fbpx

Nie rozpuszczalna, ale jeszcze nie kopi luwak – recenzja „Czarnej Kawy” Hermesa

Przygoda Hermesa ze Starterem SBM nie zakończyła się zakontraktowaniem, czemu ciężko się dziwić. W końcu w tej samej edycji wystartował Mata. Niemniej Czarna Kawa pokazuje, że łodzianin nie bez powodu w tym starterze się znalazł. Ale jeśli mainstream jest dla niego jakiamś celem, to na to zdecydowanie za wcześnie.

Czarna Kawa bowiem to płyta dość nierówna, w swojej konstrukcji bardzo uwypuklająca najmocniejsze strony Hermesa, ale też te, które mocno zaniżają poziom płyty.

Być jak… 2017

I od jednej z takich słabych stron chciałbym zacząć. Pamiętacie czasy, gdy w polskim rapie w co drugim refrenie ktoś był jak coś albo robił coś jak ktoś? Niestety ja też. Eskalacją tego były single z Polonu Białasa, gdzie najpierw „chodził w dresie jak Skepta”, potem „płynął jak przez Ganges”, a potem adresat „nic nie rozumiał jak uuaa” (tu podstawcie sobie odgłos wydawany przez małpy). Żeby było śmieszniej, jeden z numerów promujących płytę nosił tytuł „How”. Oczywiście nie skreślam z góry każdego utworu, który w refrenie zawiera słowo „jak”. Jest to jednak dla mnie z pewnością oznaka jakiegoś braku kreatywności u twórcy.  I w tym momencie pojawia się Hermes, u którego refreny trzech z singli (i notabene trzy pierwsze utwory na trackliście) informują nas, że „Leci jak Concorde” („Concorde”), „Robi wrum wrum jak jebane Ferrari” („Wyścig”), oraz zawierają prośbę „ty lecz mnie, lecz, jak paracetamol” („Paracetamol”). Drażniące jest to szczególnie w przypadku „Wyścigu”, którego refren jest w mojej opinii zwyczajnie głupi. Drażniący jednak, jak mówiłem wcześniej, nie oznacza z góry słaby, bo tu z treścią refrenów kontrastuje z kolei mocna strona Hermesa.

Absolwent szkoły muzycznej

Te refreny brzmią naprawdę dobrze (no może poza „Wyścigiem”, ale serio, nie chce mi się już pastwić nad tym numerem). „Concorde” w swojej braggowej konwencji nie zachwyca treścią, ale już refren nawinięty z odpowiednią charyzmą w głosie i energią brzmi świetnie. Bardziej melancholijny „Paracetamol” ze świetnym napędzającym numer bridgem pokazuje całkiem spore możliwości wokalne Hermesa. Nie jest to zresztą jedyny moment na płycie, gdy możemy się o nich przekonać. Najlepszy (obok „Bomb”) na płycie „Głupi” imponuje właśnie m.in. dobrze zaśpiewanym, chwytliwym refrenem. Bridge w „Łódzkim Charakterze” jest jednym z lepszych tego typu zabiegów, jakie słyszałem w tym roku. Możliwości Hermes ma z pewnością ogromne, ale wraz z wnikliwszym przyjrzeniem się wspomnianym na starcie singlom, wracamy do elementu rzemiosła rapowego, który jeszcze u niego kuleje.

Bragga bez braggi, a czasem zwrotka bez zwrotki

Momentami pod względem treści Czarna Kawa wydaje się strasznie pusta. „Concorde” czy „Wyścig” (a jednak musiałem), w założeniu braggowe, nie mają ani jednego panczlajnu, przy którym zatrzymałbym się i pomyślał „wow, fajnie to przekminił”. Lepiej wypada to w przypadku „Gotham” i przede wszystkim „Hartu”, jednak nie jest to również coś, nad czym wygłaszałbym peany. Przyznam natomiast, że w każdym z tych numerów widać duże umiejętności techniczne. Podwójne i potrójne sypią się gęsto, a jednocześnie Hermes ma dość ciekawą frazę, która akcentuje rymy i je uwypukla. Ponadto bardzo umiejętnie wplata przyspieszenia. Bragga jednak opiera się na panczach i sama technika to jeszcze trochę za mało. Problem treści pojawia się także w „Paracetamolu” gdzie w teorii poważny numer, mówiący o problemach autora w pierwszej zwrotce i refenie, zostaje zbity bezpłciową drugą zwrotką. Historia ta powtarza się przy „Bombach”, emocjonalnym utworze, który w drugiej zwrotce razi ogólnikami i zbieganiem z nadanego wcześniej numerowi toru. Nadanego przez pierwszą zwrotkę oraz refren, które powinny być pewnym kluczem dla Hermesa.

Tylko prawda może nas uratować…

… bowiem pierwsza zwrotka z „Bomb” jest jedną z najlepszych na płycie, a jej moc tkwi w… szczerości. Zawsze w momencie, gdy Hermes posługuje się historiami z życia i konkretnymi sytuacjami, słucha się tego o wiele lepiej. Czy to relacje z ojcem na „Bombach”, czy różne irytujące go sytuacje na „Czarnej Kawie”, czy wreszcie długa lista wstydliwych wydarzeń z „Głupiego”. Utworu, którego nie umiem słuchać bez uśmiechu na ustach. I który też umacnia we mnie tezę, że Hermes póki co najlepiej wypada w momentach, w których rapuje bez specjalnego napinania się. Oby było ich jak najwięcej w przyszłości, która przed łodzianinem może być świetlana. W końcu już teraz prezentuje spory wachlarz umiejętności.

Cel: progres

Musi tylko robić to, co najlepiej potrafił mitologiczny bóg z jego ksywy: z
\apierdalać. Wciąż jest wielu fanów podejścia do rapu prezentowanego przez Hermesa i ja osobiście do nich należę. Dlatego pomimo licznych niedociągnięć wymienionych przeze mnie w recenzji, płyty słuchałem z przyjemnością. Czekam na kolejne ruchy jej autora, bo myślę, że szczyt jego możliwości jeszcze daleko przed nim.

P.S.

Jest jeszcze jedna sprawa, o której chciałbym wspomnieć, z kategorii tych pozamuzycznych. Wielu słuchaczy kojarzy Hermesa z okresu Starteru nie z powodu jego numeru, a nieszczęsnego filmiku z dabem. Sprawa przykra, w mojej opinii przeklejanie tego przy każdej możliwej okazji jest głupie. Ale no cóż, zdarza się, najlepiej ucisza się śmieszków dobrą muzyką. Jednakże takie adnotacje na Geniusie jak ta:

Lub ta:

Lub ta:

Nie pomagają w odklejaniu łatki. Momentami niepotrzebne, trochę wyglądają jak traktowanie słuchacza jak głupka, czasem lekko trącą narcyzmem, a wierzę, że nie było to w żaden sposób, jeśli to czytasz, Twoją intencją, Hermesie. Bardzo mi się podoba np. ta adnotacja:

Fajnie rozbudowuje ona treść wersu, wynika z niej ciekawa historia. Całe to post scriptum jest w dobrej wierze. Może jego temat to pierdoła, ale myślę, że dość istotna w budowaniu pozytywnego wizerunku.    

Zeen is a next generation WordPress theme. It’s powerful, beautifully designed and comes with everything you need to engage your visitors and increase conversions.