Jeżeli nie umiecie odpowiedzieć na pytania w tytule, to polecam rozsiąść się wygodnie w fotelu i na słuchawkach lub głośnikach puścić nowy album Okiego. Kilka dni temu dostaliśmy nowy projekt od tegorocznego młodego wilka, który przez ostatni rok nie próżnował, tylko ciężko pracował nad swoją muzyką i nad samym sobą, co pokazuje na nowym albumie.
Mogę o sobie powiedzieć, że jestem dość wybrednym słuchaczem rapu. Rzadko kiedy wszystkie numery na albumie mi siadają. Jest jednak kilka wyjątków i właśnie ten krążek jest tego świetnym przykładem. Po wydaniu “47universe” byłem przekonany, że mimo krótkiego stażu na scenie, Oskarowi ciężko będzie nagrać coś porównywalnie mocnego. Po numerach promocyjnych doszedłem do wniosku, że nie miałem racji i nowy krążek będzie na o niebo wyższym poziomie. Od premiery płyty ciągle ją katuję i po każdym przesłuchaniu dochodzę do tego samego wniosku- chłopak obnażył się przed słuchaczami ze wszystkich swoich problemów.
Niesamowite dla mnie jest to, jak on łatwo łączy konkretną treść z genialnym brzmieniem. W tym akapicie chciałbym się skupić na warstwie lirycznej tego albumu, bo to ona na mnie wywarła największe wrażenie. Pokazuje nam swój ból związany z życiem na blokach, o krzywdzie, którą mu wyrządzili fałszywi koledzy, o śmierci przyjaciół, ale z drugiej strony mamy też sentyment do rodzimego miasta, miłości do rodziców, swojej kobiety. Mamy numer „Flashlight”, który jest storytellingiem ze świetnym klimatem. Oki też nie odmówił sobie zrobienia mocnego przelotu na kawałku „Justin Bieber”. Numer ten pokazuje nam pełen zakres skilli Oskara połączonych z treścią. Na płycie mamy czterech gości- Zetha, Paluch, Szpaku oraz Gedz. Szef BOR’u w numerze „Voodoo” nie popisał się swoim skillem i obrał dosyć dziwne flow na swojej zwrotce, które mnie nie pociągnęło i psuje trochę klimat numeru. Z Zethą miałem ten problem, że wszystkie zwrotki są takie same, ten sam temat, ale czasem zmieniane flow. U Okiego temat był inny, bo wystąpił w kawałku „Wracam do domu”, który jest nostalgicznym kawałkiem do swojego miejsca. Dobrze dopasował się do Oskara i wyszedł z tego naprawdę dobry numer. Na numerze „Kochać bloki”, który opowiada nam o trudnym życiu na blokowiskach znajdziemy zwrotkę Szpaka, collabo wyszło im idealnie, a obydwoje bardzo dobrze się uzupełniali. I ostatni gość, na którego najbardziej czekałem i byłem mega ciekawy jak wyjdzie im współpraca, tak mówię o Gedziuli. Jedynym minusem numeru „Na kodach” jest brak zwrotki Gedza, który dał tylko refren, swoją drogą wyszedł mu przepięknie. Jako słuchacz chciałbym usłyszeć więcej ich wspólnych numerów.
Jednak nie samą liryką żyje człowiek, a brzmienie w dzisiejszym rapie jest równie ważne i na nim się teraz skupię. Na płycie mamy przekrój naprawdę dobrych producentów, którzy zrobili bardzo dobrą robotę. Najbardziej spodobały mi się bity do „ktoś czeka”, „Justin Bieber” i „Pull up Faded”. Dwa pierwsze z nich wyprodukował Magiera, a trzeci zgotował nam Faded Dollars. Wszystkie podkłady były zrobione idealnie i połączone z techniką Okiego dały nam genialne produkcje. Sam odsłuch płyty, bez skupiania się na liryce był bardzo przyjemny, nie nudził mnie, nie był monotoniczny. Słychać było, że wszyscy producenci stanęli na wysokości zadania.
Płyta dla mnie jest genialna. Myślę, że każdy, nawet najwybredniejszy słuchacz, znajdzie tam coś dla siebie. Oki jest jednym z największych odkryć ubiegłego roku, ale jako jeden z nielicznych, ma tak dobrze rozbudowany warsztat techniczny. Jeżeli pójdzie w tę stronę i będzie nadal się rozwijał, za kilka lat będzie czołówką naszego mainstreamu. Polecam ten krążek każdemu, kto szuka młodego zajawkowicza z dobrym brzmieniem połączonego z mocną treścią. Jedynymi minusami tej płyty jest gościnny udział Palucha i czas trwania, który ledwo łapie się na ramy czasowe epki.