fbpx

Kosa? Maczeta? Scyzoryk? – recenzja „Organiczne Związki Liryczne”

Jako humanista nie mogłem odpuścić płyty o takim tytule, chociaż sama okładka nie jest już tak ciekawa. Lubię jakieś niejednoznaczne, ambitniejsze nazwy. Jednakże słuchacz nie żyje tytułami, a projektami, jakie ów tytuły chrzczą. Czy najnowsze wydawnictwo zawodnika QueQuality spełnia oczekiwania i wpasowuje się w klimat jaki buduje samą nazwą? Cóż, zapraszam do przeczytania mojej recenzji.

To Jan-Rapowanie, ale taki lepszy…

Bardzo lubię płyty młodych ludzi, którzy nie próbują mnie moralizować, a poprzez swoją muzykę rozmawiają o problemach życia codziennego i o tym, co ich właściwie otacza. Ciężko mi się słucha rad życiowych od kogoś, kto jest starszy zaledwie kilka lat więcej względem mnie. W przypadku Kosy nie możemy mówić o roli wykładowcy na uniwersytecie „Życie”. Płyta wydaje się mieć charakter mocno osobisty, porusza na niej temat swoich wewnętrznych rozterek i pozostawia przemyślenia wobec otaczającego go świata. Przez przyziemność tematów łatwo się z nimi utożsamić, co także pozytywnie wpływa na odbiór płyty.

Musimy powiedzieć jedno – to nie jest krążek pełen losowych frazesów czy generycznych rap-wersów. Reprezentuje ona sobą coś więcej niż trochę, na przykład But na pedałach, ale homofobów szczuję/Patrzę w lusterko, ale noska nie pudruję. Nie można Kosie odmówić, że się nie starał.

(źródło Ig: @kadoes, fot: @ko8ieta)

Dodatkowym umileniem warstwy lirycznej jest wokal Kosy, który po prostu jest przyjemny. Sama barwa głosu może się już podobać, a gdy dodamy do tego umiejętności w jego użyciu, dostajemy naprawdę miłe połączenie. W głosie Kosy doskonale słychać emocje, nie są to sztucznie wyrecytowane słowa, a momentami naprawdę porywające partie, które potrafią niejednokrotnie przeszyć ciarkami, a przynajmniej wywołać gęsią skórkę. To jeden z największych plusów tego krążka. Numery jak gitarowy „Tlen”, tytułowe „Organiczne Związki Liryczne” czy „Detergent” to po prostu dobre utwory, do których na pewno niejednokrotnie wrócę.

„Stowarzyszenie umarłych poetów”

Na płytę dograli się Kukon, Jan-Rapowanie oraz Linda i niejednokrotnie spisywali się lepiej, niż sam gospodarz, a na pewno takie stwierdzenie nie będzie nadużyciem w przypadku tego pierwszego. Kuba dograł się do numeru „Sople” i zdecydowanie ratuje ten kawałek. Po raz pierwszy od kilku miesięcy ucieszyłem się z jego wersów, bo zwyczajnie rzucił dobrą, kukonową zwrotkę, jednak wpisał się nią w klimat płyty, dostosował do oczekiwań gospodarza, a przede wszystkim słuchacza. Bez niego „Sople” byłyby średnie, żeby nie napisać asłuchalne.

Janek również nie wybił się ponad swój poziom. Przynajmniej całe „Etanol i Kortyzol” są nagrane pod reprezentanta SBM – od bitu, po zwrotki Kosy. Chociaż oboje się tam odnajdują a numer jest po prostu dobry, to nie jest to żadna rewelacja, nad którą można się rozwodzić. Stworzyli spójną całość, ale trochę na próżno szukać tam niesamowitych wersów, po których padnie mityczne „wow”.

Natomiast Linda zostawiła na „Flarach” świetne partie wokalne i znakomicie wpasowała się w całość utworu. Mam wrażenie, że bez tych chórków numer straciłby na wartości artystycznej. Jest ona odpowiedzialna za wszystkie damskie wokale na tej płycie. Czuć chemię na linii gospodarz – gość, a to jest najważniejsze. Bardzo miła barwa głosu, która w takiej aranżacji spisuje się świetnie. To kolejna zachwycająca współpraca wokalistki z raperem. Dwa dobre wokale wykonały jedną, jakościową robotę.

Siekiera

W tym momencie muszę trochę pomarudzić, nie dla zasady, a z potrzeby. Technicznie nie ma tu żadnych rewelacji, ot Kosa bitu nie goni, ani mu on nie ucieka. Całość nie traci na melodyczności, nie ma tu przepaści w ilości sylab w kolejnych wersach. Jedynie Flow kosy może troszeczkę irytować, jest ono niekiedy drażniące jak w „Soplach” czy „Oktanie”, a sam raper niezbyt często je zmienia i moduluje. Ostatecznie jest to dla mnie minus.

Jednak największą wadą tego albumu jest numer „Kapsaicyna”, który jest nieporozumieniem. Nie wiem co Kosa miał w głowie, ale wrzucanie klubowego numeru na jakimś house bicie do takiej płyty to porządna dysharmonia. Odbiegając od poziomu kawałka, bo notabene takich numerów jest mnóstwo i to lepszych, to kompletnie on tu nie pasuje. Jeżeli autorowi zależało, aby zrobić trochę przyjemniejszy do odbioru numer, to mógł napisać coś o wspomnieniach, kiedy za dzieciaka grał w piłkę albo jeździł do ulubionych wujków – gwarantuje, że przyjęłoby się to lepiej, niż „Kapsaicyna”. Słuchając tego doszło do mnie, że to nie psy są wściekłe, a ja przy odsłuchu. Przynajmniej dla mnie jest to zbędny i słaby feeder – plastikowy, nic nie wnosi do samej płyty.

Co w duszy gra?

Oprócz autorefleksji autora, jakie stanowią lwią część płyty, zwróciłem także uwagę na podkłady. Bity są niekiedy cudne. Sam fakt, że poświęcam im osobny akapit niech będzie dla was sygnałem. Za ich produkcje odpowiada sam Kosa, z pomocą Forxsta, SecretiveSuicide, Eyecontact i innych. To, co komplet producencki dla nas przygotował świetnie wpasowuje się w tematykę i ramy płyty. Pomagają, a nawet niejednokrotnie tworzą melancholijny klimat, chociaż stwierdzę, że bliżej im do produkcji smutnych. Nie są to typowe „mood time type beat”, tylko twory, nad którymi ktoś przysiadł i popracował, aby idealnie pasowały pod rapera. Dzięki nim wokal Kosy i chórki Lindy są jeszcze bardziej uwydatniane i lepiej odbierane przy odsłuchu. Nie mogę powiedzieć o nich złego słowa, oczywiście pomijając tą tragiczną „Kapsaicynę”.

Dobra płyta, Kosa.

Zeen is a next generation WordPress theme. It’s powerful, beautifully designed and comes with everything you need to engage your visitors and increase conversions.