fbpx

OCZEKIWANIA vs. RZECZYWISTOŚĆ. Czy promocja idzie w parze z jakością?

Promowanie swojego nowo wydanego materiału przez artystów to obecnie element, który stanowi sporą część sukcesu. Ciężko znaleźć przykłady, w których to wykonawca wypuszcza swój nowy album bez nawet najmniejszego poinformowania o trwającej nad nim pracy, przez co nawet krótki wpis na social mediach potrafi rozpędzić „hype train” do niewyobrażalnej prędkości. Czy więc wkład włożony w promowanie nowego projektu jest wyznacznikiem jakości? Cytując klasyk „niby tak, ale nie do końca”. Aby lepiej zrozumieć jak fani potrafią być przewrotni po otrzymaniu albumu swojego ulubionego twórcy czy nawet singli zapowiadających nowy projekt, najlepiej spojrzeć na zachodni rynek muzyczny.

Na pierwszy ogień weźmy najnowszy album Lil Uzi Verta „Eternal Atake”, o którym ostatnio miałem okazję rozpisać się więcej, przypominając przy tym całą historię związaną z jego wydaniem. Niewątpliwie był to projekt, na który czekała nie jedna osoba na całym świecie. Wraz z wersją Deluxe, którą stanowi „LUV vs The World 2” otrzymaliśmy prawie 30 utworów w ciągu dwóch tygodni od Uziego. Na pierwszy rzut oka to spora suma, ale do ilości utworów zawartej w całym projekcie wrócimy nieco później, więc zostańcie do końca. Nie bez powodu wziąłem akurat Verta i jego nową płytę jako pierwszy przykład – przez trzy lata tworzył wokół siebie szum, liczne wpadki i problemy tylko podniecały fanów na myśl o tym, jak może wyglądać cały krążek. Przez ten długi okres każdy wydany singiel lub niewielki ruch ze strony rapera na portalach takich jak twitter czy instagram, skłaniał do myślenia, że może już niedługo otrzymamy obiecany album. Gdy wreszcie doczekaliśmy się momentu, w którym mogliśmy odsłuchać cały legal, okazało się, że dostaliśmy jeden z lepszych projektów ostatnich kilku miesięcy, sięgając nawet w głąb 2019 roku. Wood’s w ten sposób dał jasny sygnał, że promowanie materiału i oczekiwania fanów mogą pokrywać się z tym, co wydaje finalnie artysta – w ten prosty sposób pokazał swoim „znajomym” z branży, że pomimo problemów z wydaniem płyty i narastającym napięciem wśród odbiorców można dostarczyć materiał, który śmiało może stawać do walki o rapowy album roku.

Zostawiamy na chwile Uziego w spokoju aby spojrzeć na inny przykład, w którym promocja i przysłowiowy „hype” są w stanie zaślepić nawet najzagorzalszych fanów. Idealnym projektem tutaj będzie „Astroworld” od Travisa Scotta. Osobiście mam wiele uwag do tej płyty i jest ona dla mnie najsłabszą w dorobku Jack’a, a na tle innych albumów z 2018 roku jest zwykłym, poprawnie przygotowanym materiałem, który obudowany został masą akcji promocyjnych. Od momentu ogłoszenia pracy nad tym krążkiem fani już określali go jako „płytę roku” – dodatkowo sam Travis podkręcał atmosferę mniejszymi lub większymi przeciekami na jego instastory bądź koncertach, gdzie grał utwory z nadchodzącego projektu. Co więc stało się po prawie dwóch latach, że fani zaczęli krytykować ostatni solowy krążek Scotta? Otóż sprawa wygląda prosto – całość jest po prostu nudna i prócz warstwy produkcyjnej czy gości, są może trzy lub cztery utwory, które są jakoś w miarę świeże i nie brzmią jak numery, które określić można jako „generic trap”. Oczywiście cała otoczka budowana przy tym projekcie, ogrom akcji promocyjnych sprawiły, że płyta swoje zarabia, ale na tle chociażby „Birds in The Trap” czy „Rodeo”, które do dziś brzmią świeżo pomimo upływu czasu to „Astroworld” idzie w zapomnienie jako cały projekt. Chyba nawet sam Travis zauważył, że kończenie albumu dzień przed jego wydaniem i brak osłuchania się z przygotowanym materiałem nie był dobrym rozwiązaniem, finalnie na swoich koncertach wracając do utworów ze swoich starszych krążków.

