O.S.T.R. to raper, który może pochwalić się jedną z najbardziej pokaźnych dyskografii w Polsce. Weteran sceny, który przez wiele lat zbierał street credit i wypracował sobie bardzo solidną pozycję na polskim podwórku. Wiele z jego płyt możemy już bezsprzecznie określić mianem klasyków. Szanują go wszyscy. Cóż, przynajmniej do niedawna szanowali. Bo Ostry zarówno w tym, jak i w zeszłym roku stał się kolekcjonerem – tudzież autorem – dość nieciekawych akcji.
Przypomnijmy sobie kilka z nich. O.S.T.R. w 2019 roku poczynił bardzo ciekawe ruchy, które miały charakter czysto komercyjny. Wydanie książki, występy jako “ekspert piłkarski” w Canal+ , czy w końcu, razem z Sebastianem Fabijańskim, wydanie singla promującego film “Psy 3”. Co w tym złego, zapytacie? Otóż, zachowanie jakie wykazał Adam zeszłego roku jest kompletnym zaprzeczeniem jego dotychczasowych poglądów, którymi tak chętnie dzielił się przez wiele lat ze swoimi słuchaczami na trackach. Książka, niezbyt przepełniona ciekawą treścią, mogłaby równie dobrze wydawana być jako dodatek do płyty “Życie po śmierci”, gdyż tematyka kilkuset stronicowej książki oscyluje wokół tych samych tematów co album. Niewątpliwie walka z chorobą była dla autora ogromnym przeżyciem i dozgonne wyrazy szacunku za to, jak O.S.T.R. poradził sobie z nowotworem, tak jednak wydawanie coraz to nowych produktów bazujących wyłącznie na tym temacie, jest najzwyczajniej w świecie słabe. Przejdźmy teraz do tego, jak Adam prezentuje się w roli eksperta Premier League. Tu też nie wygląda to dobrze. Nierzadko wykazuje się on niemała ignorancją i nieznajomością tematu, tak jak chociażby wtedy, gdy nazwał piłkarza Liverpoolu Alexa Oxlade-Chamberlaina “Czambersonem”. Jeśli chodzi o utwór promujący “Psy 3”, to O.S.T.R. o Lindzie, będącym jednym z głównych bohaterów tejże opowieści, napisał kiedyś: “Reprezentant polskiej kultury powinien zachowywać poziom, a nie pierdolić takie głupoty na moje miasto. Pokażmy wszyscy środkowy palec Lindzie! Jak zobaczę Lindę w naszym mieście, to mu sprzedam plaskacza od was wszystkich”. Teraz Ci panowie są obok siebie na plakacie. Wiadomo, że hajs nie śmierdzi, ale bez przesady. Nie rozwodząc się już nawet nad rzeczami takimi jak kurs rapowania, cuchnące hipokryzją na kilometr wersy wymierzone w reprezentantów nowej szkoły w kawałku “Wersy w pysk”, czy wreszcie bezpardonowa kradzież patentu na kawałek od Kendricka Lamara.
Podchodziłem więc do słuchania jego najnowszego albumu z nastawieniem niezbyt pozytywnym, nie będąc jednak nadmiernie uprzedzony do postaci Ostrego. Dlaczego wypisałem wszystkie te krzywe akcje? Cóż, nie zrobiłbym tego, gdyby mój serdeczny kolega Czarek Kowalewski nie poświęcił swojego cennego czasu na mozolny research, za co w tym miejscu bardzo mu dziękuje. Nie jest to jednak główny powód. Nie chcąc pogłębiać podziałów, jakie istnieją już na polskiej scenie, wszyscy możemy stwierdzić, że tzw. “prawilność” i street credit liczy się bardzo dla słuchaczy starej szkoły, którzy nie omieszkają wypominać młodszym zawodnikom ich błędów, tym samym dyskredytując ich jako artystów, nierzadko też skreślając jako ludzi. Raperzy starej daty też nie są święci, też popełniają błędy, zresztą jak każdy z nas. Śmieszne, że jednym z częstszych zarzutów, jakie padają z ust starszych słuchaczy jest traktowanie ulubionych raperów dyskutanta jak Mesjaszy, sugerując zbytnie zapatrzenie się w postać danego artysty. Przydałoby się spojrzeć w lustro i zastanowić, kto tu tak naprawdę zakłada swoim idolom maskę krystalicznego bożka nie obarczonego wadami.
Ale już dość tanich dram, przejdźmy wreszcie do muzyki. Najnowsza płyta O.S.T.R-ego, czyli “GNIEW”, swoją premierę miała 28 lutego 2020 roku. Wydawanie płyt w drugim miesiącu roku to już swoista tradycja, którą Ostry pielęgnuję przez całą swoją karierę. Po średnio przyjętej “Instrukcji obsługi świrów”, która mimo ciekawej oprawy muzycznej nie została dobrze przyjęta przez większość polskich słuchaczy, “GNIEW” przed swoją premierą nie wzbudzał jakichś wielkich emocji w polskim community. Wszyscy spodziewali się kolejnej, takiej samej płyty Adama, co było wystarczające dla jego diehardowych fanów, nie podobało się natomiast bardziej wymagającym słuchaczom. A co dostaliśmy finalnie?
