Na początku sierpnia byliśmy na odsłuchu przedpremierowym płyty Lordofonu w Asfalt Coffeee & Vinyl. Całością drygował nie kto inny jak właściciel warszawskiej wytwórni Marcin Grabski znany w środowisku jako Tytus. Postanowiliśmy zadać mu kilka pytań odnośnie bieżących ruchów Asfaltu oraz premiery nowej płyty duetu Lordofon.
Patryk Bryk: Skąd wzięła się idea przedpremierowych odsłuchów jeszcze niesfinalizowanych płyt Asfaltu? Ma to dla Was kontekst wyłącznie marketingowy czy realnie liczy się dla Was zdanie słuchaczy, którzy przybędą na Tamkę?
Jak pewnie wiecie, w wytwórniach robi się burzę mózgów. Zespół zwykle ma swoje zdanie na temat singli i z reguły przychodzi już z własnym faworytem. Nie zawsze jest to w naszym odczuciu numer, który dobrze poniesie komunikację płyty. Bardzo często jest to po prostu utwór, z którego artyści są po prostu dumni, który jest dla nich pewnym osiągnięciem, ale niekoniecznie nadaje się do promocji. Celem singla jest sprzedanie jak największej ilości płyt i wzbudzenie zainteresowania materiałem, zespołem, a to nie zawsze idzie w parze z wartością muzyczną i ilością pracy jaką muzycy włożyli w dany utwór. Więc właściwie tyle ile głów w wytwórni, tyle zdań na temat singli. Zdarza się tak, że my stawiamy na swoim, a później okazuje się, że singiel był nietrafiony. Tak samo się zdarza, gdy zostawiamy rękę zespołowi. Najbardziej skuteczne jest to, co robią w Stanach – najpierw płyta ląduje na serwisach streamingowych, a dopiero potem tworzy się klip, ale to jeszcze przed nami.
Nie zapominajmy, że odsłuchy takie jak dzisiaj w Asfalt Coffee & Vinyl to nie prawdziwe badania rynkowe, bo grupa badawcza jest mimo wszystko za mała. Mimo wszystko ma to ten walor, że serwujemy grupie ludzi coś, co słyszą pierwszy raz w życiu. A to bardzo istotne, bo jak wiadomo, pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Człowiek wchodzi na YouTube i słucha numeru raz. Inaczej jest kiedy mamy do czynienia z gwiazdą lub odbiorcą, który jest dużym fanem artysty, który na wstępie da kilka szans więcej danemu kawałkowi. W przypadku newcomerów, ciężko jest młodemu artyście “kupić” publiczność. Tutaj gra toczy się o dużą stawkę. Po dzisiejszych reakcjach naszych gości widać ewidentnie, że jeden numer wybija się, jeżeli chodzi o tak zwaną “popowość”. Trzeba pamiętać jednak, że zarówno u nas w wytwórni, jak i tutaj na odsłuchu przekrój wiekowy był spory. W podejmowaniu decyzji tego typu warto mieć to na uwadze.
Patryk Bryk: Od 1998 przez Asfalt przeszła masa artystów. Czym Lordofon wyróżnia się spośród wykonawców, których wydajecie lub wydawaliście?
Teoretycznie to kolejny zespół, który strasznie mi się podoba. W praktyce panowie są nie dość że oryginalni, to właściwie zawodowi – to nie tzw. hiphopowcy z ulicy, tylko goście, którzy potrafią grać na instrumentach i świetnie operować wokalem. Zaskoczyli nas tym, że nie robią wrażenia typu industry plant. To nie goście, którzy udają kogoś kimi nie są. Wychodzi im to, kim są naprawdę. Pierwsza płyta kupiła mnie natychmiast, słuchałem jej z 6 godzin od razu jak dostałem materiał mailem. Z kolei nową płytą pozamiatali nas kompletnie, pokazali, że nie ma drugich takich jak oni. Jest klimat Pixies, Arctic Monkeys, czyli muzyki indie rockowej, indie popowej. Z drugiej strony pokazują, że potrafią jechać punchami i to naprawdę dobrze. Do tego teksty, które są jakieś, konkretne i zrozumiałe, co nie jest oczywiste.
