Gdy usłyszałem, że statuetkę od gremium za płytę dekady na gali Popkillera otrzymał Wilk Chodnikowy Bisza, pomyślałem najpierw, że nie mogło być inaczej. Później jednak zapytałem sam siebie: ,,ale właściwie dlaczego?”. Niewątpliwy niesamowicie wysoki poziom muzyczny tej płyty to jedno, ale co tak naprawdę stanowi o jej wyjątkowości?
Wysnułem kilka wniosków na ten temat. Jednak zanim rozpoczniemy, zaznaczę, że do ich przedstawienia konieczne będzie kilka retrospekcji. Postaram się więc nakreślić obraz naszej sceny w latach 2010-2011.
Retrospekcja
Początek ubiegłej dekady to moment, w którym polski rap zaczyna swoją ewolucję z muzyki osiedlowej w coś sięgającego znacznie szerzej. Jest to jednak proces bardzo mozolny. Owszem, mamy już wtedy figurujących w świadomości masowego słuchacza donGURALesko, Pezeta, Tedego czy O.S.T.R.-a, którzy nieco poszerzają wachlarz stylistyk na naszej scenie. Swoje spore grono odbiorców mają także, oddaleni zdawałoby się wręcz o lata świetlne od polskiego rapu, Łona i Ten Typ Mes. Szczytową popularność wśród przeciętnego odbiorcy hip hopu osiągają jednak, uderzający w bardziej uliczne tony, artyści tacy jak Peja, Hemp Gru, duet Sokół/Pono czy Chada, na którego popularności zbudowany zostanie moloch wydawniczy, jakim już wkrótce stanie się Step Records. Raperzy tacy jak VNM, Zeus, Ras, Medium (dziś Tau) czy Dwa Sławy, którzy w kluczowych dla transformacji sceny w latach 2012-2013 (a część z nich także w kolejnych), odegrają największą rolę w budowaniu różnorodności polskiej sceny rapowej, powoli kończąc swoją długą, undergroundową wędrówkę. I w tej grupie artystów znalazł się właśnie Bisz, który po wydaniu dwóch EP-ek z Kosą, jednej z Pekro, a także trzech albumów długogrających ze swoim składem B.O.K, w 2012 wypuszcza swój pierwszy solowy legal zatytułowany Wilk Chodnikowy.
Mam nadzieję, że nie zanudziłem was tym wstępem i zobrazowałem wystarczająco naszą scenę początkiem minionej dekady. Było to niezbędne do przedstawienia pierwszego z 3 punktów jakie wyodrębniłem analizując wyjątkowość Wilka, a mianowicie:
Przełomowość
Początkiem 2012 roku na będącej w średniej kondycji polskiej scenie rapowej, pojawia się pierwszy singiel zwiastujący płytę Bisza – ,,Pollock”. Na polu pełnym „prostych prawd z ośki”, produkcji z klawiszem w tle rodem z pierwszych płyt Dr Dre i flow trzymającego się kurczowo bitu, pojawia się facet, który dla tej sceny jest niczym Prometeusz dający jej ogień. Dostajemy fenomenalne gry słowne, dwuznaczności w tekście na poziomie, jakiego w polskim rapie do tej pory próżno było szukać. Perfekcyjny balans między odniesieniami do kultury wysokiej czy historii (Jackson Pollock, ostracyzm), a prostszymi, aczkolwiek bardzo efektownymi braggowym linijkami (,,Masz czerwony punkt na plecach/łów pułk na plecach i rymów desant/I kilka stów luf, co z baranów rżną kebab’’). Bit rozkręca się z każdą sekundą, a Bisz zdaje się być na nim niczym wulkan, który wraz z refrenem wybucha, dając znać wszystkim, że nikt się przed nim nie schowa.
Pollock ma energię, którą zdawałoby się, bydgoszczanin mógłby obdarzyć całą ówczesną scenę. Poprzeczka zostaje nieodwracalnie podniesiona dla każdego rapera w kraju i jest to jeden z kluczowych momentów dla wejścia rapu w Polsce w jego złotą erę. Nie mniejszym uderzeniem, jest trzeci promujący płytę numer ,,Jestem Bestią”. Nawarstwienie lirycznej ekwilibrystyki jest tam jeszcze większe, a bit oparty na riffie gitarowym utwierdza słuchaczy w przekonaniu, że nie tylko w kwestii nawijki Wilk Chodnikowy będzie powiewem świeżego powietrza dla polskiej rapgry. Przekonaniu, które zbudował drugi w kolejności singiel ,,Banicja”, całkowicie inny niż pozostałe dwa. W krótkim czasie, między innymi za jego sprawą, zmieni się postrzeganie treści w rapie w Polsce.
Choć patrząc na dzisiejszy rap jest to ciężkie do uwierzenia, temat smutnych numerów był niegdyś ogromnie problematyczny na naszej scenie. Gdy Grammatik wydał w 2000 roku, dla wielu kultowe już dziś, Światła Miasta, nie wszędzie przyjęto ten album entuzjastycznie. Na niektórych stołecznych osiedlach zakochanych w Skandalu Molesty, za puszczenie za głośno Świateł można było się pozbyć swojego odtwarzacza. I to w najlepszym wypadku. Dla wielu słuchaczy ta płyta była zbyt uczuciowa, ckliwa, smutna. Kolejną naprawdę dużą premierą, przecierającą szlaki smutnemu rapowi w Polsce, była Muzyka Emocjonalna Pezeta z 2009 roku. Pomimo 9 lat dzielących ją od Świateł Miasta, zdania słuchaczy w dalszym ciągu były podzielone – ze zdecydowaną przewagą tych negatywnych. Słuchając dziś obu płyt, ciężko jednak nie odnieść wrażenia, że ich autorzy (szczególnie Pezet) momentami przekraczali cienką linię, jaka dzieli dobrze opisany, szczery smutek od truistycznego płaczu na bitach. Łatwo mimo to zauważyć, że polska scena nie była zbyt podatnym gruntem dla emocjonalnej liryki Bisza. Wypuszczenie ,,Banicji” jako singla, wiązało się ze sporym ryzykiem.