Dla kontrastu teraz spojrzymy nie na artystę, a na jego odbiorców i to jak z upływem czasu potrafią zmieniać swoje zdanie. W tym przykładzie użyjemy ostatniego albumu Asap Rocky’ego jakim jest „Testing” – czy w tym projekcie jest coś złego? Tak mógłby zapytać teraz nie jeden fan, gdyby ktoś zarzucił mu, że omawiany tutaj projekt jest po prostu słaby. Sytuacja była jednak inna zaraz po wydaniu całej płyty, pomimo bardzo dobrych singli i jeszcze lepszej akcji promocyjnej, fani artysty przysłowiowo „zmienili front” gdy 25 maja usłyszeli cały krążek. Spora część osób zarzucała, że „Testing” to projekt miałki, nudny i bez żadnego klimatu – dodatkowo samą premierę przyćmił trwający wtedy beef między Push T, a Drake’iem, których to poczynania na wojennej ścieżce śledził każdy, kto choć trochę interesuje się zagraniczną sceną. Z czasem jednak album Rakima dostał drugą młodość, w szczególności za sprawą trasy koncertowej, która okazała się ogromnym sukcesem. Dodatkowo promowano te najlepsze utwory z płyty, poprzez wydanie do nich teledysków. Odbiorcy po tym czasie jakoś zaczęli zmieniać zdanie. Pojawiały się głosy, że w sumie album jest w porządku, bo, tutaj cytując, „jest eksperymentalny i świeży, w porównaniu chociażby do udziału Rocky’ego przy Cozy Tapes vol 2.”. To spowodowało, że cały materiał znów nabrał kolorów, a sam artysta ponownie cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Jeżeli mam być szczery, to sam miałem problem z przekonaniem się do tej płyty i dopiero po czasie i wielu odsłuchach, z ręką na sercu jestem w stanie przyznać, że w dyskografii Rakima to jeden z lepszych projektów, wyróżniający się świeżością i klimatem.

Aby spojrzeć na następny przykład tego jak jakość nie idzie w parze z promocją musimy wykorzystać pewnego małego rapera, chociaż liczby jakie tworzył pod swoimi utworami były ogromne i do dzisiaj mogą zaskoczyć. Tym razem nie będzie to Uzi ani Yachy, a sam mały, wielki Pump i jego „Harverd Dropout”. W okresie od 2016 do 2018 roku Garcia mógł spokojnie konkurować z 6ix9in’em o tytuł najbardziej kontrowersyjnego artysty, patrząc po tym jakie akcje odstawiał na swoich socialach. Oczywiście wszystko to rosło wraz z zapowiedzią nowego projektu, jakim był wspomniany wyżej album, który okazał się totalną porażką. Same single już nie napawały optymizmem względem nadchodzącego materiału, jednak dawały one radę i dalej czuć było, że raper idzie w kierunku robienia prostych jak drut „bangerów”, przy których po prostu ludzie mają się bawić. Nikt jednak nie spodziewał się, że cała płyta okaże się zlepkiem utworów, które nie są ani przyjemne w odsłuchu, ani nie nadają się do puszczania na imprezach. Tak też akcje promocyjne w stylu rzekomego występu na Harvardzie i ogromny medialny szum skończył się w momencie, gdy krytycy wraz ze słuchaczami nie zostawili suchej nitki na artyście i jego najnowszym albumie. Gdybym miał do wyboru przez resztę życia słuchać „The Big Day” lub „Harverd Dropout” to z dwojga złego wolałbym zostać przy niedorobionych i monotonnych utworach od Chance’a niż słuchać płyty, którą goście ratują jak tylko mogą, bo sam Pump nie wykazał się nawet odrobiną zapału, by dać chociaż w połowie materiał tak dobry jak wcześniej.

Przeciwieństwem dla sytuacji związanej z Lil Pumpem jest Rich The Kid i jego druga odsłona „The World Is Yours”. W tym przypadku akcje promocyjne były niewielkie, a dokładniej takie, na które pozwolić mógł sobie zarówno artysta, jak i wydawca, więc prócz bilbordów czy reklam nie było zbyt wiele szumu wokół całego projektu. Single, które zapowiadały nadchodzącą kontynuację wcześniejszej płyty, niespecjalnie nastawiały odbiorców pozytywnie względem całego projektu. Zaskoczyć jednak można się dalej nawet przy typowo trapowych albumach, bo jak okazało się po wydaniu „TWIY 2”, album stał się sporym sukcesem będąc przy tym nie tylko świeżym jak na okres projektów o podobnym brzmieniu, ale również wypadł bardzo dobrze jako kontynuacja części pierwszej. Jak się okazało single promujące cały materiał nie zawsze muszą być dobre, czasem po prostu ich zły dobór odpycha fanów, czy zwykłych słuchaczy od sprawdzenia całości przez co można źle ocenić nie tylko album, ale i samego artystę.

