Donguralesko prezentuje słuchaczom swój najnowszy album o pełnej nazwie Utwory Rapowane, Których Można Słuchać W Domu, W Aucie, Albo W Jakimś Innym Miejscu. Jest ona wynikiem obserwacji tego, co się dzieje aktualnie na świecie. W tekstach nie brakuje teorii spiskowych i wiedzy czerpanej z filmów z żółtymi napisami. To foliarstwo w innym wydaniu, co nadal nie oznacza dobrym.
Inaczej ubrane foliarstwo
Myślicie rap i foliarstwo. Co wam przychodzi do głowy? Hucpa Kaliego i Majora (przynajmniej mi). W skrócie — u Kaliego i Majora jest ten problem, że jedynym lekarstwem na biedę, zło, korupcje, śmierć jest jebanie systemu. Gural inaczej podszedł do tematu. Oczywiście, album jest przepełniony teoriami spiskowymi, „pseudopandemią” i innymi foliarskimi tematami, które nie mają sensu, ale różnica polega na tym, że on przynajmniej doradza słuchaczowi, co ma zrobić, jak przetrwać aktualną sytuacje polityczna i epidemiologiczną na świecie. Wracając do Hucpy — wyobrażacie sobie pacyfistę, siedzącego na czołgu i krzyczącego „jebać system!”? Ja też nie. U Gurala te teksty są bardziej przemyślane i poparte chociażby swoimi obserwacjami.
Aby nie było zbyt dobrze, artysta na utworach potrafił nieźle odlecieć. Przykładem jest chociażby „Msza za miasto Arras”. Nie potrafię zrozumieć tego utworu, możliwe, że źle do niego pochodzę i nie znam kontekstów, ale Gural obwinia o ryk, malarię i zaduch kolejno: Stańczyka, Jokera, własny alias, Lumpenproletariat, Husarie, Rafu Pariasa. Nie mam pojęcia skąd te połączenia i o co tutaj chodzi. Adresatami kolejnej częśc oskarżeń o to, „kto przyniósł narkotyki, gender i ovid” (uwaga: to nie jest literówka, on serio nie wymawia słowa covid, bo to w końcu pseudopandemia) są: geje, uchodźcy, wegetarianie, obcy (więc chodźmy na polowanie), cykliści, co pedałują (pora zakazać). No i najlepsze: „Winni dziennikarze, sługi Sorosa”. Na końcu podmiot liryczny na wszystkie wymienione przeze mnie grupy (było ich więcej, ale zaprzestałem wypisywania) nakazuje iść z widłami, aby rozwiązać problem. Jestem w połowie omawiania tego utworu i już moja głowa paruje. Dalej tego nie ciągnę, sami widzicie jak bardzo odklejony jest autor utworu. Tak, jak pisałem wcześniej — może to ja po prostu źle podchodzę do tego kawałka i nie rozumiem kontekstu.
Dlaczego ta płyta powstała?
Pierwsze pytania, jakie mi się nasunęły podczas odsłuchu brzmiały: „Dlaczego ta płyta powstała?” oraz „Dlaczego jest tak długa?”. Istnieją tam takie single jak „Memy”, „Msza za miasto Arras”, „Kawa”, które nie dorastają do pięt nawet najsłabszym utworom Gurala, są o wiele poniżej oczekiwań. Odnoszę wrażenie, że artysta sam nie był przekonany co do konceptu i ostatecznego brzmienia płyty. Nie można odebrać albumowi spójności, ponieważ jest on zwarty tematycznie, ale część tych utworów brzmi, jakby artysta dopiero zaczynał przygodę z muzyką. Od bliżej nieokreślonego czasu istnieje wśród raperów parcie na albumy długogrające, przez co posiadają one zupełnie niepotrzebne utwory, które psują całość. Podobnie jest z Utworami Rapowanymi, Które Można Słuchać…. Bez wątpienia płyta byłaby lepsza, gdyby usunięto z niej kilka kawałków.
