fbpx

Kukon – „Radio Taxi”, recenzja

Kukon znalazł balans pomiędzy swoją starą stylówką z poprzednich płyt, pełną wyuzdanych wersów, pretensjonalnej i odważnej formy wyrażania samego siebie, a muzyką, która mimo, że pazura nie straciła, to mimo wszystko spoważniała. W dalszym ciągu określenie jej jednak “grzeczną”, byłoby nietrafione. Po odsłuchu płyty “agresja i depresja” sypałem w jej kierunku negatywnymi epitetami, a z ust wylewał mi się przemielony “piękny syf”, “młoda dama”, “głupia/mała dziwka” i wiele, wiele innych wersów i fraz o których chciałem jak najszybciej zapomnieć. Toteż naturalnym było dla mnie, żeby twórczość Kukona odłożyć na bok i wrócić dopiero za parę ładnych miesięcy. Nie odbierzcie tego źle, zwyczajnie tą płytą zostałem tak zrażony do następnych projektów, aż uznałem, że słuchanie ich przy mimowolnym uczuciu wstrętu, będzie dla oceny tej muzyki krzywdzące. W międzyczasie próbowałem podchodzić do “diabły i zapałki”, jednak z podobnym efektem. Ten mały detoks finalnie się udał i zrobił mi bardzo dobrze. Kukona sprawdzam od samych początków jego muzycznej ścieżki i o ile nie była to zazwyczaj linia lotnicza, z której chciałem korzystać, to klimat usilnie co i rusz mnie przyciągał.

Pierwszy singiel z “Radio Taxi” sprawdziłem na dobrą sprawę przez przypadek. Na skrzynkę fanpage’a Sajko trafił link do utworu “bliźniaczki”, a ja dałem Kukonowi szansę. Zaskoczenie, mieszane uczucia, w końcu pewna fascynacja zbudowanym klimatem. Te emocje towarzyszyły mi po odsłuchu. Ale co najważniejsze, od razu chciałem to zapętlić i obejrzeć razem z klipem. Kukon, który łysy wygląda niczym James McAvoy z filmu “Split”, klimat obrazka jak z obskurnych realiów Rosji, pity gorzoł, gra w karty i tańcząca na stole pani. Przy tym wszystkim trafne przedstawienie natury artysty, kosmos bit i brak jakichkolwiek wersów, które mogłyby drażnić mnie w ucho. Bałem się, że to tylko pojedynczy wyskok i przejaw jakiegoś potencjału Kukona, który przypadkowo został aktywowany, ale już wiedziałem, że płytka obowiązkowo wleci na moje słuchawki. Prawdziwym zawodem była miesięczna obsuwa, która jednak jak się okazało, została miło zrekompensowana. Na dobre albumy się po prostu czeka.

