fbpx

Ulubiony sport twojego ulubionego rapera wraca z nowym sezonem

Po najkrótszej w historii przerwie w nocy z wtorku na środę o 1:00 polskiego czasu powraca najlepsza koszykarska liga świata – NBA. Kto zostanie mistrzem? Która drużyna zrobi największy progres? Do czyjego nazwiska amerykańscy raperzy będą najczęściej szukać rymu w przyszłym roku? Zapraszam na mały przegląd oczekiwań na nadchodzący sezon w lekko rapowym klimacie.

Kto na mistrza?

Faworyci

Arab w czasach swojej świetności nawijał, że „wjeżdża na bit jak pod kosz jak LeBron”. Czy w tym sezonie LeBron wjedzie po mistrzowski pierścień jak… LeBron? Broniący zeszłorocznego tytułu Los Angeles Lakers startują w roli faworyta rozgrywek. Przede wszystkim za sprawą wspomnianego fenomenalnego LeBrona Jamesa i dopełniającego go w mistrzowskim duecie Antony’ego Davisa. Zmiany kadrowe w Lakers należy rozpatrywać raczej na plus. Wymiana starszych zawodników takich jak Rondo, Howard, McGee czy Green na młodszych, marzących o wejściu na wyższy poziom. Sprowadzenie Schrodera, Harrella, oraz goniącego za swoim pierwszym tytułem mistrzowskim Wesa Matthewsa wygląda na zachowanie koniecznej w każdej drużynie świeżości. Mimo to istnieje jednak obawa, że zwycięstwo w rozgrywkach w poprzednim sezonie zabije ambicje w kluczowych graczach Lakersów. A na to zęby ostrzą sobie chociażby ubiegłoroczni finaliści, Miami Heat. Kaz Bałagane twierdził, że robi „ballin, ale żaden Jimmy Butler”. Jednak wraz z ostatnim sezonem te linijki bardzo mocno się zestarzały, ponieważ to właśnie bardzo wysoka forma zawodnika pochodzącego z Houston i wejście na wyższy poziom Bama Adebayo zaprowadziły Heat tak daleko w poprzednich rozgrywkach. Nie przeprowadzili żadnych spektakularnych ruchów kadrowych. Tak więc z jednej strony może brakować świeżości, ale z drugiej — trzon drużyny będącej rewelacją poprzedniego sezonu pozostał ten sam. Na podobny przeskok formy co u Bama, u innego zawodnika afrykańskiego pochodzenia — Pascala Siakama, liczą kibice Toronto Raptors, na czele z Drake’iem, który jest udziałowcem kanadyjskiej ekipy. Zdaje się, że to właśnie gwiazdy z absolutnego topu brakuje Raptors, a Siakam, ma największy potencjał by nią zostać. Odejście Marca Gasola i przede wszystkim Serge’a Ibaki zaburzyło dość mocno balans w ekipie. Jedyne istotne wzmocnienie w postaci doświadczonego Aarona Baynesa ciężko traktować jako adekwatne zastępstwo (szczególnie ze względu na kompletnie odmienną rolę na boisku). Mimo to Toronto pozostaje jedną z najrozsądniej prowadzonych i najlepszych drużyn w NBA. Wracając jeszcze do Drake’a, to jego „wkład” w spotkania Raptors jest większy niż mogłoby się wydawać. Jego liczne potyczki słowne z zawodnikami w trakcie spotkań są już tradycją i swoistym memem w internecie.

