Jakoś w okolicach singli po „Passion Fruit” z „Rich Art” i „Bubblegum” na czele sformułowałem sobie taki schemat numerów Żabsona. Otóż wedle tego wzoru Żaba wydawał kawałki w kolejności: świetny numer – „taki o” numer – asłuchalny numer. Wierzcie mi albo nie, ale w przerażającej liczbie premier zasada się potwierdzała (albo chciałem, żeby tak było, bo bardzo fajnie mi ta reguła brzmiała). Wynikało to między innymi z tego, że Żabson zawsze lubił eksperymentować. Na wiele jego utworów Polska bywała niegotowa, ale czasem raper zbyt odlatywał w swoim nowatorstwie i robił słabsze rzeczy. Dziś już wiem, że mój „genialny” wzór do oceniania muzyki kieleckiego trapera jest do niczego, bo przywołane już „Bubblegum” przykładowo awansowało na przestrzeni lat z rangi „asłuchalne” na „o matulo, co bangier”. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że nowa płyta Ziomala znowu pasuje do ówczesnego schematu.
Zacznijmy od tego tego co najlepsze. Wszyscy wiemy czego się spodziewać od Żabsona pod względem treści. Jeżeli wypiszecie sobie 20 słów, jakie przychodzą Wam na myśl jako pierwsze, gdy pomyślicie o zawodniku chillwagonu, to możecie z nich złożyć pewnie i z połowę tekstów na płycie. Czy to źle? A skądże znowu. Jak chcę posłuchać muzyki o czymś, to wiem co mam włączyć, natomiast Żabę odpala się jak potrzebujesz pomachać łapami w dziwny sposób na imprezie (błagam niech ktoś nakręci poradnik jak tańczyć do takiej muzyki). A Internaziomal pełen jest okazji do machania łapami. M.in. bangerowe „Collage” lub numer tytułowy, bardziej flexerskie „Kaptur”, „Drip” czy mocniejsze „Brak Snu, Stres i Używki”, których nie zepsuł nawet gościnny udział Szpaka to potężna dawka trapu na najwyższym krajowym poziomie. Żabson wszystkie popularniejsze, cykaczowe flow ma w małym palcu, żongluje nimi jak chce, dodając od siebie wiele „żabsonowych” przeciągnięć i krzyków. Sztandarowym bangerem tego albumu zostaje „Floyd Mayweather”. Nośny refren, wiele wpadających w ucho wersów, przewózka godna tytułu, memiczne blendy – wszystko co potrzebne dobremu numerowi.
Jak można wnioskować po wstępie recenzji – nie w każdym kawałku jest tak różowo. Żabson swoim śpiewaniem dalej potrafi meandrować po granicach asłuchalności, nie każdy drop okiełznuje tak widowiskowo jak w „Brak Snu…”. Płyta momentami jest właśnie „taka o”. A jeśli boicie się tej „asłuchalnej” części schematu to za wszelką cenę skipujcie „Small Town Boy”. Numer z Dziarmą to brzmieniowe „Księżniczki 2″, więc też na długo nie zagościł na moich słuchawkach.
Jeśli przypomnimy sobie ostatni długogrający projekt rapera, z fenomenalną „Incepcją” i viralowym wręcz „DMT” to brakuje nam czegoś takiego na „Internaziomalu”. Artysta odbił tym albumem w kierunku nieco bardziej generycznego trapu, mniej już w nim tej żyłki do szukania nowych rozwiązań. Co prawda mamy kilka podrygów innych brzmień, ale są to właśnie wyżej wspomniane „STB”, „Ucieknij ze mną gdzieś” i „Twister” z gościnką Young Multiego, które docenia się dopiero odpalone na imprezie. W każdym razie lepiej jakby już ich nie było.
Wypada też wspomnieć o motywie przewodnim albumu, czyli „Misji Internaziomal”. Czterech zagranicznych gości, z czego ja, jako zwykły zjadacz chleba na polskim zakwasie nie znałem żadnego przed ich ogłoszeniem. Czy podołali? Czeski traper Yzomandias był tylko uzupełnieniem dla Żabsona na „Elegancko”, nie udało mu się go przyćmić. Sztuce tej podołał dopiero Vegas Jones, który na „Collage” zostawił najlepszą gościnkę spośród wszystkich featuringów projektu. Brytyjski drillowiec Monkey nie pokazał się z najlepszej strony, ale wydaje mi się, że utwór z jego udziałem byłby o niebo lepszy gdyby wybrano lepszy podkład. Świetny bit + słaby numer = średni numer. Świetny numer + słaby bit = słaby numer. Lil Gotit w połączeniu z Żabsonem i Otsochodzim wspaniale wpasował się w koncepcję „Mr. Drip”. Co prawda obecny na refrenie Deemz mógłby oddać swoją partię komuś z większym doświadczeniem wokalnym, ale kawałek i tak się obronił. Reszta polskich gości, że pozwolę sobie użyć trywialnej metafory – weszła z butami i wytarła o dywan. Wydaje mi się, że Żabson był w stanie zaangażować lepszych wykonawców niż White, Beteo, Szpaku i Borixon.
Ile złego by nie wyciągnąć z tej płyty to fakty są nie do ruszenia. „Internaziomal” to ścisła czołówka trapowych wydawnictw tego roku w Polsce, jednak „On A Mission” od Alc wydaje się być nie do zdetronizowania. Warto sprawdzić nowy album Żaby, od początku do końca, bo właściwie nie ma numeru, który byłby obiektywnie, całościowo słaby, w każdym można znaleźć coś dla siebie.