Jak grom z jasnego nieba, niemal niespodziewanie i bez żadnej zapowiedzi wystartowała trzecia edycja Hotelu Maffija. Można by rzec, że to coroczne święto ruchome gdyby nie fakt, że w 2021 roku Nobocoto nie opuściło Warszawy by uprawiać nagrywki terenowe w zacisznym miejscu. Tegoroczny czerwiec może aż tak zacisznego miejsca nie przynosi bo chłopaki pojechali do Międzyzdrojów. Tylko czy to nie jest być albo nie być dla SBM?
Dzień dobry Polsko!
Tymi słowami rozpoczyna się edycja numer 3. Tytułowy i pierwszy singiel miał swoją premierę przedwczorajszego wieczoru, a do czasu jego publikacji wszystko schowane było pod płaszczykiem enigmatycznej tajemnicy. Co dostaliśmy? W zasadzie nic ciekawego i ciekawego zarazem. Swoisty cypher, na którym trudno powiedzieć coś więcej mając 4 wersy miejsca i champions type beat. To jedno wielkie przedstawienie postaci Hotelu Maffija 3.
Nie wszystkich bo Mata dojechał w dniu kolejnym do ekipy, ale zdecydowanej większości. Oprócz dwóch ojców założycieli, Solara i Białasa, jest masa ich podopiecznych i kilku gości. Powracają więc starzy bohaterowie, tacy jak bracia Kacperczyk, White 2115 czy Janusz Walczuk z Kinnym Zimmerem. Wraca też postać, o której w ostatnich miesiącach było nieco głośniej. Werble poproszę, Tomb, który zresztą nawija tak samo dobrze jak ładnych kilka lub kilkanaście lat temu.
Nowości, nowości, nowości… po prostu Kajtek, Michał Anioł, Szaran, Bryan, Jacuś. I niestety nie wpuszczają oni świeżego powietrza oknem otwartym na oścież. Zwrotka Szarana jest przyzwoita, ale i najlepsza ze wszystkich nowych twarzy, a to nie świadczy najlepiej o kondycji rapowej młodych SBMowców. Część starterowiczów zresztą to osoby, które strasznie mieszają się ze sobą bo ich stylówki nie są mocno charakterystyczne. Szczerze mówiąc miałem problem z rozróżnieniem Bryana od Kajtka, znalezieniem Jacusia nie patrząc na klip czy zajaraniem się zwrotką Michała Anioła.
Z nadzieją na lepsze jutro przychodzi konwencja całego przedsięwzięcia, która pozwalała w poprzednich edycjach na sporo kreatywnych głupot i spontanicznego działania na własną rękę. Dlatego żywię ogromne oczekiwania, że chłopaki po prostu popłyną i dopłyną do swoich portów po drodze wymyślając i tworząc po prostu odjechane kawałki. Bo tego właśnie oczekuję od Hotelu Maffija. A skoro już przy oczekiwaniach jesteśmy.
Dookoła świata cz. 91
Tak jak przy poprzedniej edycji Hotel Maffija bywał porównywany do Hashachaty, tak teraz nie uciekniemy od zestawianiem go w szranki z 2020club, czyli jeszcze świeżego dziecka numerycznego labelu. Konwencja inna, ale z założenia podobna. To co jednak odróżniało proces twórczy członków Clubu od Hotelu to ich sposób tworzenia muzyki. Mniej przebojowe podejście do nagrywek, pisania i samych pomysłów. Skąd się to brało? Na pewno nie z różnicy wieku bo w obu ekipach jest garść starszych raperów i dwie garście młodych. Myślę, że Club był w założeniu projektem nastawionym nie na rozrywkę a na profilowanie muzyczne samego labelu. W gruncie rzeczy to przecież nie był alkoholowy wyjazd ziomków, ale całkiem dobrze zorganizowany obóz nagrywkowy, który pod czujnym okiem opiekunów prosperował znakomicie. Dlatego płyta klubowiczów może okazać się lepsza od gości hotelowych, ale nie wyrokujmy w przedbiegach.
Bo ta wspomniana rozrywka jest motorem napędowym SBM. Pamiętacie poprzednie Hotele? Oczywiście, że pamiętacie bo macie w głowach urywki śmiesznych akcji z vlogów lub bardzo energiczne i chwytliwe kawałki. Samo tempo też daje się we znaki bo codziennie karmieni jesteśmy treścią. Dwa numery, jeden vlog, 8 postów na Instagramie, dyskusje na Twitterze, wymienianie się śmiesznymi momentami na Facebookowych grupkach. To czego chcieli uniknąć na 2020 daje upust na Hotelu.
Przy czym obu ekipom takie rozgraniczenie jest jak najbardziej na rękę. Możemy zatem porównywać zawartość, czyli muzykę. A w zasadzie będziemy mogli gdy Hotel Maffija 3 trafi do naszych uszu. To co jest moją główną obawą to przesyt. Obawiam się, że czkawką może odbić się krótka przerwa pomiędzy edycją drugą a obecną. Lekko ponad rok, a nie brakuje przecież głosów, że już dwójka była przesycona. Wracamy też do starych okoliczności wakacyjnych, a nie mroźnych ferii. Co to oznacza? Lanek nie nagra Prometazyny 2 bo raczej nie zachoruje. I dobrze, zdrówka Kamil. Co do obaw…
Doba hotelowa
Niech was Lanek ma w opiece bo tylko on was może uratować od generyczności. Pisząc ten tekst jesteśmy właśnie po trzech numerach. I tak jak na pierwszym singlu się zawiodłem tak przy drugim nabrałem nadziei. Rusztom pokazało mi, że to idzie w dobrym kierunku. Wspomniana generyczność to moja największa obawa co do projektu. Chciałbym uniknąć słuchania 20 raz tych samych patentów na podobnych bitach i Lanek może to zagwarantować. Rusztom to w zasadzie kwintesencja Hotelowego przelotu. Melnażowo-wyjazdowy vibe i przelot, w którym czuć luz i zabawę muzyką, samą formą, to coś czego oczekuję od tej i oczekiwałem od każdej poprzedniej edycji. Przepis na sukces pod tytułem Kinny na refrenie znajdzie jak najbardziej tu miejsce, pomimo tego, że na dwójce był to ograny patent. Najsłabiej z ekipy wypada w zasadzie Nypel, który albo chce się bardzo mocno pokazać każdemu, ale nie do końca odnajduje swoją drogę.
Czy znów zapachnie lawendą?
Chłopaki właśnie ogłosili wydarzenie w Międzyzdrojowym Teatrze Letnim. Dziś, w dniu publikacji tego tekstu o godzinie 20:30 zapraszają na… No właśnie. Prawdopodobnie bardzo spontaniczny koncert. Nie napisałem nic o vlogach, ale nie leży to w moich kręgach zainteresowań. Niemniej jednak pewnie niejednemu te kilkanaście minut dziennie umili obiad. Cóż, życzę SBM udanego projektu i masy dobrej zabawy. Bo przecież o to w tym chodzi. Wierzę, że gdy wszyscy odnajdą się w formule posłuchamy fajnych rzeczy.