Jeśli chcesz zaprosić dziewczynę na randkę do swojego domu to lepiej puścić jej romantyczny jazz niż najnowszy projekt poznańskiego rapera. Nie stawiam go jednak w złym świetle, bynajmniej. Grunt w tym, że jest nienajseksowniejszy, a gdy usłyszysz wersy o perwersyjnych zachciankach, może być niezręcznie przy odpinaniu stanika. Ale zawsze możesz sobie wrzucić taką płytę na popołudniowy spacer. Tak więc zrobiłem, przesłuchując album Adriana wzdłuż i wszerz. Czy najnowszy projekt Nowaka to nowoczesny William Blake w rapowej oprawie?
Nienajrówniejsze
Trudno jest dogonić pierwowzór, dlatego uważam, że pierwszy Art Brut jest lepszy od drugiej części i takie same odczucia żywię do dwóch płyt Adiego z przedrostkiem „Nienaj”. Cóż, sporą rolę odgrywa tu na pewno sentyment, ale w życiu właśnie tak to jest, że kierujemy się melancholią. Nienajprawdziwsze były tematycznym luzakiem skupionym na przedstawieniu postaci tego ześwirowanego rapera. Nienajseksowniejsze to już ścisły koncept mający ukazać twórcę jako romantyka odbiegającego od wydumań nastoletnich dziewcząt. Adi obiecał więc w szesnastce, że będę musiał zbierać szczękę z podłogi po usłyszeniu najnowszego projektu, mimo że za bardzo za Adrianem z 2016 roku nie tęskniłem. Udało mu się to uczucie wywołać raz, może dwa, co i tak jest niemałym sukcesem, bo w tym roku takich opadów szczęk doświadczyłem zaledwie kilka razy. Ale po kolei. Nienajseksowniejsze to osiem utworów, czyli lekko ponad pół godziny muzyki. Zaczynamy od singlowego „Śniadania w Massachusetts” i wędrujemy przez śpiewy, autotunowe wysokie tony oraz oldschoolowe brzmienia. Tematycznie oscylujemy wokół doznań, przeżyć, przemyśliwań i puszczań oczek sfery łóżkowej w relacjach damsko-męskich. Posłuchamy o pragnieniach, uniesieniach, dołkach miłosnych i oczekiwaniach, prawie jak w dobrym tomiku poezji, ale wrzuconym gratisowo do pudełka z filmem pornograficznym. Co więc sprawiło, że tytuł tego akapitu wskazuje na wahanie poziomu płyty?
Nienajnormalniejsze
Całe szczęście, że nie podszedłem do tej płyty jak do Nienajprawdziwszych v2. Poza spokrewnioną nazwą, spowinowaconą okładką i kilkoma nawiązaniami do pierwszego projektu traktuję najnowsze dzieło jak niepowiązany projekt. Inaczej mógłbym się mocno przejechać na wrażeniach, a tak, są one pozytywne, momentami nawet bardzo. Jednak jest parę wybojów na tej autostradzie. Nie będę kłamał, jestem fanem Adiego, szczególnie jego pióra, dlatego też wiem mniej więcej jakiego poziomu abstrakcji mogę się spodziewać po jego numerach. On jednak zaskakuje mnie z albumu na album nie zawsze pozytywnie. Mniej więcej w połowie słuchania rozbrzmiewa numer o Milfach, pięciominutowa opowieść o mamie kolegi podzielona na dwa bity. Zdecydowanie bardziej siedzi mi druga część tego utworu, ale całościowo nie zgrał się on najlepiej. Doświadczyłem wtedy pierwszego uczucia zażenowania, słuchając uniesień w kierunku rodzicielki kolegi, teraz już omijam ten kawałek. „Towarzyszka niedoli” jest zwyczajnie zwyczajna i ratuje ją tylko ciekawa forma, od bitu po charakterystyczne dla Adiego operowanie tonacją. Nie zapadło w pamięć, ale nie wadzi. Na końcu drugi z pięciominutowców z podzielonym bitem, czyli „Trueskawki”. Wersy o wyrażaniu niezadowolenia w kierunku kobiety, która „robi na chuju patataj” innym niż Adriana wprawiły mnie w dziwne uczucie zakłopotania i namalowały na mojej twarzy kwaśny jej wyraz. Ponadto cały kawałek również omijam, wydaje mi się on mocno rozciągnięty. Nie mówię, że te abstrakcyjne wersy wprawiające mnie w stan przypomnienia sobie wstydliwego zdarzenia z przeszłości są złe. Mi i paru innym osobom, które słuchały Nienajseksowniejszych po prostu nie siadły, a ja uznałem, że to leciutkie przekroczenie granicy mojej dosyć sporej strefy komfortu odbioru tekstów. Ale poza tymi kilkoma rzeczami wszystko gra pięknie niczym akordeonista na starym mieście w okresie dwudziestolecia międzywojennego.