Jeśli miałbym wskazać wersję Kukona w której najlepiej czuć jego emocje, to byłby to “Tulipan”. Faktem jest, że płyta zaczęła się dosyć nużąco, ale bardzo wyraziście i raczej ukierunkowała mnie na klimat, którego miałem się spodziewać w dalszej części albumu. To taka swoista podróż po życiu młodego artysty, który prowadzi je trochę jak gwiazda rocka, próbuje dopiero odnaleźć swoje wnętrze i umiejscowić je między otaczającymi go światami. Ale jeśli bym ograniczył się do powyższego zdania, to potraktowałbym tę płytę krzywdząco. Raper niedługo do perfekcji opanuje wyrażanie swojego zagubienia i jeśli z jego ust słyszę słowa zwątpienia apropo samego siebie, to mu wierzę w stu procentach. Zupełnie odwrotnie było chociażby w przypadku krążka White’a, który formą wyrażania tego zagubienia smęcił, smęcił i jeszcze raz smęcił. Na szczęście Kukon tego nie robi, a jego “ja” chociaż nie zawsze jest ukazane wprost, to ukazane jest bardzo dobrze i chociaż grane jest życie rocknrollowca, sypane narkotyki i jest zabawa, to dominuje smutek i poszukiwanie. Te mocniejsze akcenty widać przede wszystkim na kawałku “Baltona” i tym utworze z gościnnym udziałem Pikersa, którego połączenie z Kukonem daje tak samo dobre efekty jak w przypadku połączeń z Igim. “Baltona” to mój prawdziwy faworyt z płyty. Tak charyzmatycznego, wręcz agresywnego Kukona jeszcze nie słyszałem. Prawdziwe odzwierciedlenie ciemnej strony melanżowego życia z narkotykami, wódką, ludźmi i kobietami na pierwszym planie, później jednak z wyraźnie zaznaczonym, charakterystycznym zjazdem Bardzo chciałbym widzieć wizualizacje do tego klipu, bo mogłaby ona być ciekawym doświadczeniem. Mocne wrażenie zrobił na mnie utwór “Blondi”, który w połączeniu z klipem wyrwał mnie do innego świata na parę ładnych minut. To chyba brzmieniowo najbardziej dopracowany kawałek na płycie i zresztą, również posiadający najbardziej pozytywny wydźwięk. Z miejsca propsy dla Pazzy’ego, bo mixmaster tego utworu robi robotę, podobnie zresztą jak cała jego aranżacja. Te bardzo ważne czynniki zadecydowały o tym, że to najlepszy dotychczas album Kukona. I chociaż nieco nużący i monotematyczny, to ciekawy, od bitów z dobrze dopasowanymi liniami melodycznymi do rapera, przez mroczny, surowy klimat dźwięku, aż do wykręconych, brudnych teledysków.

Kukon to w ogóle rocknrollowiec tego środowiska. Upodobał sobie już dawno klimatyczne, nastrojowe podkłady z gitarą w tle, a życie takiej gwiazdy rocka, co bardzo dobrze słychać na płycie, idzie mu świetnie. Nie wiem czy zazdrościć, czy współczuć, jeśli już zazdrościć to nam samym sobie, dzięki temu dostaliśmy prawdopodobnie kawał dobrej muzyki, jednak kiedy pochylimy się głębiej nad warstwą liryczną twórczości Kukona, to raczej dominować powinno współczucie. Taka jednak jest czasami domena artysty. Dużo treści płyta mimo wszystko nie zawiera, ale jest konkretna i napisana w taki sposób, że buduje to oryginalny klimat. Obyło się bez lirycznych baboli, co albo świadczy o tym, że głosy zażenowania wśród słuchaczy dotarły do Kukona i postanowił coś zmienić, albo ta jego liryczna przemiana wyszła naturalnie. W obu przypadkach należy jednak przyklasnąć i spropsować trzymanie dyscypliny, bo słuchanie głosu odbiorców to niestety niepopularne zjawisko w przypadku artystów, a szkoda.

Na dobrą sprawę pozostało nam obecnie obserwowanie jego kariery i dalszych ruchów. Zauważalne jest u niego coraz bardziej trzeźwe podejście do nietrzeźwego życia, jednak nadal dominują skrajne, zazwyczaj negatywne emocje. Nie liczę na to, że Kukon zacznie kiedyś robić głębokie kawałki o ludzkiej egzystencji. Dla wszystkich będzie lepiej, jeśli chociaż muzycznie pozostanie on gówniarzem z łysą głową, który buntuje się przeciwko życiu i jeździ po Polsce grając koncerty, robiąc piękny syf przy wódce. Dzięki temu też zdobędzie więcej obserwacji apropo wymiaru życia artysty, zupełnie takich jak w kawałku “bliźniaczki”, których jeszcze na tej płycie było niestety zbyt mało, aby określić ją treściwą. Krążek momentami nużący, ale spójny, mocny, brudny i Kukonowy w nowym wydaniu. Należą się przede wszystkim brawa za muzyczny postęp. Radio Taxi oferuje bardzo dobre kursy, polecam, szczególnie tym, u których stare podróże z muzyką Kukona wywoływały chorobę lokomocyjną.

Zeen is a next generation WordPress theme. It’s powerful, beautifully designed and comes with everything you need to engage your visitors and increase conversions.