Poetyka
Po raz drugi jednak, inność Bisza spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem. Podkład autorstwa innego bydgoskiego artysty, Pawbeatsa, był czymś niespotykanym do tej pory w polskich realiach. Trwające około półtorej minuty intro na fortepianie, stanowiło wręcz odrębny mini-utwór, świetnie komponujący się z właściwą częścią bitu i liryką reprezentanta B.O.K, której stylistyka przesunęła granicę rapowej poetyki. Chociażby opis poczucia wyobcowania: ,,Jestem zgodny z czasem, nie miejscem/Każda sekunda znajduje mnie gdzie indziej/Ramiona otwarte ma tylko przestrzeń/I tylko jej krańce czekają, aż przyjdę”. Każda kolejna linijka przesiąka jednocześnie autentycznością i niebezpośredniością, omijając banał i truizm. Wilk Chodnikowy pełen jest poetycko-nostalgicznych utworów. ,,Wnyki”, będące rachunkiem sumienia i obrazem obaw o przyszłość, czy ,,Indygo”, swoisty hymn wszystkich, którzy na legalnym debiucie Bisza znaleźli cząstkę siebie. Bardzo ciekawym momentem na płycie jest numer ,,Zawleczki, Nakrętki, Kapsle”, gdzie bydgoszczanin po raz pierwszy posługuje się typowym storytellingiem, robiąc to nad wyraz udanie. Po raz kolejny dostajemy gorzką treść podaną w sposób, dzięki któremu jedyne ciarki jakich doświadczamy to nie te żenady, a ekscytacji. Czy więc można powiedzieć, że smoki przylatujące zawsze kiedy Bedoes płacze, nie miałyby prawa istnieć bez Wilka Chodnikowego? Ciężko stwierdzić. Sądzę, że nadejście fali smutnego rapu w Polsce było nieuniknione. Jednak to Bisz był tak naprawdę pierwszym, który pogodził tych mniej i bardziej wymagających słuchaczy w kwestii smutnego rapu. A to już naprawdę spory sukces. Krytycy zresztą, w zdecydowanej większości zachwyceni byli debiutem reprezentanta Fandango Records, zaznaczając w recenzjach ostatni z wyodrębnionych przeze mnie punktów.
Różnorodność i spójność
Jednym jest potrafić praktycznie wszystko w obrębie rapowego rzemiosła, a drugim jest to pokazać. Dodatkowo w zaledwie 47 minut. Wilk Chodnikowy pokazuje pełen wachlarz możliwości Bisza. Lirycznie dostajemy przekrój od błyskotliwej braggi (,,Jestem bestią”, ,,Pollock”, ,,Głupiomądry”), przez klimatyczne konwencje (,,Carrie”, ,,Role Playing Life”), storytellingi (,,Zawleczki, nakrętki, kapsle”), po emocjonalną poetykę (,,Banicja”, ,,Indygo”, ,,Wnyki”). Mnogość wielokrotnych rymów, gier słownych, sposób w jaki Bisz płynie po, momentami niełatwych, bitach, zyska aprobatę choćby i największego technicznego purysty. Często gdy raper stara się pokazać jak najwięcej swoich atutów w obrębie jednej płyty, kończy się to stylistycznym miszmaszem, przez który bardzo ciężko przebrnąć i odsłuchać płytę od początku do końca. Ofiarą takiego zjawiska padł sam Bisz wraz z ekipą B.O.K, wydając swój pierwszy legal – W Stronę Zmiany. Słuchacze dużo lepiej przyjęli powstający równocześnie projekt Raport Z Walki O Wartość, traktowany przez samych autorów jako coś pobocznego. Na Wilku nie uświadczymy jednego utworu, który nie tworzyłby integralnej całości z resztą płyty. Duża w tym zasługa świetnie wyselekcjonowanych bitów, spajających kolejne numery. Dużą rolę odgrywa także brak featuringów. Bisz zabiera nas do swojego świata, jednocześnie zachowując sporą dozę prywatności. Brak tu obnażania życia przed słuchaczami, a mimo to klimat albumu jest momentami wręcz intymny. Ten balans robi wrażenie po dziś dzień i jest jednym z wzorców budowania narracji płyty, jako zamkniętej formy. Aż ciężko uwierzyć, że od wydania Wilka mija prawie 8 lat…
Coś więcej niż świetna płyta
8 lat, w trakcie których w mojej opinii nie było lepszego albumu w polskim rapie. Przy wyborze albumu dekady liczy się jednak coś więcej niż tylko poziom. Chodzi o znaczenie albumu dla całej sceny i jego wpływ na rozwój rapu w naszym kraju. A ten z całą pewnością był niebagatelny. Nawet jeśli dziś mainstream wygląda kompletnie inaczej. Dlatego jeśli statuetka od Popkillera nie zachęciła was do sprawdzenia Wilka Chodnikowego, mam nadzieję, że zrobi to mój tekst. Jeśli nawet nie dla pogłębienia swojej wiedzy o rozwoju sceny hip hopowej w Polsce, to dla samego poziomu albumu, który pomimo lat ma wciąż wiele do zaoferowania współczesnemu słuchaczowi.