Jaka sytuacja w kraju jest, każdy widzi.
Tu ktoś protestuje, tam ktoś protestuje. Każda grupa społeczna ma obecnie wielką chęć by wyrazić swoje niezadowolenie, a owo musi zostać zauważone przez wszystkie inne grupy społeczne. Tak działa demokracja, a jak działa, to też każdy widzi. Najgorsze w tym jest jednak, że widzą to również polscy raperzy.
Jakoś od początku tego roku nasi melorecytatorzy zaczęli głośniej wyrażać swoje poglądy. „Polskie Tango” było bardzo trafione, wszak stworzył je tekściarz wcale nienajgorszy. „Młody Boss” było całkiem sympatyczne w swej infantylnej, bajkowej stylówie, która brzmieniowo kojarzy nam się raczej z wychodzeniem na spacery po plaży z ukochaną, aniżeli na spacery po Alejach Jerozolimskich z transparentami. Mainstreamowi gracze wrzucali pojedyncze wersy punktujące wiadomych polityków. Przyzwoicie prezentowali się też bardziej niszowi butni artyści, o których pisaliśmy w TYM artykule. Mimo tych nieraz bardzo celnych szpil wbijanych w nasze władze, sytuacja była tylko gorsza, a każdy z tych numerów doprowadził do tego, że ludzie żyjący w świadomości, że tańcem można wielbić Boga dostrzegli również, że muzyką można szkalować państwo. Dlatego też wraz z przyjściem jesieni najpopularniejszym motywem w naszym kraju obok drillowej perkusji była tematyka protest songu.
I nie zrozumcie mnie źle – ja rozumiem, że to jest potrzebne. Hip-hop jak żaden inny gatunek stanowi odbicie nastroju społeczeństwa, bo przecież nie na darmo klasykiem został wers Peji: „Jakie życie taki rap”. W momencie wybuchu strajków, blokad i marszy w całym kraju również raperzy nie pozostali bierni. I chwała im za to! Ile jednak jest w tym faktycznej chęci wsparcia sprawy, a ile zwyczajnego skoku na chwytliwy temat?
Przypomnijmy sobie początek pandemii, kiedy to ruszyło #hot16challenge2. Nagle okazało się, że charytatywność i viralowość akcji sprawia, że dopisanie powyższego hashtagu w tytule numeru z miejsca dodaje mu kilkaset procent normalnych wyświetleń. Cel był szczytny, efekt wręcz szczytowy. Skazą na obliczu przedsięwzięcia, o której nie omieszkali wspomnieć sami organizatorzy w podsumowaniu, były osoby, które brały udział w wyzwaniu wyłącznie dla własnej korzyści. Nie mi zaglądać komuś do kieszeni, nie będę rozliczał ludzi z wpłat, do których nagrana zwrotka niejako obligowała. Pojawiło się jednak multum zwrotek, które wprost negowały istnienie jakiegoś zagrożenia. Po co więc brać udział w akcji, której tak właściwie to nie popieramy? A no dla wyświetleń.
Podobnie dzieje się teraz. Szpaku w ramach protestu wychwala swoje rapowe umiejętności w singlu promującym jego najnowszy album. Cypis i Ronnie, którzy znani raczej z pajacerki i rozrywki robionej otwarcie w celach zarobkowych nagle wrzucają piorunki w miniatury utworów. Tymek akurat wyszedł obronną ręką, bo jego chwytliwe „Wypierdalaj” udostępnił tylko na SoundCloudzie i nie promował go prawie wcale, co oczyszcza go z zarzutów.
O ile z tymi bardziej znanymi ksywkami nie ma jeszcze tragedii, bo możemy od biedy uwierzyć w szczerą chęć użycia swojego autorytetu do wsparcia ruchu i wpłynięcia na swoje grono odbiorców, o tyle dużo głośniej zgrzytam zębami przeglądając premiery z podziemia i głębokiego podziemia. Zasypywani jesteśmy opiniami na temat aborcji od osób, które marzą o wyświetleniach „Polskiego Tanga”. Większość z nich aż chce się skwitować krótkim: „Ale kto pytał?”.
Najgorszym z możliwych przykładów protest songu jest nazwany z wielką pompą utwór „osiem gwiazd (wojna)” autorstwa Karola Krupiaka. Damn! Ten numer brzmi jakby TKM zakochał się w Marcie Lempart. Jest wypchany truizmami, z flow którego wstydziłby się Jędker dwadzieścia lat temu. Jakimś cudem poszedł viralowo i obecnie ma grubo ponad 3 miliony wyświetleń. Kim jest Karol Krupiak? Też nie wiem. Ale zrobił sobie ładny boost w karierze na plecach nośnego tematu.
Protesty trwają, a wraz z nimi przybywa buntowniczych wykonawców. Kiedyś śmiano się z YouTuberów w rapie. Dziś raperzy zachowują się jak kanały commentary, łapiące klikalne tematy.
cover photo: Michał Mazurek (IG: mazurek_m)