VNM to dla mnie postać co najmniej ważna. Uosobienie skillsów, charyzmy i bezprecedensowej braggi.
Najnowsze parę płyt już mniej pokrywa się z tym ostatnim określeniem, a sam raper na co drugiej z nich odnajduje siebie na nowo i nagrywa o tym album. Nic to, Venom to wciąż chodząca marka. Wokulski polskiego rapu – kochał go jak romantyk, ale zdobywał go jak pozytywista. Wystarczy popatrzeć, jak wyprzedzał resztę ówczesnego Prosto na szlagierowym i legendarnym już I żeby było normalnie. W dobie, kiedy bez zażenowania były tam rzucane rymy czasownikowe, on wlatywał ze swoimi połamanymi wielokrotnymi i zadziornym flow. Racja, obrywało mu się nieraz, że zbyt nagina swoją treść do uzyskania formy, wrzucając zupełnie niepotrzebne sylaby do wersów, ale tacy raperzy też są potrzebni. Ja najbardziej lubię Venoma z lat 2013-16, czyli płyt ProPejn, K9 i genialnego mixtape’u promującego jego własną wytwórnię. Właśnie w tym okresie powstał jeden z najlepszych braggowych utworów w Polsce. Linie, sto wersów nagrane na raz, numer z tych na szaro na RapGenius.
Zaznaczam jeszcze – fakt, że ten tekst wlatuje akurat dzisiaj nie ma nic wspólnego z ostatnim singlem Fała, ani z tym, że Linie to była jego odpowiedź na pierwszą część #hot16challenge. Kolejność publikacji była zaplanowana już dużo wcześniej, a cały tekst poza tym akapitem oraz tytułem powstał pewnie i z trzy miesiące temu. Niemniej cieszę się, że akurat dzisiaj przypadła jego premiera.
„Ta, the one’n’only na fonii, mam B.Melo na bicie
To flow z głowy to nie fony, litery w zeszycie
Trzy wiosny zawartości portfela nie liczę
W chmurach głowa, pluje ogień Chimera w Erice”
Właściwie w pierwszych czterech wersach można już opisać najważniejsze cechy rapu VNM’a. Zanim schafter przeszedł GTA San Andreas po raz pierwszy, Venom już był znany z wrzucania angielskiego do swoich zwrotek. Nienaganny akcent rapera sprawił, że przy pierwszych kilku odsłuchach, jeszcze w gimnazjum, nie mogłem rozszyfrować otwierającego wersu, a pancz z Chimerą w Erice zrozumiałem dopiero robiąc research do tego tekstu. Przytoczona czwórka stanowi jednak świetną bazę do przypomnienia paru zabiegów, o jakich mówiliśmy wcześniej. W W02, gdzie przyglądaliśmy się Sariusowi, występowało tzw. wypalenie konceptu, kiedy to wersy były składane bardzo podobnie i efektownie, jednak pod koniec sekwencji brakowało już zapału i ostatnie linijki były po prostu dopisane, bez zachowywania schematu. Tutaj mamy podobnie. W każdym z trzech pierwszych wersów mamy rymy do „only/fonii/B.Melo na bicie”, przy czym zachowują jakiś narzucony sens. Venom jednak, by dopełnić efektowną czwórkę i zamknąć ją jakimś panczlajnem staje się więźniem narzuconego wzorca i nie daje rady dobudować już tak wyraźnych dwóch pierwszych rymów, a cała linijka właściwie pozbawiona jest sensu bez dopowiedzenia sobie paru słów, które nie zmieściły się przed werblem. Oczywiście, szkody są naprawdę zminimalizowane, jednak wciąż mamy tu lekkie efekciarstwo, uzyskane kosztem treści W numerze braggowym jednak o to mniej więcej chodzi.
Rymom poświęcę osobny akapit. W ostatnim Warsztacie wspominałem o liczeniu rymów sposobem muflonowym, co przydaje się przy końcówkach tak niedokładnych, że aż zbudowanych na różnych samogłoskach. Tutaj mamy tego piękny przykład. V kładzie akcenty w o taki sposób: „mam BI MElo na BIcie//LI TEry w zeSZYcie//por TFEla nie LIcze//CHI MEra w eRIce”. Poza ostatnią i zaznaczonymi sylabami tak naprawdę mało co się ze sobą zgadza w tych sekwencjach. Jednak dzięki wyraźnym akcentom położonym w odpowiednich miejscach, mamy wrażenie, jakby wszystkie te sylaby ze sobą współgrały i tworzyły wielokrotnego combosa.
Jednym z bardziej przykuwających moją uwagę momentów jest też:
„Tam młody ma rękaw asów
Penga to nie była kwestia do dyskusji, kurwa mać, tylko kwestia czasu”
Dysporoporcja między długością tych dwóch wersów przejawia się też w zajmowanym przez nie miejscu na bicie. Zazwyczaj wers rapowy trwa przez uderzenie dwóch werbli. Dwa – odpowiednio przez cztery uderzenia. Tutaj pierwsza linijka jest zdecydowanie krótsza i zajmuje tylko jeden „beat”, przy czym tak naprawdę nie wnosi zupełnie niczego, nie stanowi żadnej gierki słownej. To tylko siatkarska „wystawa”, po której w bicie zrobiło się trzywerblowe miejsce na wygłoszenie długiego punchlinowego „ataku” spokojnym, dosadnym tonem, bez żadnego przyspieszenia czy gonienia bitu. No i oczywiście, żadna technika czy flow nie doda linijce tyle uroku co pięknie zaakcentowane „kurwa mać”.
Kolejnym z elementów numeru, o jakich chciałem wspomnieć, jest zwykłe, oldschoolowe policzenie rymów. Tak się składa, że w Liniach mamy fragment, gdzie przez 20 wersów (1/5 numeru!) występuje nagromadzenie rymów podwójnych do „nadaremnie”. Co prawda wraz z kolejnymi linijkami rymy tracą dokładność i gdzieś od połowy zaczynają pojawiać się słabsze, drugie sylaby z samogłoskami „e”, „i” czy nawet „u”. Niemniej – niedokładnych lub dokładnych, podwójnych, muflonowych rymów do „nadaremnie” mamy w utworze aż 29. Przymknijmy oko na końcówki typu „nagra flejm, ej”. Doceńmy, że na scenie wciąż są raperzy, którzy dają pożywkę rapowym geekom, siedzącym z kalkulatorem w ręku i RapGeniusem na stronie startowej.
Na koniec muszę jeszcze przypomnieć legendarny już czterowers z Linii, który bezpośrednio zahacza o tematykę Warsztatów:
„Technicy cisną bekę z tekściarzy na pojedynczych
Ci drudzy mówią, że ci pierwsi piszą od linijki
Jak gadasz gówno ilość rymów nie da nic, ciągnij
A ty od treści – jak nie masz flow to se pisz książki”
Na podstawie tych linijek trzeba oddać VNM’owi, że mimo że czasem zbyt zapędza się w swoich popisowych konstrukcjach i wieloznacznościach, to i tak stosunek technika/treść jest u niego jednym z najwyższych w rapgrze. Fajnie jest mieć kogoś takiego na scenie, a to, że singiel ProPejn ma tylko 450 tysięcy wyświetleń zakrawa na skandal!