Patryk Bryk: Skąd w ogóle decyzja o wydaniu EP “Plastelina” kompletnie znienacka? Nie obawiałeś się, że ten materiał może się nie przyjąć?
Właściwie przy każdej nowej płycie zmieniamy politykę promocji i robimy to inaczej. Mieliśmy przypadki płyt i debiutantów, których releasy szykowaliśmy naprawdę srogo, inwestując spore pieniądze, przykładowo przygotowując premierę pół roku, a potem promując wydawnictwo kolejne pół roku. W przypadku Lordofonu miał też znaczenie fakt, że była to EPka. Chłopaki już chcieli nagrywać nowy materiał, a ten był właściwie gotowy do wrzucenia. Podobnie jest teraz z the small town kids. Materiał, który opublikujemy (przyp.red. – wywiad miał miejsce na początku sierpnia, tj. przed wydaniem płyty) był już w internecie, jednak został ponownie zremiksowany i zremasterowany. Pierwotnie chciałem podpisać kontrakt z the small town kids od razu na nową płytę, natomiast tak jak przy Lordofonie ten materiał wszedł mi tak mocno, że stwierdziliśmy, że chcemy to wydać u siebie. Dlatego raz robimy niespodziewane dropy, a czasami szykujemy coś mocniej. I nie ma na to właściwej metody, co widać zresztą po dużych karierach – można wejść na rynek jak Kękę czy Paluch, czyli ciężką pracą i przy 3-4 płycie być rozpoznawalnym, a można wejść z kopa jak Taco czy schafter i być rozpoznawalnym już po jednym singlu czy epce w podziemiu. Młody słuchacz, szczególnie hip hopowy, jest często nastawiony na tzw. underground credit i jak pod kampanią podpisuje się jakaś duża wytwórnia to nie zawsze robi to dobre wrażenie. Tak to już jest, że słuchacze lubią odkrywać coś na własną rękę. Stąd też osobny kanał Mięthy, na czym zresztą chłopakom zależało. Odbiorcy widzą, że artyści mają własny kanał i nie są prowadzeni za rękę, w tym przypadku przez Asfalt. Co zresztą jest faktem.
Patryk Bryk: Byłeś zaskoczony przyjęciem “Plasteliny”? I tego, jak się przyjęła w środowisku hiphopowym i nie tylko?
Przy każdej premierze liczę, że będzie to strzał na miarę tych najbardziej znanych strzałów, które mam na swoim koncie. Wydaje mi się, że Lordofon dotarł do dużej ilości słuchaczy potencjalnie zainteresowanych. Przy promocji i sporych zasięgach mamy do czynienia z efektem kuli śnieżnej. Czasami coś już zaczynamy toczyć, ale ta kula ostatecznie nie nabiera masy. Ostatecznie jednak zawsze sprowadza się to właśnie do potencjału na viral i do tego, czy ludzie to udostępniają i przekażą sobie dalej.
Patryk Roszyk: Trzeba mieć też szczęście i trafić w dobry okres wydawniczy.
Po 20 latach siedzenia w branży mam wiele teorii, które mogę wygłaszać, ale nadal nie znam przepisu. I nie jestem w tym przekonaniu jedyny – żaden poważny wydawca czy manager nie powie, że zna przepis na sukces, bo gdyby tak było to branża wyglądałaby inaczej. A tymczasem za wielkimi karierami w show biznesie stoją ludzie, którzy nie zepsuli szansy jaką obiektywnie miał artysta na rynku. Tutaj nie ma złotych reguł. Dla przykładu, można zadać pytanie, czy EPka Lordofonu mogła osiągnąć większy sukces – zależy jak na to patrzeć. Płyty inaczej się sprzedawały w 2013 czy w 2015 roku. Dlatego czym bardziej Lordofon będzie unikatowy i chłopaki będą wypracowywać swój własny styl, tym będą zyskiwać większą popularność. Z EPką byli ciekawostką branżową, a z drugą płytą, mam nadzieję – sporym wydarzeniem.
