Wiele razy na tym portalu, na naszym fanpage’u czy grupce poruszany był wątek absolutnego wyjałowienia treściowego. Chętnie zarzucilibyśmy ten temat na przysłowiowy kołek od butów i skupili się na innych rzeczach, niestety jednak (albo i stety) żyjemy w rzeczywistości, w której o to ciężko. Dzisiaj jednak felieton odmienny, bo i sytuacja niecodzienna – polski raper swoją twórczością stara się coś przekazać! I to raper nie byle jaki, bo należący do jednej z największych wytwórni w Polsce. „O co w tym chodzi?” Bobera, to coś, na co czekałem. I nawet o tym nie wiedziałem.
Coś nowego?
Jesteśmy świeżo po premierze singla, który zapowiada kolejną płytę reprezentanta QQ. Poprzedni krążek, który zresztą miałem przyjemność recenzować, przyjął się bardzo dobrze. Na singlach typu „Czarek” czy „Poradnik sukcesu” pękła bańka, a ten drugi pewnie zmierza do przekroczenia progu dwóch milionów wyświetleń. Jak na rapera pokroju Bobera – wynik bardzo dobry. Nie wyświetlenia są tu jednak najważniejsze, a fakt, że Bober potrafił dotrzeć i zgromadzić wokół siebie rzeszę fanów, którzy potrafią docenić jego styl i przymknąć oko na oczywiste wady, o których pisałem już przy okazji Poradnika sukcesu. Dla leniwych i tych, którzy nie chcą nabijać nam wyświetleń, w skrócie przytoczę, że największą wadą Bobera i jednocześnie powodem, dla którego nie robi on wielomilionowych wyświetleń jest absolutny brak repeat value. Nie ma jednak tego złego, bo bielski raper brak catchy hooków czy wpadających w ucho refrenów zastępuje czymś znacznie ważniejszym dla wielu słuchaczy. Treścią!
„O co w tym chodzi” wpisuje się w szerszy kontekst dyskusji na temat szeroko pojętego fenomenu, jakim jest religia. Temat więc, jak można łatwo się domyślić, stary jak świat, a może i nawet jeszcze starszy. Czy Bober stanowi nowy głos w tej tysiącletniej dyskusji? Nie. Czy chciałby do tego pretendować? Również nie. Raper dzieli się po prostu swoim poglądem, który dla wielu w nadwiślańskim kraju płynącym winem mszalnym może być kontrowersyjny. No, bo jak to tak podważać dogmaty w pierwszej zwrotce? Ale ale, wszystko po kolei.
Nie da się wierzyć w człowieka
Najciekawszym zabiegiem, jaki został zastosowany przez Bobera w jego nowym kawałku jest absolutne odwrócenie perspektywy. Ludzie religijni wierzą w Boga, chcąc, żeby ten obdarzył ich swoim błogosławieństwem, ułatwił życie, uzdrowił ich psa, który ma złamaną nogę. Tracą w swoim egoizmie szerszą perspektywę wiary per se, która miała stanowić nie tylko oparcie w trudnych chwilach, ale też przez to kierować ludzi na właściwą ścieżkę życiową. I przede wszystkim, co świetnie widać w XXI wieku – właściwą ścieżkę poglądową. Ludzie są tak święcie przekonani o istnieniu Boga opisanego w Biblii przeszło 2 tysiące lat temu, że nie są w stanie wyobrazić sobie Boga, który najzwyczajniej w świecie stracił w nich wiarę. No, nie oszukujmy się, daliśmy mu do tego niemało powodów na przestrzeni życia nie tylko naszego, ale też naszych przodków.
Bober porusza w swoim singlu tak wiele rzeczy, że nie sposób powiedzieć o nich wszystkich w jednym, krótkim felietonie. Wojny religijne, tożsamy wizerunek Boga w różnych religiach, rasizm, szkodliwość kierowania się w życiu stereotypami to tylko kilka z nich. I tutaj wracamy do punktu wyjścia, o którym pisałem kilka akapitów wyżej. Bober jest na tyle inteligentnym gościem, że potrafi zaciekawić samą treścią, fajnie złożonymi wersami i świetnie przekminionymi, nietypowymi linijkami. A do tego przekazać w tym coś sensownego, coś zmuszającego do przemyślenia spraw tak fundamentalnych, jak religia. Do tego nie czujesz przy odsłuchu zażenowania, jak to często bywa w przy tego typu utworach. Mało jest takich raperów na naszej scenie. Naprawdę, bardzo mało.
Żeby nie było tak kolorowo…
Warstwa muzyczna, w którą te przekminy są ubrane, pozostawia wciąż wiele do życzenia. Wiadomo, że w XXI wieku raperom mainstreamowym ciężko zejść poniżej pewnego poziomu. Kawałek brzmi w porządku, nic tu nie skrzeczy, nie ma żadnych nieczystości, a głos Bobera najzwyczajniej w świecie jest przyjemny do słuchania. Od technicznej strony wszystko jest jak najbardziej w porządku. Po prostu kawałek ten może dla wielu okazać się monotonny, z jednostajnym flow przeplatanym jedynie krótkimi przerwami, które mają pełnić funkcję zmiany osoby wypowiadającej się w dialogu rapera z Jezusem.
Kolejną smutną sprawą, która już niestety nie zależy od Bobera, może być to, że ludzie zwrócą większą uwagę na wersy o Edziu i Tau, aniżeli na faktyczne, fajne przesłanie tego kawałka. No, miejmy jednak nadzieję, że strzały w wyżej wymienione, niewątpliwie barwne postaci, nie przyćmią niewątpliwej jakości wszystkiego, co dzieje się wokół. Tym miłym akcentem wypada skończyć ten artykuł i najgoręcej jak to tylko możliwe zachęcić do przesłuchania jednego z lepszych singli, jakie wyszły w tym roku. Pozdro, miejcie nadzieję, że Bóg w was wierzy. Albo i nie. Przecież to i tak my go stworzyliśmy.