fbpx

Graliśmy w Worms Rumble. Czy jest na co czekać?

Przez kilka listopadowych dni dostępna była gra Worms Rumble w fazie beta. Jako zapaleni fani słodziutkich robaczków postanowiliśmy sprawdzić czy nowe Wormsy będą dużym hitem. 

Stosujemy pewną zasadę sprawdzania potencjalnych zasad międzyludzkich: jeżeli ktoś nie lubi Wormsów lub nie wie co to jest, to lepiej trzymać się od niego z daleka. Chyba każdy miał etap w życiu, w którym grał ze znajomymi w Wormsy. Urocze robaczki, których celem jest jak najefektowniejsze zabicie przeciwników to gra, w którą może grać zarówno 10-latek, jak i 40-latek. Prostota nauki podstawowej rozgrywki oraz możliwość spędzenia czasu ze znajomymi to coś, co w grach jest bardzo cenione i klasyczne części Wormsów właśnie to posiadają. 

Battle Royale? Kolejne?

Trzeba powiedzieć wprost. Studio produkujące Wormsy od 25 lat (wow), czyli Team17, ma różne dziwne pomysły na rozwój swojej serii. Z jednej strony próbują jak najbardziej urozmaicić kultową serię, a z drugiej prezentują naprawdę słabe rozwiązania. I tym samym najbardziej popularne są oczywiście klasyczne części. 

„Zróbmy battle royale” pomyślał każdy producent gier po sukcesie Fortnite i PUBG. Jak to z modami bywa, stale jesteśmy zasypywani kolejnymi wymysłami, które opierają się o mechaniki pierwowzorów. Czasem się to udaje, a czasem jest to wręcz groteskowe. I tak pomyśleliśmy w kontekście Worms Rumble, czyli robaczkowego battle royale. W internecie też raczej ten pomysł zbierał raczej słabe noty, aczkolwiek spora część osób (w tym my) stwierdziła „poczekamy, zobaczymy”. 

Poczekaliśmy, zobaczyliśmy 

Wow! W to da się grać. Worms Rumble mogą być kolejnym hitem świąt Bożego Narodzenia. Do tej pory jako administracja grupy stawialiśmy bardziej na część „Clan Wars”, która bardzo umilała nam przerwy od spędzania czasu przy świątecznym stole. Była też okazją do spotkania się wirtualnie w trakcie rozjazdów do domów rodzinnych.

Jest duża szansa, że te święta spędzimy przy Worms Rumble. Ale… właśnie, jest ale. Pierwszym z nich jest to, że ciężko oceniać grę po zaledwie kilku dniach bety. Worms Rumble wyróżniają się tym, że gra sprawia wrażenie „gotowej do wydania” co w przypadku wersji testowej jest raczej rzadko spotykane. Ciężko jednak w te kilka dni ograć się na tyle, żeby chociaż ogarnąć w miarę mapę, która w grze jest naprawdę rozbudowana. Wypuszczenie tej wersji beta jest według mnie po prostu badaniem rynku i przyjęcia tej edycji, a także testem dla producentów czy ich serwery nie będą płonęły, tak jak chociażby EUNE podczas wyskoku popularności League of Legends w Polsce. Test raczej zdany, na rozgrywkę długo nie trzeba czekać, a jak ktoś ma przyzwoity internet to nie doświadczymy żadnych zwieszeń. 

Batlle Royale, w którym głównym trybem jest…

Najistotniejszym „ALE” jest to, że w Worms Rumble nie spędziliśmy najwięcej czasu w trybie battle royale. Może wynikać to trochę ze zmęczenia materiału grami z tej kategorii oraz tym, że gameplay w tych wszystkich grach jest naprawdę podobny. Dużym plusem jest to, że prawdopodobnie Worms Rumble to pierwszy battle royale 2D, w którym widok nie jest „z lotu ptaka”. Powstrzymamy się więc z szerszą oceną tego trybu, gdyż spędziliśmy w nim po prostu zaledwie kilka gier. Z tego co zresztą było widać na serwerach, znaczna ilość botów może świadczyć o tym, że z podobnego wniosku nie wyszliśmy tylko my.

Worms Rumble ma jednak fenomenalny tryb „deathmatch”, w którym 32 zawodników przez 8 minut rywalizuje ze sobą na liczbę zdobytych zabójstw. Rozgrywka jest dosyć płynna, czasami zdarzają się momenty, w których ciężko nam znaleźć rywala przez obszerność mapy, ale to wszystko rekompensują nam momenty „ostrej sieki”. Bronie dobrze znamy z innych odsłon serii, tu się za wiele nie zmienia. Naprawdę ciężko po takim czasie testowania znaleźć jakieś błędy, a sama gra daje mnóstwo frajdy. Jedynym poważnym mankamentem jest z pewnością przewaga graczy w tunelach i korytarzach, które są oddzielone od otwartych części mapy wejściami. Gracze w tunelach mają zwyczajnie większy zasięg wzroku, gdyż mimo zniszczenia wejść do korytarzy, ich przeciwnicy na powierzchni ich nie widzą. I to z poważnych błędów byłoby na tyle, chociaż możliwe jest oczywiście, że taka była intencja twórców gry – jeśli tak, to trochę nielogiczna i niezrozumiała. 

Mistrzostwa Świata w Worms Rumble


Dobra, ale czy w Worms Rumble będzie się dało wygrać jakieś pieniądze? Coś na pewno, lecz jest to raczej gra dla casuali i streamerów. Owszem, Worms Rumble bywa naprawdę efektowne, a dzięki zwinności robaczków można robić naprawdę świetne i widowiskowe akcje. Gra wpisuje się w najprostszą definicję tytułu z potencjałem esportowym, czyli „easy to learn, hard to master”. Problemem jest to, co w większości battle royali – zasięg kamery i rozgrywka rozbita na wielu płaszczyznach. Obszerna mapa, duża ilość punktów akcji nie sprzyja niestety organizowaniem transmisji z takich gier. Są pewne wyjątki od tej reguły, takie jak chociażby Fortnite co nie zmienia faktu, że esport w nich trochę kuleje, a nie wszystkie najlepsze akcje jesteśmy w stanie zobaczyć przez to, że gra jest trudna w realizowaniu z niej transmisji.

Ja potencjału esportowego w Worms Rumble nie widzę i nie sądzę też by producent i wydawca chcieli inwestować w scenę dla tej gry. Widzę w niej natomiast duży potencjał na wieczorne rozgrywki ze znajomymi albo nawet solo. Czekam na premierę nowych Wormsów i z chęcią skonfrontuję swoje wnioski po dłuższej rozgrywce.

Zeen is a next generation WordPress theme. It’s powerful, beautifully designed and comes with everything you need to engage your visitors and increase conversions.