Odwołując się do mojego wpisu o świeżej krwi na polskiej scenie, przytoczę na samym wstępie zdanie, które się tam pojawiło. “Jeśli “Custom” nie zabangla, to ogień Hodaka niestety zacznie już poważnie przygasać.” Postawmy sobie teraz pytanie, czy Hodak swoim najnowszym wydawnictwem zdał egzamin pomyślnie i tym samym sprostał oczekiwaniom stawianym mu przez ostatnie miesiące. Odpowiedź na to jest bardzo prosta, a jego album powinien zamknąć usta największym sceptykom.
Zamknął też mi, bo jeszcze kilka miesięcy temu nie pokładałem w nim takich nadziei jak po premierze. Zauważalne to może być nawet w moim tekście o Hodaku, który jakiś czas temu opublikowany został na fanpage’u Sajko. Nie nastawiałem się na projekt do zapętlania na słuchawkach, nie sądziłem nawet, że będzie miał poważne szanse, aby mocno konkurować z “marcową stawką” o miano płyty miesiąca. Tymczasem muszę stwierdzić, że o ile należę do ogromnych sympatyków twórczości Oskara i Steeza i mocno czekałem na mający dzisiaj premierę “Art Brut Mixtape vol. 2”, tak tym krążkiem się zawiodłem i myślałem, że na moich głośnikach nadal będzie panowała pustka lub stare, polskie albumy. Na całe szczęście z pomocą przyszedł mi Hodak z 2K’em wydając “Custom”, płytę, której nie dość, że mogę słuchać od deski do deski, to dodatkowo pozbawionej całkowicie zapychaczy. Nie zahaczę oczywiście o porównanie płyt ww. artystów, bo byłoby to z mojej strony czystą głupotą. To dwa inne klimaty, inny styl.
Zostawmy z boku moje oczekiwania przedpremierowe i skupmy się na uczuciach, które towarzyszyły mi po pierwszym odsłuchu. Zauważyłem, że Hodakowi wdaje się lekka monotonia i nie chodzi tu bynajmniej o stylistykę tworzonych kawałków, natomiast o powtarzalność jego flow. Bardzo mocno doszukiwałem się i wręcz liczyłem na eksperymentalną nawijkę opartą przede wszystkim na zabawie rytmiką. Fenomenalnie grające podkłady 2K’a, do którego nie można się przyczepić, aż proszą się o żonglowanie tempem rapowania. I na tej płaszczyźnie artysta zawiódł, szczególnie w utworze “Omerta”, który choć jest bardzo charakterystycznym akcentem na trackliście płyty, to w gruncie rzeczy rapowo bardzo jednostajnym, wręcz pokusiłbym się o stwierdzenie, że miałkim. Hodak na “Custom” broni się jednak tym, co jest jego najmocniejszym orężem – stylem, charakterystycznym wokalem strzelającym prostymi, ale bardzo mocnymi wersami, które są definicją artystycznej szczerości. Niektórzy muzycy mają wrodzony dar do wzbudzania w słuchaczu poczucia tego, że są z nimi szczerzy. My natomiast chcemy mieć poczucie obcowania z twórczością prawdziwych artystów, którzy wprowadzają nas w odległy klimat i przez kilka minut dają możliwość przenosin do innego świata. Zaliczając Hodaczyne do ich grona, trzeba pamiętać o tym, że świat malowany jego wersami do kolorowych się nie zalicza. Pełno tam alkoholu, narkotyków, przemocy i wyścigu o wygraną, która wiąże się z pieniędzmi. Marzenia prosto z ulicy. Natomiast sam fakt mówiący o tym, że z jego wersów wyłania się widziany jego oczami obraz świata już należy uznać jako ogromną zaletę. Bo porwać kogoś słowem i namalować nim obraz trzeba umieć, szczególnie jeśli chce się posiadać słuchaczy oddanych i lojalnych. A Hodakowi ta sztuka idzie obecnie bardzo dobrze.
Od nieregularnego rapera, któremu brakowało zacięcia, znanego z nagrywania featów i publikowania na kanale NNJL, do pracowitego i płodnego artysty z wizją na własną ścieżkę. Mimo, że początek poprzedniego zdania może wydawać się wręcz dla Hodaka obraźliwy, to sięgnijmy pamięcią wstecz. Czy komuś z nas kawałki wypuszczane przed “Oh wow” jakkolwiek zapadły w pamięć? Mi niestety nie. Zawsze, chociaż za generalizacją i kierowaniem się stereotypami nie jestem, to w głowie i tak siedziało przeświadczenie, że “Hodak to ten kolega Gedza”. I to stwierdzenie padało z przymrużeniem oka. A tą łatkę sobie odpiął ze startem publikowania na własnym kanale i to bardzo skutecznie, bo gdyby “Oh Wow” wyszło teraz z nagranym klipem, to mielibyśmy hitowy, milionowy kawałek, banglający na każdej playliście spotify. Ale nie ma co narzekać i być zachłannym, bo liczby i tak są świetne, szczególnie jak na start nowej dla Hodaka drogi. Odnosząc się natomiast do muzycznej płodności młodego H, z tego co się orientuję, to posiada już kawał nagranego materiału, który myślę, że jeszcze w tym roku będziemy mieli okazję usłyszeć. I to dobra informacja, ale również kolejne, potężne wyzwanie i prawdziwy sprawdzian umiejętności, który będzie można w końcu w stu procentach poprawnie ocenić. “Custom”, chociaż spójny, jest bardzo “mixtape’owy” i utwory pochodzą z różnych okresów. Wiele od powstania pierwszych z nich się zmieniło i to trzeba koniecznie zaznaczyć.
Hodaczyna chociaż może ma w sobie sporo przychodzącej mu naturalnie przewózki, przez którą odnosić można wrażenie, że bierze życie na chłodno, to w rzeczywistości ten album przekazuje masę emocji. “Stare ulice WWA” to piękny, lekki, ale bardzo sentymentalny obraz przeszłości związanej z rodzinnym miastem rapera – Kluczborkiem. Sama płyta aż kipi natłokiem wersów zapadających w pamięć, które choć złożone metaforycznie nie są, to Hodak idealnie potrafi zaakcentować ich obecność w tekście i nadać wartości emocjonalnej oraz kolorytu. Outro, które z Intro spina perfekcyjnie cały album w klamrę kompozycyjną, to najlepiej nawinięty, najbardziej charakterny, wykuty z dobrej liryki utwór, który potężnie postawił kropkę na końcu projektu. Tak zdecydowanego i pewnego siebie Hodaka chce się słuchać, chociaż wracając do utworu “Jordans” z gościnnym udziałem killera4687, nachodzi potrzeba czucia emocji rapera. Dowodzi to tylko jego wszechstronności i talentu. I tutaj zakończę rozważania dotyczące tego albumu.
“Custom” nie jest perfekcyjnym albumem, ale jest wymarzonym, legalnym debiutem, który pokazuje, że raper zakończy ten rok w ścisłym topie młodego rapowego podwórka. I chociaż Młody H ma styl jak aventador i reprezentuje podziemie, to niech wrzuca najwyższe biegi i wychodzi z niego jak najszybciej. Nadszedł czas na jeszcze poważniejszy sprawdzian i wyzwania. Sobie, jako słuchaczowi i sympatykowi twórczości, życzę kolejnej płytki Hodaka, która będzie miała powyżej czterdziestu minut. I na to liczę.