Na sam koniec zostawiłem swój ulubiony czynnik, czyli ilość względem jakości. Wypisanie takich projektów zajęłoby spokojnie dwie strony A4, a byłby to tylko i wyłącznie ścisły mainstream. Dla zobrazowania tej arcyciekawej przypadłości skorzystamy z dwóch płyt – pierwsza z nich to „Culture 2”. Migos to bardzo specyficznym przypadek wielu różnych problemów, nie mam zamiaru przywoływać tutaj „syndromu Quavo”, czy poruszania solowych projektów. Skupmy się tylko na drugiej części trylogii „Culture”. Podam wam teraz bardzo kontrowersyjną opynię, wśród niektórych słuchaczy dlatego osoby, które nadal mocno hejtują tą płytę, niech lepiej usiądą. Druga część cyklu koniec końców jest serio dobrym albumem, a zabiła go ilość utworów – w przypadku pierwszej odsłony mieliśmy zaledwie dwanaście, przez co fani narzekali, że odczuwają niedosyt i liczą na więcej. Finalnie dostali to, czego chcieli jednak efekt był odwrotny niż spodziewali się artyści. Cały projekt zebrał spory lincz za to, że jest monotonny, za długi i bez wyrazu. Single promujące materiał wypadły znakomicie, przez co słuchacze oczekiwali chyba jeszcze więcej niż dostali na pierwszej części. Gdyby usunąć kilka utworów z całej płyty, to zasadniczo fani przyjęliby pewnie cały album bez większego narzekania. Ja sam uważam, że dwójka nie jest ani gorsza, ani lepsza jest. Po prostu za długa. Wina napakowania tak wielu numerów na jednym krążku leży zarówno po stronie samych raperów jak i fanów, którzy krzyczeli gdzie tylko się da, że chcą więcej, więc zasadniczo powinni być zadowoleni. Podobny syndrom przejawia „Death Race For Love” autorstwa Juice WRLD’a. O zmarłych źle się nie mówi, dlatego źle mówić będę tylko o albumie, uspokajając fanów. Dwadzieścia dwa utwory – dokładnie tyle znalazło się finalnie na płycie, która już po pierwszych sześciu numerach doznaje tego schorzenia, jakie dopadło „Culture 2”. Nie jestem w stanie odsłuchać tego projektu za jednym razem bez przerywania go, jest to po prostu niewykonalne, bo już w połowie robi się to aż męczące Nawet ostatnie projekty Trippie Redd’a nie doprowadzają mnie do takiego znużenia, jak ostatni album Jarada. Nie oznacza to, że jest to zła płyta, jest po prostu za długa, a co najgorsze zawarte na niej utwory mają w większości jedną i tę samą tematykę, co tylko potęguje efekt senności. Oczywiście, znajdziemy tutaj świetne single, które nadają się do odsłuchu, ale wystarczyło wybrać te kilka i nawet puścić ten projekt z dziewięcioma numerami, a nie wydawać go do odsłuchu z ilością ponad dwudziestu. Nie znaczy to jednak, że ilość nie może iść w parze z jakością, o czym pisałem już na początku przy wspomnieniu o „Eternal Atake” – stąd też wcześniejsza wzmianka o Uzim, który pokazał i przy tym problemie, że da się go uniknąć wypuszczając nawet trzydzieści nowych utworów w ciągu tygodnia.

Odpowiedzieć na pytanie, które tutaj poruszyłem jest niemożliwe, bo rozbija się to na tak wiele aspektów, że ciężko dopasować projekt, który nie zakrawałby nawet w małym stopniu o chociaż jeden z problemów, a i tak nie są to wszystkie na jakie można natrafić. Promocja ma ogromny wpływ na wydany materiał artysty i trzeba pogodzić się z faktem, że raz pod rękę idzie ona z jakością i oczekiwaniami, a raz po prostu nie. Inną kwestią jest sprawa samych fanów i odbiorców, którzy chyba od przesytu tak wielu projektów, które wychodzą co tydzień, stali się po prostu wybredni, popadając przy tym w hipokryzje, co pokazał przykład Rocky’ego czy Migos. Dla artystów jest to też znak, aby wyciągali lekcje z błędów swoich kolegów z branży i nie tylko starali się dobrać promocję do materiału, ale również osłuchali się z nim i wychodzili poza utarte schematy. Bardzo dobrze obrazuje to sytuacja takiego artysty jak Fetty Wap, którego parę lat temu można było nazwać spokojnie raperem z potencjałem na wieloletnią karierę. Obecnie przez fakt, że stanął w miejscu i z singla na singiel brzmiał tak samo, słuchacze odeszli od jego muzyki, a on sam ledwie dochodzi do kilkuset tysięcy wyświetleń pod nowymi klipami czy utworami. Stąd też ważna uwaga dla samych artystów, aby nie bali się eksperymentować, a samych odbiorców zarówno słuchali jak i brali przy tym ich uwagi na pół serio.

Zeen is a next generation WordPress theme. It’s powerful, beautifully designed and comes with everything you need to engage your visitors and increase conversions.