Bity zjadają rapera
Największa zaletą tej płyty są produkcje, mix oraz master. Zdecydowanie przewyższają poziomem wykonawcę utworu. Gural podjął dobrą decyzje w niektórych momentach, aby po prostu się nie odzywać, przez co pozwolił słuchaczowi delektować się tylko podkładem. Returnersi, Magiera, Ceha, Świerzba, Lex Caesar czy James Wantana wykonali kawał dobrej roboty. Uprzedzam komentarze — tak, wiem, że są to bity „z paczki” i nie ma w nich nic odkrywczego. Bardziej zwracam uwagę na to, że istnieją w nich zabiegi mieszania bumbapów z newschoolowymi brzmieniami. Produkcje pasują do stylistyki Gurala. Choć raper stracił dawny wdzięk, to bity Returnersów lub Magiery przypominają dawne utwory DonGuralEsko.
Z miła chęcią słuchałem instrumentali, poniewaz Gural w pewnych momentach zwyczajnie przeszkadzał i bardziej byłem zainteresowany podkładem, co rzadko się u mnie zdarza. A co do eksperymentów — Magiera bardzo ciekawie skomponował singiel „Memy”. Na początku dostajemy Gurala w zupełnie innej stylistyce, która bardzo mi się spodobała. niestety ostatecznie raper zniszczył potencjał utworu, tworząc coś, czego nie da się słuchać.
Rap na siłę
Rozumiem zamysł trueschoolu, stylistykę Gurala, bez przesady. To już nie te czasy, gdy twórca musi na siłę sklejać rymy. Gdybyśmy przyjrzeli się dzisiejszym raperom na polskiej scenie hip hopowej to zauważylibysmy, że większość z nich nie składa już podręcznikowych schematów aabb, abab, a jedynie rymy okalające pozostają u łask twórców. Gural nieprzerwanie składa teksty niezbyt innowacyjnie, co brzmi źle. Jeszcze 5 lat temu może pochwaliłbym rapera za staranność przy pisaniu tekstów, ale dzisiaj to najzwyczajniej wyszło z mody i nikt na siłę nie szuka rymów. Może kilka przykładów z tekstu:
„Co robili przez te lata
Kiedy inny szatan szaty łatał”
„Na tobie, zabawce w rękach chciwych szaleńców
Słyszysz ten hałas? To kombajn żeńców”
Gdzie jest sens w tych wersach? Przez te starania o rym, teksty stały się po prostu głupie i nielogiczne.
To już nie ten sam Dziador
Wspomniane wcześniej pisanie tekstów na siłę kaleczy kolejną cechę rapera. Jest nią zimne flow, które na Utworach Rapowanych…” zanikło i nie jest już takie jak dawniej. Istnieją wyjątki, jak chociażby „Dedukuj kit”, który jest najlepszym kawałkiem z całego albumu, przypominającym za co kochaliśmy Gurala. Reszta utworów jest bardzo miałka pod względem wokalnym. Są wyjątki, ale osobiście nie odczułem już tego samego co przy odsłuchu chociażby starszych albumów. One dodawały mi skrzydeł. Po pierwszym singlu liczyłem na kolejny projekt, który popchnie mnie do działania, a dostałem zbiór utworów rapowanych, przy których można popaść, co najwyżej, w stan przygnębienia, znudzenia, a nawet uśpienia. Gdyby nie produkcje, to odpadłbym już podczas drugiego odsłuchu. Przy trzecim podejściu prześledziłem płytę dokładniej, razem z tekstami utworów i złapałem się za głowę. Utwory Rapowane… to jeden z najsłabszych albumów Dziadziora. Jest to foliarstwo w lepszym wydaniu, co nie oznacza dobrym. Mimo szczerych chęci i osobistej sympatii, bardzo ciężko znaleźć dobre strony rapera, oprócz „Dedukuj kit” i „Bangladeszu”, które trzymają jeszcze jakkolwiek poziom poprzednich płyt Gurala.