Pretendenci

Jeśli już jesteśmy przy udziałowcach, to jako potencjalnego czarnego konia rozgrywek należy rozpatrywać Brooklyn Nets, których większościowym inwestorem przez kilka lat był (a wciąż kibicem jest), Jay-Z. Chociaż poprzedni sezon to dla Nets porażka w fatalnym stylu z Toronto Raptors w pierwszej fazie play-offów, ten sezon ma wyglądać kompletnie inaczej. A wręcz musi. Ciężko nie oczekiwać aspiracji mistrzowskich od drużyny, w której do pełni zdrowia wrócili Kyrie Irving i przede wszystkim Kevin Durant.  Pozostaje jedynie pytanie w jakiej formie po kontuzjach wrócą obaj zawodnicy. Ambicje na sezon 2020/21 są tym większe, że coraz głośniej mówi się o naciskaniu na transfer przez Jamesa Hardena z Houston Rockets, a Nets zdają się być najpoważniejszym kandydatem do jego zakontraktowania. Sama wizja takiej współpracy aż przywodzi na myśl legendarny tercet z Miami: James, Bosh, Wade. Grzechem byłoby nie wspomnieć o Milwaukee Bucks. Wynik w najbliższym sezonie może okazać się dla nich kluczowy dla pozostania w drużynie MVP dwóch poprzednich sezonów – Giannisa Antetokounmpo. Zdaje się jednak, że przy odejściu Matthewsa i Bledsoe oraz słabej postawie ekipy w kolejnych play-offach, Jrue Holuday może być zbyt małym wzmocnieniem, by Grek wraz z Bucks poszli śladem Freddiego Gibbsa i Madliba, którzy albumem Bandana (na którym znajduje się hitowy numer zatytułowany… Giannis), zdobyli tytuł najlepszej płyty 2019 roku w wielu zestawieniach.

Na koniec krótko o LA Clippers, którzy z przybyciem Serge’a Ibaki wyglądają na papierze jeszcze mocniej, niż w poprzednim sezonie. Problem leży natomiast w rozbitej po zeszłorocznym blamażu drużynie. Wielu zawodników wciąż ma w głowie wielki comeback Nikoli Jokicia i spółki. Wymianę Doca Riversa na jego dotychczasowego asystenta Tyronna Lue ciężko nazwać nowym otwarciem, a ponadto nasilają się doniesienia o problemach w szatni związanych z największymi gwiazdami: Paulem Georgem i Kawahim Leonardem. Kawahim, w którym kibice Clippers upatrują największą nadzieję na udany sezon. Liczą, że pokaże się w najwyższej formie, niczym w mistrzowskim sezonie z Toronto, o którym Drake wspomina w Pain 1993: „When I shoot my shot it’s the Kawhi way, it’s goin’ in”

Największy progres?

Przede wszystkim Atlanta Hawks, bo tak naprawdę po poprzednim sezonie może być już tylko lepiej. Niezwykle utalentowany Trae Young czy rozgrywający dobry sezon John Collins, to było zbyt mało nie tylko by wejść do play-offów. Nawet by nawiązać równorzędną walkę o nie. Pomóc w odmianie tego stanu rzeczy ma przede wszystkim niezwykle doświadczony rozgrywający Rajon Rondo. Jego zadaniem będzie odciążenie Trae Younga w konstruowaniu akcji, ale także mentoring dla stosunkowo młodej ekipy Hawks. Sporymi wzmocnieniami są Dario Gallinari sprowadzony z Oklahomy oraz Bojan Bogdanović, który do spółki z De’Aaronem Foxem i Buddym Hieldem wręcz ciągnął za uszy w poprzednim sezonie Sacramento Kings. Tau w swoim hot16challenge nawijał: „[…] nawracam #apostoł i punkty dla mnie mordo #Rajon_Rondo” (wyjaśnienie w wideo). A czy Rondo nawróci Hawks na ścieżkę sukcesów, którą podążają jedni z ich licznych kibiców i reprezentanci Atlanty, Migosi? Wiele wskazuje na to, że tak.

O powrocie do play-offów marzą także w Minnesocie. Posiadacze pierwszego picku w tegorocznym drafcie zdecydowali się na Anthony’ego Edwardsa, który zdaje się być gotowym graczem do wejścia z buta w NBA, a zarazem dobrym uzupełnieniem składu. Sprowadzony z Phoenix Ricky Rubio wydaje się idealnym wyborem dla zachowania balansu w kadrze, której brakowało graczy odpowiedzialnych za konstrukcję. Najważniejszym wzmocnieniem Timberwolves będzie jednak powrót do zdrowia ich największych gwiazd. A przede wszystkim, powrót do zdrowia w tym samym czasie, bowiem Karl-Anthony Towns i D’Angelo Russell zagrali razem tylko… raz. Obecność na parkiecie dwóch tak świetnych strzelców obsługiwanych podaniami przez Ricky’ego Rubio, bardzo solidne wsparcie w postaci chociażby Malika Beasley’a, możliwa eksplozja talentu Anthony’ego Edwardsa… To wszystko sprawia, że warto w tym roku uważnie obserwować ekipę z Minnesoty, której herb zdaniem Tylera, The Creatora wygląda jak okładka jego albumu Wolf. Ocenę pozostawię wam.  