Patryk Bryk: Jakie było Twoje pierwsze wrażenie, gdy po raz pierwszy wysłuchałeś drugą płytę chłopaków z Lordofonu?
Przede wszystkim olbrzymie zaskoczenie. Początkowo spodziewałem się powtórki z EPki, a tutaj są zupełnie nowe rzeczy, szczególnie te indie rockowe. Pierwszy numer, “Opener”, którego dziś słuchaliśmy w Asfalt Coffee & Vinyl to właściwie chłopaki pokazali nam bardzo niechętnie. Powiedzieli nam pod koniec, że “mamy coś jeszcze, ale nie wiemy czy to fajne”. Troszkę się czaili, a numer okazał się dla mnie petardą, tym bardziej, że pamiętam i dobrze wspominam muzykę lat 80-tych. Patrząc na reakcje dzisiaj, cieszę się, że nowy Lordofon spodobał się Wam tak bardzo, ale muszę przyznać, że jako Asfalt w ogóle mamy pewnego rodzaju dyg do bardziej ambitnych rzeczy. To strasznie brzmi jak się to mówi, ale tak po prostu jest. Fisz też zaczynał od małych liczb, na przykład nigdy w Asfalt Records nie dorobił się Złotej Płyty choć było blisko. Dopiero jak porzucił stylistykę hiphopową, to poszło to do przodu i zrobiło to cyfry. Mimo iż jako hiphopowiec miał super recenzje i zainteresowanie mainstreamowych mediów to pod względem komercyjnego sukcesu to nigdy aż tak to nie hulało jak obecnie
Można zestawić katalogi Asfaltu i SBM widać, że jesteśmy kompletnie inni. Bardzo mi się podobało to, jak Solar kiedyś powiedział, że są drugim RRX-em. Pamiętam czasy, kiedy RRX dominował na scenie i mieli pod sobą wszystkie zespoły, ale ja w zasadzie żadnego projektu – może poza Warszafskim Deszczem – Krzyśkowi nie zazdrościłem. Większość projektów, w któresię angażował, nie do końca były przedmiotem mojego zainteresowania Ja wówczas się grzebałem w rzeczach typu stary Płomień 81, RHX czyli Bracia Waglewscy, Łona oczywiście i potem wielki O.S.T.R., którego poznałem przecież w sumie przypadkowo.
Patryk Bryk: A Solarowi kogoś zazdrościsz?
Maty. W sensie: z pewnym dystansem oczywiście “zazdroszczę”. Jego płyta jest fajna. Nie poszedł za patentem swojego największego hitu, tylko każdy kawałek jest inny. Też fajnie, że odbiorcy SBM to kupili, jest zupełnie inny od Bedoesa czy White’a, a ta publiczność to bierze. Kibicuję mu, bo to jest inteligentny gościu i pasuje tak samo do Asfaltu, jak i SBM. I to jest fajna rzecz. Ale pod innymi względami my jesteśmy kompletnie inni. Trapy mnie nie interesują, dla mnie to wszystko to jest jeden i ten sam utwór. Puściłbym sobie playlistę trap music i dla mnie to jest jeden kawałek, który trwa 5 godzin. Do tego przeciętny. Zresztą przy tym co obecnie nazywa się hiphopem w Polsce tęsknię za “mumble rap”, teraz to alternatywa prawie.
Patryk Bryk: Możesz zdradzić co jeszcze Asfalt szykuje dla nas w tym roku?
Oprócz Lordofonu, nowa Miętha, której na razie zmęczyć się nie da. I coś tam jeszcze mamy 🙂
Patryk Roszyk: A z Piernikowskim coś planujecie jeszcze robić?
Tak, Piernikowski ma w planach nowy projekt. Nie mogę powiedzieć nic więcej, ale coś jest w drodze. Mamy też w drodze niespodziankę związaną jego pierwszą płytą. Chcemy dalej działać. On z nami zresztą też – przynajmniej takie są teraz deklaracje..