt nie potrzebował, ale jak już jest to niech zostanie.

Mamy więc trzech raperów – Słonia, nawijającego w swoim ojczystym języku oraz anglojęzycznych Skitsa Viciousa i Jaya Reapera. Znając choć kilka najpopularniejszych numerów tych artystów można było domyślić się jak będzie wyglądać ten album. Ja osobiście miałem płonne nadzieje na potężnego łamacza karków i faktycznie parę numerów spełniło to marzenie, ale poczekajmy. Większość polskich odbiorców i tak odpala ten album głównie dla pierwszego horrorcore’owca Rzeczypospolitej, poświęćmy mu więc akapit.

Wszyscy wiemy jak rapuje Słoń. Agresywny, krzykliwy wokal, raczej jednostajne flow bez specjalnych udziwnień. Pół zwrotki na jednym wielokrotnym, a jeśli w okolicach werbla pada sylaba zawierająca „u” to na 90% za chwile usłyszymy zrymowane do niej „chuj”. A już całkiem nieironicznie, to trzeba oddać Słoniowi, że niewielu jest w mainstreamie raperów, którzy przykładają taką wagę do techniki. Oczywiście zdarza mu się wrzucić parę sylab tylko po to, żeby złożyć dwójkę, ale naprawdę jestem w stanie mu to wybaczyć. To, co mnie dręczy, napisałem już wyżej. Wszyscy wiemy jak rapuje Słoń. Nikt nie spodziewa się już nawet, że Słoń czymś zaskoczy. On po prostu ma dostać bit, do którego będzie wygodnie bujać łapą na koncertach, ma na niego wpaść swoim charyzmatycznym głosem, ma na nim obrazić parę osób, sztywno ujeżdzając perkusję. I to się proszę państwa trzyma, jest solidne, i co najważniejsze – spełnia swoją funkcję. Jeśli chodzi o polskiego rapera w tym tercecie, to będąc jego fanem będziecie nim dalej, a jeśli nigdy go nie lubiliście, to chociaż uszanujcie ile chłop się narymował w „3M Dick”, bo aż miło.

Holenderski duet na tle Słonia wypada dużo ciekawiej. Mają rozmaitsze pomysły na flow, większy luz, a raz na czas zdarzy się im nawet przyspieszyć. Nie pozwalają wyjść Polakowi na pozycję lidera tercetu, nawet go przyćmiewają, co według mnie działa tylko na korzyść projektu. Oczywiście nikt z tej trójki nie wspina się na jakieś niewyobrażalne szczyty raperskiego fachu. Zwrotki z reguły nie porywają, zdarzają się przebłyski, ale zwykle oscylują w okolicach poprawności. Między raperami czuć jednak swego rodzaju chemię. Chrypa Viciousa świetnie kontrastuje z altem Słonia, przeplatane refreny brzmią conajmniej naturalnie, wszyscy trzej są podobnie zdenerwowani na bliżej nieokreślonych oponentów.

Bo oczywiście „Sick6six” to osiem numerów chorej, brudnej braggi. Zwrotki z poszczególnych numerów możnaby pozamieniać i nikt by specjalnie nie odczuł róznicy. Słowo „chorej” wrzuciłem trochę, żeby podlizać się fanbaseowi Słonia, ale zostawiam już opinii słuchacza, czy uzna za klimatyczny punchline czy może zwykły paździerz wersy typu: „W przerwach między masturbacją gorliwie waliłem konia”, „I’m datin’ lady death and she be kissin’ me // I don’t disagree, but this bitch need some Listerine” albo „Jestem jak bakterie kału na twej szczoteczce do zębów” czy mój faworyt: „End up with red on the wall, and it won’t be ketchup”. Z pewnością można powiedzieć, że i na tej płaszczyźnie raperzy się uzupełniają. O ile nie trafiają do mnie takie linie, to niewątpliwie mają swój urok.

W produkcjach bywa różnie. Motyw przewodni to oczywiście brud i ruchanie trupów, jednak ugryziono go na kilka sposobów. Najlepszy dla mnie utwór, głównie za sprawą produkcji, to bez wątpienia wcześniej wspominany „3M Dick” autorstwa The Returners. Podkład prosty, gołym uchem można wychwycić wszystkie poszczególne sample, mimo to tak wspaniale spełniający swoje zadanie. Pomimo, że nie jestem fanem rapera z Poznania, to jego albumu z Returnersami słuchałbym jak pojebany. Nikt nie potrafi lepiej zagrać pod niego niż Chwiałas i Little. Aż chce się odpalić „Nową Starą Szkołę”. Oprócz tego mamy parę zajawek bardziej pod holenderską część zespołu, jak poprzedzające stopę dubstepowe przeciągnięcia w „Xmas 2019″, które z kolei jest najgorszym spośród utworów i wybranie go na singiel było naprawdę ryzykowne. O ile przeważają właśnie „łamacze karków”, to podkłady dołożyli też Sergiusz x 2K czy APmg, więc i dla fanów machania łapami w bardziej skomplikowany sposób znajdzie się coś ciekawego.

A, no i mamy jeszcze gości. Profesor Smok i Simon Roofless nie dali rady uratować zupełnie pozbawionego polotu possecuta „Ghosttown Strangler”. Za to trzeci featuring, a konkretnie Australijczyk – Wombat dał najlepszą zwrotkę na całym „Sick6six”. Słuchajcie, ten gość zagrał największego freaka na albumie, którego gospodarzami byli Słoń i Dope D.O.D. Jako jedyny wykorzystał cały potencjał mistycznego, klimatycznego podkładu Chrisa Carsona, gdzie aż prosiło się o wykorzystanie dropu i proste „kill it”. Na tym samym bicie Słoń nawinął, że chcesz być super stary jak te Adidaski.

Podsumowując – album nie dla każdego. Żeby odczuwać przyjemność ze słuchania, musisz być przyzwyczajony do wersów o podżynaniu gardeł czy kopulacji z kimkolwiek sobie Skits Vicious wymyśli. Może to nie do końca moja jazda, a może odejmując misję jaką obrali sobie artyści jest to po prostu średnia płyta. Największym profitem jaki wyciągnąłem z tego albumu to odkrycie Wombata i przypomnienie o miłości do Returnersów. Poza tym bawiłem się średnio, wolę machać łapą do Almost Famous. 5/10 i zapominamy.

Zeen is a next generation WordPress theme. It’s powerful, beautifully designed and comes with everything you need to engage your visitors and increase conversions.