Spore napięcie przed zbliżającym sezonem jest wyczuwalne w Filadelfii. Po siedmiu latach i zeszłosezonowym blamażu w play-offowym starciu z Boston Celtics, z pracą pożegnał się coraz częściej krytykowany Brett Brown, a także pełniący tę funkcję od dwóch lat dyrektor generalny Elton Brand. Zatrudnieni w ich miejsce Doc Rivers (poprzedni menedżer Clippers) i budzący kontrowersje Daryl Morey od razu wzięli się do pracy. Bez żalu oddano do OKC nie spełniającego oczekiwań Ala Horforda. Ponadto wymieniono nierównego Josha Richardsona na zdającego się bardziej pasować do drużyny Setha Curry’ego. Sprowadzono m.in. niezwykle doświadczonego Dwighta Howarda, który ma wspomóc Joela Embiida w działaniach podkoszowych. Ponadto ciekawy prospekt w postaci ściągniętego jako 21 w drafcie (choć według ekspertów z potencjałem godnym pierwszej dziesiątki) Tyrese’a Maxeya. 76ers wchodzą więc w sezon z nową energią i wzmocnioną kadrą. Na ile to wystarczy? Przy odrobinie szczęścia potencjał jest nawet na finał konferencji.

Na nich warto zwrócić uwagę

Devin Booker

Pomimo, że jest to czwarty sezon Bookera w NBA na bardzo wysokim poziomie, nie jest on zbyt medialnym zawodnikiem. Prawdopodobnie wynika to głównie ze słabej postawy Phoenix Suns w ostatnich latach. Chociaż on sam zapisał się już złotymi głoskami w historii NBA (jako jeden z sześciu, a zarazem najmłodszy w historii zawodnik, który przekroczył barierę 70 punktów w jednym spotkaniu). Zmianę może przynieść stały progres jaki odnotowuje Devin (w 2020 roku pierwszy raz w All Stars NBA), a także zakontraktowanie przez jego drużynę legendarnego Chrisa Paula. Bowiem przy kim do reszty ma eksplodować talent Bookera jeśli nie przy jednym z najlepszych rozgrywających w historii NBA? Ponadto, grę młodego rzucającego obrońcy ogląda się z dużą przyjemnością, o czym mówił m.in. Damien Lillard, twierdząc wręcz, że to jego ulubiony zawodnik w tej materii. Booker już teraz jest czołowym zawodnikiem ligi, czas by zaczął być wymieniany jednym tchem pośród najlepszych. Warto zwrócić swoje oczy w stronę Doliny Słońca w tym sezonie.

Andrew Wiggins

Poprzedni sezon dla Warriors można określić jedynie jako drogę przez mękę. Przebudowę drużyny po odejściu Kevina Duranta i Andre Iguodali zatrzymały poważne kontuzje pozostałych trzonów ekipy: Stephena Curry’ego i Klaya Thompsona. Ten drugi zresztą złapał niedawno kolejną kontuzje wykluczającą go również z nadchodzącego sezonu. Przebudowa została więc odłożona na rozgrywki 2020/21, a pierwszymi realnymi wzmocnieniami zostali prezentujący się dobrze w barwach Phoenix Kelly Oubre Jr., oraz wybrany z drugim numerem w drafcie center James Wiseman. Według Steve’a Kerra dziewiętnastolatek może wraz z momentem debiutu wnieść nową jakość do drużyny. Jednak wszyscy kibice GSW jako największe wsparcie dla Stephena Curry’ego w nadchodzącym sezonie upatrują Andrew Wigginsa. Pozyskany w ramach wymiany za D’Angelo Russella jeszcze w poprzednim sezonie był najjaśniejszą postacią drużyny z San Fransisco i głownym architektem nielicznych zwycięstw w. Teraz, w znacznie wzmocnionym składzie Warriors, Wiggins będzie miał okazje zaistnieć w szerszej świadomości kibiców NBA jako ktoś więcej niż niezły zawodnik z bardzo słabej drużyny. Stać się prawdziwą gwiazdą brylującą w dużych meczach. Kiedy jeśli nie teraz, mając za kolegę zawodnika, który „tak pięknie rzuca za trzy?”

