fbpx

Belmondziakomania przeszła najśmielsze oczekiwania – recenzja Belmondo „Hustle As Usual”

Pozmieniał się landshaft. Nie ma już grupy takiej jak Bilderberg, a Młody Sarmata z Gdyni przedsięwzięciem Poppyn dokonał stanowczego statementu — „wracam na dobry tor”. G to człowiek z tytanu, talent który swoją muzyką broni się tak bardzo, że fala afer wielkości tsunami i tak nie wypłukała jego postaci z głów słuchaczy. Ba! Nawet tragiczny album Uhhqow nie zmusił nas do pomyślenia, iż koniec faktycznie się zbliża. To dosyć zabawne, jak się o tym pomyśli w szerszej perspektywie. Przecież ten gość miał się już stoczyć tuż po rzekomym upadku Mobbyn, a wydał „Mordo jak tam zdrowie” i wszystko wróciło do normy, tematu nie ma. Narobił nadziei świetnym „Yomenikiem”, a potem znowu powtórka po aferze z Rafalalą, „wolnym Kurdystanem„, GSP i Oyche Donizem — na kanał Poppyn wleciał świetnie przyjęty singiel „Pappardelle All’arrabbiata„.

Lecz gdybym miał pisać o tym, jak ważnym raperem w Polsce jest Belmondo, gość który brał czynny udział przy nagraniu legendarnego Sos, Ciuchy i Borciuchy oraz Mobbyn, to prawdopodobnie nie starczyłoby mi czasu. O tym, co ma Belmondo, a czego nie ma twój ulubiony raper, napisał wcześniej Miłosz Beśka, link łapcie tu -> [link]

Jebane La Ramblas

Obsuwa to piąty element hip-hopu. Dosłownie chwilę po premierze materiał wyparował. Zdezintegrował się w przestrzeń kosmiczną, po prostu. Asfalt wrzucił info o treści „Przepraszamy za obsuwę nie z naszej przyczyny” i nawet ripa z Soundclouda już nie ma co szukać, bo spadł z rowerka w mgnieniu oka. Płyta Schrödingera, niby jest, ale jej nie ma. A ta sama, wyżej wymieniona obsuwa zrobiła w mediach większy szum niż inne pełnoprawne premiery. Wielkość — po tym wszystkim Belmondziak Sztossinger nadal ma zaufanie tak renomowanej wytwórni jak Asfalt Records, nawet jeśli nie chodzi o pełną opiekę nad wydawnictwem, tylko dystrybucję. A mowa o gościu tak udanym, że został wyrzucony z własnego składu dwa razy.

Followupy, followupy

Nie zgodzę się na pewno ze słowami Marcina Flinta, który sugeruje, że to raper dla snobów, ludzi którzy „kumają ten lot” i „umieją go zdekodować”, że plusuje raczej w środowiskach twitterowo-forumowych. Jakby… co tu dekodować? Po pierwsze, to najbardziej bezpośredni i przystępny materiał w jego dyskografii. Wersy nie są otoczone żadną aurą tajemniczości, jak w czasach świetności duetu z Oyche Donizem. A followupy? Nie stawiają wyzwań, są raczej smaczkiem dla hip-hopheadów, środowiska skate’ów oraz ludzi mających jakiekolwiek pojęcie o popkulturze. Muzycznie nie wymyślił koła na nowo, raczej usprawnił już istniejącą, sprawdzoną formułę, dodając do niej swojego charakteru.

Zabawne, jak bardzo standard mainstreamowego słuchacza poleciał w dół. Punkt odniesienia zmienił się tak bardzo, że prosty zajawkowicz z Gdyni uderza w snobizm i forumowy elitaryzm, bo jego tracki to nie „robię coś jak X” a „X” jest tytułem numeru. Poza tym Młody G jest raperem, jeśli chodzi o muzykę, powszechnie znanym. Rozumiem skąd się wzięła taka opinia, lecz wbrew pozorom fanbase nie dyktuje tego, jakie cechy posiada muzyka artysty. Przecież o wiele bardziej hermetyczne fanbazy ma Pikers i Sentino, a takich zarzutów się nie słyszy.

Sinusoidal Tendencies

Największa siła Belmondo? Zaskakiwanie. Płyta nosi tytuł Hustle As Usual, a ile w tym rzeczywistej hustlerki? Praktycznie w ogóle, ponieważ przyćmiła ją samokrytyka. Powrócił do korzeni, lecz te korzenie nie są zjełczałym echem przeszłości — wybrzmiewa z nich czysta hip-hopowa zajawka i unikalny polot. Bity Expo2000 mają charakterystyczny sznyt, którego nie znajdziesz u żadnego innego producenta. Słychać to w głównej mierze w „spikselizowanych” samplach, idealnie uzupełniających charakterystyczną manierę Gdynianina oraz kompromisie stylistycznym, przywodzącym na myśl ostatni projekt Returnersów z Mielonem.