Nie zaczęło się zbyt dobrze. Pierwszym singlem promującym “GNIEW” było “Nie chcę”, czyli oczywisty plagiat “DNA” Kendricka Lamara. Śmiesznie to wygląda, jeśli spojrzymy na to, mając na uwadzę kontekst wcześniejszej twórczości Ostrego, w której tak (hehe) ostro krytykował xeroboyów. Sam odczułem niemały niesmak zaistniałą sytuacją, ale postanowiłem odrzucić pierwsze złe wrażenie i podejść do odsłuchu najobiektywniej jak potrafię.
I powiem szczerze, że na początku byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. “Preambuła” płynie pięknie, bit tworzy nieziemski klimat, który dopełniany jest przez charyzmatyczny wokal Adama. Potem płynne przejście do żywszego “Ł.U.F.”. I tu trochę się odbiłem.
Czasem wydaję mi się, że Ostry jest jak zacięta płyta. Gość zatrzymał się w pewnym momencie swojej kariery i nie chce ruszyć się z niego nawet o centymetr. Chodzi mi tu o absurdalne wersy takie jak “Jestem wyrokiem dla branży, dniem ostatecznej zagłady” i tym podobne. Kiedyś, kiedy Ostry miał mocną pozycję na scenie i szacunek większości zawodników i słuchaczy – mogły one robić wrażenie. Dziś, po akcjach z plagiatami, warsztatami rapowymi czy dziwnymi skokami na hajs – po prostu śmieszą.
Kolejne tracki brzmią bardzo dobrze, ale też bardzo podobnie. Na pochwałę zasługuje niewątpliwie warstwa producencka płyty. Począwszy od “Preambuły”, przez “Son Goku”, aż po “Wadę serca” bity malują bardzo spójny i przyjemny muzyczny obraz, tworząc świetny klimat, dopełniany przez głos Ostrego, który, według mnie, czasem odciąga uwagę od dość grafomańskich i prostych, nierzadko miałkich i zużytych tekstów. Kartky nasuwa mi się tu jako analogia. Gość z nieziemską barwą, potrafiący wytworzyć na trackach niespotykany vibe, jednak gdy przejdziemy do warstwy lirycznej – nie jest już tak kolorowo.
Chcąc nie chcąc – zanurzmy się w tekstach, tak pięknie oplatanych przez muzykę. I znów muszę to powiedzieć – Ostry się popsuł. Zaciął się jak stary gramofon. Dlaczego? Na to odpowiedzi niestety nie znajdę. Na ulicach mawiają “jakie życie taki rap”, śmiesznie więc i troszeczkę nudno słuchać gościa, który od kilkudziesięciu lat nawija te same frazesy, pomimo faktu, iż na drodze swojej doczesnej podróży jest już w zupełnie innym miejscu. Pozostawiam waszej ocenie, jak w kontekście wymienionych na początku aferek z Adamem w roli głównej brzmią wersy z refrenu “Króla” – “Wolę umrzeć jak król, niż żyć jak szmata”. Zresztą, takich nieścisłości jest znacznie więcej. Dla przykładu, w tym samym kawałku Ostry nawija również, że “pierdoli rap”, w następnym tracku tworząc “Dla moich ludzi rap na lepsze czasy”. Więc jak to w końcu jest z tą muzyką, Panie Ostatnia Szansa?
Technicznie niektóre linijki złożone są w fajny, ciekawy sposób, jednak takie właśnie luki logiczne sprawiają, że większośc ludzi, którzy nie są zapatrzeni w postać Ostrego, zacznie zadawać sobie pytanie o faktyczną wartość i wiarygodność jego tekstów. Przykro to pisać, takie są jednak fakty.
Zostały jeszcze gościnki, które nie wyróżniają się absolutnie niczym. Nie znaczy to, że są złe – są najzwyczajniej w świecie poprawne, zwykłe. Kali udzielił swojego głosu w klimatycznym “Paranormalnym”, Hades zaś w przedostatnim “P.P.P.”. Nie jestem fanem żadnego z raperów, większych zarzutów do ich zwrotek nie mam, przez ich zwyczajność nie mogę też napisać o nich absolutnie nic ciekawego. Posłuchałem, będę pamiętał kilka dni, później zapomnę i nie wrócę. Bo nie ma po co.
Kończąc – czy jest szansa, że kiedyś puszczę sobie jakikolwiek track z “GNIEWU”? Tak, bardzo mała, ale jednak jest. Jeśli tak się stanie, to będzie to niewątpliwie “Preambuła”. Z albumu zdecydowanie zapamiętam warstwę muzyczną, która wybija się na tle nieźle poskładanych, niestety jednak miałkich i wewnętrznie sprzecznych tekstów. Szkoda, bo taka produkcja zasługuje na coś więcej niż zatrzymanego w przeszłości Ostrego, który dodatkowo ucieka się do niskich i wielokrotnie przez niego wcześniej krytykowanych działań, takich jak kradzież tracku. Pozostaje jedynie pogratulować lojalnych fanów, którzy zafundowali Adamowi złotą płytę.