To, że Sokół, VNM, Łona czy Mes piszą niesamowite linijki nie trzeba już nigdzie ogłaszać, ani zaznaczać. O tym, że Taco i Oskar w ostatnich latach wsławili się bardzo obrazowymi opowieściami na swoich płytach też napisano już wszędzie. Czy w takim razie warto poszukać ciekawych fabuł w mniej oczywistych zakątkach naszego rapowego podwórka? Postaram się Wam na szybko udowodnić, że tak.
„Nie krytykuję, nie oceniam, tylko obserwuję” – Meek oh Why
Zacznijmy od postaci, którą, jeżeli znacie, to właśnie przewróciliście oczami – „No przecież wiadomo, że Meek pisze dobre storytellingi!” – no właśnie, wnioskując po wyświetleniach wygenerowanych przez jego płyty, niekoniecznie.
Meek jawi mi się, jako Taco Hemingway z alternatywnej rzeczywistości, w której nigdy nie nagrał Szprycera, nie dotarł na szczyt popularności polskiej sceny muzycznej i dalej nagrywał artystyczne, rymowane opowieści dla niewielkiego grona słuchaczy. Oczywiście jest to olbrzymie uproszczenie i skrót myślowy, ale tak, w twórczości Meeka można usłyszeć sporo Taco z Trójkąta, czy nawet Marmuru. Nie są to aż tak kompleksowe historie, ale tracki często kolaborują ze sobą i przemycają mnóstwo postaci, relacji i opowieści.
Za najbardziej fabularny album tego rapera wydającego niegdyś w Asfalcie można uznać „Płytę Rodzaju”. Oniryczną, przepełnioną symbolizmem, miejską historię miłosną zadającą wiele filozoficznych pytań i skłaniającą do autorefleksji. Ponadto, oryginalny patent na historię przemycił również w utworze „Powrót do Przyszłości” z płyty „Miło Było Poznać”.
Dla fanów artyzmu w hip-hopie i miłośników starego Taco – gratka. Dla wielbicieli bardziej konkretnych linijek zostawiam dalsze pozycje w zestawieniu.
Świnia – Incognityzm
Skoczmy na moment do undergroundu, który przemknął gdzieś bez większego echa, choć stanowczo zasługiwał na większy rozgłos. Świnia to Krakowski raper, który zniknął bez pożegnania w 2016 roku zostawiając po sobie 2 niesamowicie emocjonalne Epki. Ciężko jednak cokolwiek mu zarzucać – sam wielokrotnie podkreślał, że nie zamierza zostać raperem na „pełen etat”.
Wracająć do głównego tematu, Świnia swój pierwszy mini album zatytułowany „Demo EP” rozpoczął właśnie „Incognityzmem” – ciężkim, przepełnionym emocjami storytellingiem, w którym wciela się w 2 niezależne postacie – młodego chłopaka z bloków z wysokim poczuciem sprawiedliwości oraz lekarza, chirurga – których losy się krzyżują. Jest bardzo obrazowo, dynamicznie, a emocje obu bohaterów są wręcz wykrzykiwane nam w twarz. Cała historia jest zamknięta mocno poruszającym morałem dającym bardzo do myślenia.
Idealny track do puszczenia sobie wrześniowym wieczorem i zadumania się nad wieloma życiowymi kwestiami, w tym nad postrzeganiem zwykłych ludzi, których co dzień mijamy.
Weź koleżankę
Teraz czas na odrobinę luźniejszy motyw. Świętej pamięci Leh parał się storytellingami w co najmniej paru numerach, ale ja dla rozładowania atmosfery przez następnym writerem zdecydowałem się na nieco prostszy, humorystyczny numer.
„Weź koleżankę” to krótka historia o wkurzającej, niepotrzebnej nikomu koleżance twojej dziewczyny, która nie ma gdzie się podziać, więc idzie z Wami – brzmi znajomo? Jeżeli przynajmniej raz miałeś dość natrętnej laski tego pokroju, to odnajdziesz się w tym numerze, jak Smarki po latach na Romantic Psycho.
Jak przystało na Leha, czy to storytelling, czy nie, trzyma poziom – jest wręcz najeżony punchline’ami i bystrymi komentarzami sytuacyjnymi. Przy okazji, dzięki leniwemu, luźnemu flow, słuchacz cały czas odnosi wrażenie, że opowiada mu to kumpel z osiedla na ławce przy papierosie. Swoje trzy grosze dorzuca na końcu Otsochodzi, ale to koncepcja przewodnia Leha gra w tym utworze pierwsze skrzypce.
To na pewno tylko „smutny rap”? – Twórczość Huczuhucza
Płaczupłacz – pod takim przydomkiem wielu pewnie zapamiętało tego rapera z Trójmiasta. Nie dziwne też, jeśli ktoś kompletnie nie pamięta tej postaci, Hucz jest bowiem nieaktywny mniej więcej od 2014, czyli ogromu czasu, patrząc pod kątem branży muzycznej.