Zawsze szanuje krótkie, konkretne materiały, ponieważ szanują one mój czas. Hustle As Usual to 25 minut spójnego, wyróżniającego się na tle reszty rapu, obchodzącego się bez żadnych zapychaczy. Młody G powraca jako zupełnie inny człowiek, obnaża się, dokonuje auto-moralizacji i konfrontuje się ze swoimi „grzechami”. Robi to jednak w sposób nieinwazyjny, te negatywne emocje są przelotne, funkcjonują w ponad połowie tracków bardziej jako tło, niż motyw przewodni. Pozwala mu to na błyszczenie tym, z czego znany jest najbardziej — zabawą słowem, błyskotliwością i porównaniami — przy tym nie zatracając clou, do którego dąży. Utwory tematycznie się przeplatają, ale przecież życie toczy się dalej, nie można stać wiecznie w miejscu.

Dlatego tracklista tej płyty jest po prostu mądrze wyważona; od razu po autorefleksyjnym numerze „Captcha”, wjeżdżają zgoła inne „Te Tereny”, ociekające lokalnym patriotyzmem, prawdopodobnie najlepszy track Belmondo od lat. Bardzo osobiste „Wte i Wewte” poprzedza luzacki numer „Z.K.C.K.” i skit „Popp Deep”, a „P.S.W.I.S” przecina od razu „Poppyn Universe”, nawiązujące do 2018 roku i „Yomenika”, który zresztą sam udzielił się na feacie. Ten materiał nie jest godzinną bułą, nie męczy. Przy tym jest lekko-ciężki, balansuje na krawędzi, ale nie spada z niej z hukiem na twarz.

Tak naprawdę jedyna rzecz jaka hamuje tę płytę przed byciem bardzo dobrą, to średnio dobrane skity. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby zamiast nich pojawiły się w tamto miejsce krótkie numery, takie jak „Teesy (Vol. 0/10)” czy „Skit Gyros” — idealnie by kontrastowały z resztą swoim nietypowym viralowym, „memicznym” vibem, w którym tak dobrze odnajduje się Tytus. Inna sprawa, że ta płyta nie ma za wiele momentów „wow” w postaci całych utworów. To pojedyncze smaczki w wersach, grach słownych pokroju „Wyżej o range tak jak clockwork”, czy „Niechęć kontra chęci; to nie kontrahenci”. Tracków, które rzeczywiście mają większe repeat value i są autentycznie świetne jest może mniej niż połowa. Chociaż poziomu reszcie odmówić nie mogę.

No i może „Wte I Wewte” — ciężki tematycznie, lecz przy okazji monotonny oraz niepotrzebnie ociężały. I w sumie to tyle.

Słowem porównania

Piszę to z oczywistą, subiektywną rezerwą oraz wyrazami szacunku do dokonań jednego z najważniejszych kolektywów we współczesnym polskim podziemiu, lecz na pewno nie uniknę kontrowersji. Dla mnie na ten moment H.A.U jest idealną alternatywą dla „fajnistycznego” rapu pokroju Undy i środowisk „około”. Bije z tego projektu autentyczna, niewymuszona świeżość. A sam rap nie sprawia, że czuję się jakbym spotkał niewiele starszego wykładowcę na studiach, który bardzo, ale to bardzo chce zostać moim kumplem. Belmondo to jeden z tych raperów, którzy lubią ironizować i bawić się słowem, lecz nie skręcają w rejony niewyhamowanego bezbectwa.

Znajdzie się rzesza osób, która się ze mną nie zgodzi, w końcu Unda to pewna pozytywna nisza, której zajebiście brakuje w polskim rapie. O ironio, ta epka jest tego naocznym dowodem — to kolejna płyta w polskim rapie malująca się w pesymistycznych barwach. Ten album nadal daje feeling pewnego „przystanku” w jego zawirowanej karierze, czegoś co jest zwiastunem jakiś większych rzeczy. Ale mimo wszystko nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Belmondo zrobił coś lepiej, niż hajpowany, ponad godzinny Da Groovement z ubiegłego roku. A to porównanie nie jest wyciągnięte z dupy, w końcu obie strony uderzają w bardzo podobną, staroszkolną niszę pełną luzu. Po prostu odróżnia je target i założenie.

Ulubione: Te Tereny, Followup, Pappardelle All’arrabbiata, Z.K.C.K (Teesy Vol. 2/10), P.S.W.I.S.

7.5 / 10

Zeen is a next generation WordPress theme. It’s powerful, beautifully designed and comes with everything you need to engage your visitors and increase conversions.