Dennis Schroder

Jeden ze sprowadzonych do mistrzowskiego Lakers zawodników w ramach wymiany pokoleń, ma dostarczyć tej ekipie świeżej krwi. Zdaje się, że obrońcy tytułu nie mogli trafić lepiej. 27-letni, a więc nie najmłodszy już, syn Niemca i Gambijki rozegrał swój najlepszy dotychczasowy sezon w karierze w NBA i zdaje się być gotowy na wskoczenie na jeszcze wyższy poziom. Porównywany często do Rajona Rondo Schoreder ma wszystkie cechy dobrego rozgrywającego. Świetny drybling, ogromną szybkość i dobrą skuteczność rzutów za trzy. Można się spodziewać, że z miejsca stanie się trzecim najlepiej punktującym graczem Lakers. Czy wskoczy na poziom, przy którym przestaną być „drużyną LeBrona i Davisa”, a zostaną drużyną „LeBrona, Davisa i Schrodera”? Z pewnością ma ku temu wszelkie predyspozycje.

Christian Wood

Nastały ciężkie czasy dla kibiców Houston Rockets. Całkowita zmiana sposobu budowania drużyny zaczęła się wraz z wymianą na stanowisku trenera i dyrektora generalnego. Następnie przewietrzenie szatni i budżetu płacowego w ramach pozbycia się krytykowanego Russella Westbrooka. A wygląda na to, że to jeszcze nie koniec. Największa gwiazda Rockets, James Harden, zdaje się być spakowany, czekając na samolot, który zabierze go jak najdalej od Teksasu. Niezależnie od tego co stanie się z popularnym brodaczem, światełkiem w tunelu dla Houston ma być Christian Wood. Pełniący w zeszłym sezonie podobną rolę co Andrew Wiggins w GSW (choć chyba jeszcze bardziej karkołomną), jako jeden z nielicznych prezentował wysoki poziom w barwach Detroit Pistons, szczególnie po odejściu Andre Drummonda. Wood wykręcił świetne, jak na otoczenie, statystyki (w 21 minut średnia na poziomie 13,1 punktu i 6,3 zbiórki) i trafiając na kompletnie inne realia ma szanse zostać jednym z objawień sezonu. Bardzo dobrze odnajduje się zarówno na pozycji centra (208 cm wzrostu), jak i skrzydłowego, o czym świadczy blisko czterdziestoprocentowa skuteczność rzutów za trzy w zeszłym sezonie. Oby tylko buty Russella Westbrooka nie okazały się na niego za duże. À propos Detroit, mały rapowy bonus w postaci ostatniej sylwetki, obrazujący przy okazji czym obecnie jest ta drużyna.

Jermaine Cole

…a dla słuchacza rapu po prostu J. Cole. Zaproponowano mu bowiem treningi z drużyną Pistons. Obciążona wysokimi kontraktami, wyniszczonych przez kontuzje Derricka Rose’a i Blake’a Griffina ekipa traktuje następny sezon jako kolejny etap przejściowy. Jest to w efekcie dobra okazja do wzbudzenia zainteresowania mediów i kibiców tudzież poprawy wizerunku. Tak przynajmniej większość ekspertów rozpatruje zaproponowanie 35-letniemu raperowi dołączenia do drużyny. Czy uda mu się spełnić marzenie  i zadebiutować w NBA? Nie jest to wcale wykluczone, choć nie oczekiwałbym nic więcej niż krótkiego występu pod koniec jednego ze spotkań. Ale czy to i tak nie jest dużo, jak na zawodnika, który regularne treningi zakończył na etapie liceum? Osobiście czekam z niecierpliwością, by zobaczyć go na parkiecie.

Tak jak i z niezwykłą ekscytacją czekam na cały sezon. Mam nadzieję, że tym długim tekstem rozbudziłem w Was zajawkę na zbliżającą się wielkimi krokami koszykówkę na najwyższym światowym poziomie. A jeśli basket jest nie dla Ciebie i wszedłeś tu z ciekawości, łap playlistę z wymienionymi w tekście oraz wieloma innymi numerami nawiązującymi, w choćby małym stopniu, do NBA. Wesołego rozpoczęcia sezonu wszystkim nocnym markom!                                                                                 

Zeen is a next generation WordPress theme. It’s powerful, beautifully designed and comes with everything you need to engage your visitors and increase conversions.