Kult rapera
Travis po premierze „ASTROWORLD” w 2018 roku stał się jedną z największych gwiazd współczesnej muzyki i popkultury. Komercyjny sukces usłany bardzo dobrymi recenzjami, pozwolił mu na sprzedawanie swojego zestawu w McDonaldzie, odbycie koncertu w Fortnite bijącego rekordy oglądalności, czy wyprzedanie stadionów przez setki tysięcy ludzi noszących jego model niskich Jordanów z odwróconym swooshem.
Wszystkie wspomniane rzeczy ukazują, do jakiego stopnia urósł hype wokół samego artysty. Czy da się go unieść? Słuchacze oczekują eksperymentalności i zaskoczeń „Rodeo”. Chwytliwości refrenów jak na „ASTROWORLD” i… czegokolwiek, co porwało ludzi na „Birds In The Trap”. Nie oszukujmy się, Travis stał przed cholernie ciężkim zadaniem. Sam byłem przekonany, że otrzymamy najbardziej średniacki album odcinający kupony od ASTRO, szczególnie po premierze beznadziejnego numeru K-POP. Jak bardzo się myliłem, uświadomiłem sobie dopiero po usłyszeniu HYAENA…
Nie Travis Scott, a Travi$ Scott
Ponieważ „UTOPIA” jest środkowym palcem dla wizerunku, jaki sam wykreował przez ostatnie 5 lat. Czuć na krążku charakterystyczny sznyt produkcji Travisa zza czasów „Owl Pharaoh”, „Rodeo”, a nawet „Yeezusa”, przy którym Travi$ (wtedy jeszcze ze znakiem dolara w ksywie) był jednym z głównych producentów/realizatorów. Jednak nie jest to odtwórcze, a Scott jak z rękawa wyskakuje z nowymi, ciekawymi sztuczkami. Naprawdę, dawno nie słyszałem tak świetnie wyprodukowanego albumu.
Godzina i trzynaście minut to na dzisiejsze standardy długość projektu, która często gwarantuje zanudzenie słuchacza materiałem. Szczególnie w dzisiejszych czasach, gdzie każdy wyskakuje z wersjami deluxe projektów trwających bite parę godzin. Na „UTOPII” nie ma to miejsca. Cholernie się cieszę, że Travis postawił na swoje pomysły i z pomocą stałej ekipy – Mike Deana, Kanye, Metro Boomin i Wondagurl zrealizował je na poziomie, nieosiągalnym dla większości artystów.
Kreatorzy Utopii
Kolejną obawą, jaką żyłem przez cały roll out projektu, było przekonanie, że otrzymamy tzw. pakiet artystów komercyjnych, pokroju: Beyoncé, 21 Savage, Drake, Bad Bunny, Thugger i klasycznie The Weeknd. Fakt, pojawiają się na projekcie, jednak dali dobre gościnnki, a szczególnie Drake i Beyoncé. Są jednak przyćmiewani, przez wydawałoby się, underdogów tego projektu.
Teezo Touchdown na MODERN JAM zjada gospodarza, nadając piosence większe zabarwienie emocjonalne. Westside Gunn swoim Griseldowym brzmieniem i moimi ukochanymi ad-libami pokroju „GRRRR” i „POOW POOW POOW” potęguje mroczne brzmienie LOST FOREVER produkcji The Alchemist. Rob49 wjeżdza na TOPIA TWINS jak do siebie, a Yung Lean, Sampha i James Blake nieco spowalniają i łagodzą klimat krążka. Natomiast podium należy się SZA za fenomenalny featruing TELEKINESIS (znany już od paru lat legendarny leak Kanye Future Sounds). To, w jaki sposób piosenkarka wjeżdża wraz z instrumentami dętymi, przy każdym odsłuchu kompletnie mnie porywa i nawet wzrusza. Gdybym miał wybrać najsłabszą gościnkę, to byłby to Playboi Carti. Tęsknie za starym Cash Carti, gdzie nie brzmiał jak zapalenia płuc i dało się zrozumieć jego zwrotki.
Nieidealny raj…
Niestety największą wadą projektu jest sam jego autor. W pewnych momentach czuję, że Travis nie miał pomysłu na to, w którą stronę ma iść wokalnie. Szczególnie widoczne jest to na SKITZO, gdzie pomimo licznych zmian beatów i bardzo dobrej końcowej części kompozycji, Travis przez 4 minuty zamula pomimo genialnego podkładu. No i wisienką na torcie – K-POP, będącym najgorszym singlem roku, jaki słyszałem. Nie wiem jakim cudem fuzja trzech największych artystów na świecie mogła pójść tak źle. Cała trójka musiała się ugadać, że zarzucą najnudniejsze zwroty, najbardziej żałosne linijki, by tylko sprawdzić, ile streamów nabiją jako ciekawostka.
…choć dalej raj
Pomimo tych słabych momentów, nadal lwią częścią albumu jestem zachwycony. Travis wspiął się na kolejny szczebel eksperymentowania. Brudne brzmienie na HYAENA i LOOVE przypomina mi 2013 rok i jego debiut w mainstreamie. TOPIA TWINS, MELTDOWN i FE!N to przykłady klasycznych bangerów, które będą gościć zapewne na wielu imprezach. Z drugiej strony, otrzymaliśmy spokojne i potulne brzmienia na MY EYES, TELEKINESIS, LOST FOREVER, I KNOW? i PARASAIL (co prawda w głównej mierze przez featuringi zmiatające z nóg).
Czym jest dla mnie jest „UTOPIA”?
Travis przez cały projekt przedstawia nam swój pogląd na utopię. Nie gwarantują jej pieniądze, sława, czy imprezy na używkach. Wręcz przeciwnie- są one furtką do dystopii. Według niego utopia jest tu na Ziemi i jest to doświadczenie, które zależy od naszych decyzji. Pod koniec albumu James Blake w utworze TIL FURTHER NOTICE pozostawia nas z pytaniem:
Where will you go now, now thay you are done with me?
Co dalej poczniemy, jak osiągniemy ten stan, czy będziemy walczyć o więcej, czy utoniemy w dystopijnej wizji?
Brzmi głęboko, prawda? Gdyby ktoś 5 lat temu powiedział mi, że La Flame, człowiek znany z największych imprez, który w swej krwi miał pewnie większość tabliczki Mendelejewa, podejdzie tak dojrzale do swojego albumu- zaśmiałbym się mu prosto w twarz. Bardzo się cieszę, że tak potoczyły się sprawy z tym projektem.
Nie jestem jeszcze w stanie stwierdzić czy jest to lepszy projekt niż „Rodeo”. Fakt, nie jest to idealny krążek głównie z winy głównego bohatera, ale jest tutaj tyle highlightów ze strony warstwy produkcji, gości oraz podtrzymanego mrocznego klimatu że „UTOPIA” stała się dla mnie pretendentem do albumu roku. Zobaczymy, jak zmieni się mój pogląd z czasem, ale na ten moment jestem usatysfakcjonowany i zaskoczony tego, co otrzymaliśmy po 5 latach.