Nienajpaskudniejsze
Państwo pozwolą, że wymienię perły: „Mandark”, „Czekodżem” i„Stary niedźwiedź mocno śpi”. Zaraz za nimi singlowe śniadanie i drugi na płycie „Z baby prababy”. Może chronologicznie, drugi utwór na płycie ma w sobie garść klimatu z Nienajprawdziwszych.
Przechodzę city jak Kolejorz, jak Groclin
Powyższe wersy od razu skojarzyły mi się z „El Poznaniako”. I taki luzacki jest cały numer, który bawi się ciekawymi porównaniami, w tym do głównego bohatera numeru Terrego Richardsona. O „Mandarku” mógłbym natomiast pisać w samych superlatywach. Przede wszystkim bit od Returnersów. Nie wiem kto musiałby nawinąć na ich produkcji, by brzmieć źle. Kompletnie nie spodziewałem się tej kolaboracji, a wyszło kapitalnie. Zupełny oldschool po Nowakowemu, prześwietne wersy, gry słowne i koncertowy refren sprawiają, że to mój ulubiony numer z albumu.
Myśli, że ćpam grubo, a ja tylko podećpiewam
Zawsze byłem fanem słowotwórstwa Adriana, a „podećpiewanie” to moje nowe ulubione słowo, które oficjalnie nie istnieje. „Czekodżem” to natomiast opowiastka, która wywołuje uśmiech na twarzy. Bardzo ładny bit i treść. Od miłych nawiązań do „Placebo” czy „Idiotko moja” z pierwszej płyty po epitety o udanej relacji z płcią piękną. Strasznie przyjemny numer. No i nieco mroczniejszy „Stary niedźwiedź mocno śpi”, w którym Adi szczypie Eripe, puszcza oko do Quebonafide i robi przemocarnie koncertowe outro. Serio, bardzo chcę zobaczyć młyn, który będzie się dział na koncercie w końcowej fazie tego utworu.
Stresu coraz więcej, no a blanty nie tanieją
Te kawałki charakteryzuje bardzo duży repeat value i ani na moment nie czułem znużenia podczas przesłuchiwania ich raz po razie. Ponadto cała płyta jest właśnie brzmieniowym rollercoasterem przejeżdżającym przez zakręty newschoolu i serpentyny oldschoolu. Całościowo mi się podoba, nawet byłbym skłonny powiedzieć, że bardzo, ale tylko w niektórych momentach. Buja głową i przyprawia o uśmiech na twarzy, ale czasami wywołuje ciarki zażenowania, przynajmniej w moim przypadku. Ot Adi Nowak, nie każdemu to siedzi, ale jak się wkręci to nie chce wyjść z głowy.
Czy Nienajseksowniejsze to dobra płyta? Tak. Czy spodoba się każdemu? Zdecydowanie nie. Na Adiego trzeba mieć jazdę, choć niektóre numery uniwersalnie wpadną do głowy większości. Dla mnie to taka czwóreczka w pięciostopniowej skali. Na pewno będę wracał, raczej nie do całości. Chcę mieć to na fizyku i to nie tylko ze względu na świetną okładkę. Zatem drogi kawalerze, droga panno! Puść sobie ten album w samotności albo pokaż go koledze, koleżance. Może wbrew opinii ze wstępu posłuchacie go razem i będziecie sobie wierni na zawsze…