Dwa lata po premierze „Flashback” Rosalie wraca z nową płytą. „IDeal” to „z jednej strony poszukiwanie twórczej tożsamości, a z drugiej próba odnalezienia równowagi między życiem prywatnym i pracą artystyczną” – taki opis albumu prezentują nam wydawcy. Czy poszukiwanie się udało?
Na temat równowagi między życiem prywatnym i pracą artystyczną się nie wypowiem, ale jeśli chodzi o twórczość, to na pewno udało się zachować spójność. Wszystkie utwory na płycie zbliżone są brzmieniem, lawirują gdzieś pomiędzy soulem a r’n’b – bardzo łatwo można też dopatrzeć się inspiracji hip-hopem (co więcej, Rosalie wychodzą takie zabiegi świetnie, ale to już raczej wiadomo nie od dzisiaj) i mnóstwa funkowych wstawek (chociażby w „Zapomniałam jak” – swoją drogą, genialny utwór).
Co do brzmienia – wielki ukłon w stronę producentów. Za warstwę muzyczną odpowiadają między innymi Jordah, schafter (który nawet na płycie udzielił się wokalnie, lecz w stopniu niestety nikłym), Marcin Makowiec i Adam Świerczyński. Wykorzystanie żywych instrumentów w połączeniu z rozmarzonym głosem Rosalie to zabieg skazany na sukces – „zmysłowe” to określenie, które wpasowuje się tu idealnie. Moim faworytem jest właśnie tytułowy „Ideal” – jedyna piosenka na albumie, która jest w całości wykonana w języku angielskim, szczególnie końcówka tego utworu zapada w pamięć.
Nawet mieszanie języka angielskiego z polskim w kilku utworach nie jest w stanie popsuć całości, a wręcz przeciwnie – dopełnia się to wszystko bardzo dobrze. Każdy kawałek trzyma poziom, żaden nie odstaje w jakikolwiek sposób, od samego początku aż do końca.
„IDeal” to naprawdę dobry krążek, który muzycznie trzyma nas w roku 2020, jednocześnie cofając kilkanaście dobrych lat wstecz, kiedy Destiny’s Child podbijały listy przebojów. Jedyna rzecz, do której mogę się przyczepić, to długość. 33 minuty to zdecydowanie za mało. Prosiłabym chociaż o godzinkę takiej uczty dla ucha.