Odkąd tylko poznałem Afrojaxa uznałem go za „swojego” chłopa. Nikt inny w naszym XXI-wiecznym kanonie kulturowym nie przekonuje lepiej, że poziom każdego tematu można dowolnie dostosowywać. Ten rzekomo wysoki można zawsze obniżyć, chociażby ciężarem wielkiego pojemnika pudru, a ten rzekomo niski podnieść, chociażby lewarkiem z napełniającego się krwią penisa.
Ale żeby nie było – Syzyf HGW (bo taki przydomek zdecydował się tutaj przybrać) to nie jest jego najmocniejsze oblicze. Gimnastyka Artystyczna to pierwszy niesolowy rapowy projekt od… 13 lat? Współpraca z przejmującym obowiązki bitmejkerskie Dickym Bushmanem vel Ignacym Matuszewskim, członkiem electropopowej grupy Romantic Fellas, powinna oczywiście wiązać się z innym pomysłem na całość. I jasne, wciąż chodzi tu o balansowanie między wulgarnym barierołomstwem („Walę konia psu/I walę psa koniowi”, komedia), a wbijaniem szpil tym, którym się należy, czyli nam wszystkim (cały tekst „Weekendowych nihilistów”, dramat), ale Gimnastyka artystyczna LP jest propozycją niecechującą się tak bardzo „petardowością”.
Paczkę wypełnia tu ponadprzeciętna abstrakcyjność i przekminkowość tekstów. Powiedzmy sobie jedno – to album funkcjonujący w zupełnej obojętności wobec dzisiejszej polskiej kultury hiphopowej, jaką znamy z liczników strimów i hajsu przewalonego na Rzeczy Markowe. Dla inteligentów, którzy ze swoją inteligenckością się godzą, a nie się nią chwalą. Tutaj się należą analizy z pomocą polonistki (serdecznie pozdrawiam, pani Elżbieto, ja naprawdę się starałem), a nie sprawdzanie na Geniusie, co to za nowe slangowe słowo wleciało w tym sezonie. Nie zrozumcie mnie źle – są różne szkoły. Żadna lepsza, żadna gorsza, żadnej nie zdałem. Chcę tylko powiedzieć, że jest w tych literach naprawdę wiele do wyciągania, a nie tylko zabawki erotyczne z tyłka autora. Aż cytując liryka i bezwstydnie mrugając okiem w stronę jego miłośników – przecież ostrzegałem.
W ostatnim akapicie postanowiłem sobie dokonać częściowego rozgrzeszenia za zdominowanie tego tekstu przez postać mistrza ceremonii. Dicky, przepraszam cię, ale masz w tym tekście do czynienia z fanem, a wszyscy wiemy jaka to ciężka choroba. Przepraszam, bo biciska zrobiłeś NIEZGORSZE, wykręcone tak jak umysł typa, który się na nie wchrzania. Full-dygitalowa masa, bezpro8l3mowe, syntezatorowe centrum, bleep bloopy, wymuszanie gibania głowy – bijący konkret. To właśnie w tym środowisku wyczekiwane pierwsze, nieskromne użycie autotune’a na tym raperze jest istotnym i przydatnym zabiegiem.
No dobrze, ale kolejnym grzechem byłoby zrobienie tekstu na zbyt wesoło. Jako zagorzały zwolennik pojęcia „esencji” w krytycznym odbiorze muzyki popularnej, wyciąłbym ten niemal 5-minutowy skit z absurdalnymi pytaniami, który, choć momentami zabawny, zbytnio obniża żwawe tempo płyty. Jakbym miał właśnie uformować jeden zarzut wobec tej płyty to byłaby nim jej intensywność i utrzymywanie uwagi. Gdyby z tych 52 minut zrobić 42 minut to byłoby dosko, a tak jest jedynie dobrze. Niemniej, zaliczam Gimnastykę artystyczną do materiałów obowiązkowych, bo to następne wartościowe wydawnictwo z jednym z najlepszych polskich linijkarzy i jedynym takim na scenie. Spróbujcie. Sparzycie się, ale może jeszcze do tego zahartujecie.
Autor: Disco Musicam