W 2011 wydał on „Po tej stronie raju”, płytę, z której pochodzi legendarny już (niekoniecznie w pozytywnym sensie) track „Gdyby nie to”. Numer ten zaczął wirusowo rozprzestrzeniać się po sieci zaraz po publikacji. Miliony wbite na kilku niezależnych od siebie kanałach Youtube’owych nawet dzisiaj robią wrażenie. Niestety popularność tego kawałka przyniosła dla wizerunku wypływającego dopiero rapera więcej szkody, niż pożytku. Wraz z ogromną viralowością tego utworu powstał stereotyp, iż Hucza słuchają tylko spłakane emo nastolatki w wieku gimnazjalnym, a on sam nagrywa takie smutne tracki specjalnie pod ten fanbase.
Autor wielokrotnie wzbraniał się przed takimi oskarżeniami i wieloma numerami w innym klimacie starał się udowodnić, że jego wachlarz emocji i umiejętności to coś więcej niż „płakanie do bitu” jednak jak to bywa z wizerunkami – jedna przyczepiona łatka może zostać przy kimś na lata, i tak właśnie się stało w tym przypadku.
Ale do rzeczy! Utworami, dzięki którym według mnie Hucz rzeczywiście powinien zostać zapamiętany są właśnie liczne storytellingi. Praktycznie na każdej wydanej przez niego płycie był co najmniej jeden, często więcej. Te numery są pełnymi, bardzo konkretnie, a zarazem poetycko napisanymi historiami. Nie są to lekkie ani przyjemne dla ucha opowieści, przestawiane w nich postacie zawsze zmagają się z bardzo ciężkimi, często dramatycznymi problemami, własnymi demonami czy okrutnym losem.
Hucz popadał momentami wręcz w całkowity hardcore, opisując chociażby życie dziewczynki gwałconej przez ojca, młodej prostytutki czy tragiczny żywot alkoholika bijącego żonę. Jakkolwiek mrocznie i nieprzystępnie to nie brzmi, (zwłaszcza w dobie aktualnych trendów rapowych) są to według mnie numery bardzo pieczołowicie dopieszczone lirycznie, a obrazy pojawiające się w wyobraźni słuchacza przy odbieraniu tych dzieł zostają w głowie na lata. Spośród tych wszystkich przedstawianych przez Hucza fabuł najbardziej mogę polecić „Półpiętro”, wrzuconą powyżej „Pauzę”, subtelnie poetycką „Bezsilność” i o wiele starsze, ale wciąż ciekawe „Gdzie jest” oraz „Byliśmy Żołnierzami”.
Pozycja ewidentnie nie dla bardzo wrażliwych. Jednak w moim odczuciu od czasu do czasu warto posłuchać sobie czegoś takiego, skonfrontować się z opisywanym złem i odrobinę zadumać się nad tym, jak przerażającym stworzeniem może być człowiek.
Przygody Grubego Brzucha
Żeby nie kończyć tej wyliczanki w tak ciężkim klimacie, na koniec zostawiłem wręcz ciekawostkę. Grubson, legendarny dla wielu słuchaczy z roczników około dwutysięcznych artysta z pogranicza hip-hopu, reggae, dancehallu i paru innych podgatunków, których nazwy i tak Wam nic nie powiedzą, również spróbował swoich sił w byciu narratorem.
Wraz ze swoim serdecznym przyjacielem i kompanem muzycznym, Dj’em BRK, zamknęli swoją wspólną płytę z 2012 roku utworem pod tytułem „Przygody Grubego Brzucha”. Ten numer to lekka, pełna czarnego humoru i luzu historyjka o uprowadzeniu przyjaciela obu panów, Jota, i próbie odkrycia kim jest porywacz. W trakcie przekomarzania się z oprawcą przez telefon pada masa humorystycznych gier słownych i wielokrotnych, wypadających naprawdę przyjemnie i spontanicznie rymów, a w tle wybrzmiewa bit tworzący klimat parodii jakiegoś starego filmu detektywistycznego.
Nic niesamowicie ambitnego, zwłaszcza po przedstawieniu powyższych rymowanych fabuł, niemniej ten track potrafi bardzo poprawić humor i zaskoczyć, z jak dużą naturalnością i zajawką obaj autorzy odnaleźli się w konwencji storytellingowej.
Uwielbiamy dobrze opowiedziane historie
Myślę, że każdy zaangażowany słuchacz po prostu lubi słuchać opowieści nawijanych pod bit. Forma, którą ofertuje rap bardzo sprzyja przedstawianiu fikcyjnych (lub prawdziwych) fabuł i potrafi niesamowicie połechtać wyobraźnię słuchacza.
Autorzy, których przedstawiłem w tym zestawieniu nie są Szekspirami polskiego storytellingu, ale z pewnością można ich przyrównać do tych mniejszych, lokalnych pisarzy, którzy również są warci uwagi, tylko trzeba po nich sięgnąć, a często nawet nie mamy możliwości odkrycia ich dzieł w natłoku nowych wydań.
Mam nadzieję, że chociaż jedna z wspomnianych tutaj rapowanych historii w jakichś sposób Was zaintrygowała i spróbujecie się z nią zapoznać. Pamiętajmy, że zrymowanie wymyślonego przebiegu zdarzeń, a potem jeszcze przeniesienie go na format MP3 to bardzo złożony i wymagający mnóstwa pracy proces, który, jeżeli wykona się go na odpowiednim poziomie i w ciekawy sposób, jest naprawdę warty docenienia.