fbpx

Nie tylko świat stanął na głowie – recenzja albumu Marcelego Bobera

Odnalezienie się w labiryncie myśli Marcelego Bobera kosztowało mnie tyle, że musiałem upodobnić się w działaniach wobec świata i wręcz „stawać na głowie”, aby ten album w pełni zrozumieć. Niektóre obrazy i metafory pozostawiły mnie z wrażeniem, że odczyt tego krążka nie został przeze mnie dobrze zrealizowany. W tym obrazie literackim można się zagubić. To jeden, ogromny eksperyment, który nie imponuje formą, ale intryguje na tyle, że chce się podziwiać. Szukać i stawiać pytania dociekając odpowiedzi. Dziwaczny twór, ale oddający to, jak ambitny jest Marceli Bober.

Marceli Bober to artysta z charakterem

Dobrego tekściarza cechuje umiejętność przyciągnięcia uwagi słuchacza mimo braku „catchy” produkcji. Brak punktów zaczepienia w podkładach (w tym przypadku również autorstwa Marcelego Bobera) nie zawsze musi czynić album jałowym, jeśli zdolności rapera cechuje umiejętność naturalnego składania interesujących tekstów. To jednak w większości przypadków tworzy płyty, których słuchamy okazjonalnie. „Świat Stanął Na Głowie” to swoisty „spacer-type” krążek stawiający wiele pytań. Niekoniecznie jednak zawsze nakreśla chociażby szkielet odpowiedzi. Polski hip-hop zdążył już przyzwyczaić do wręcz drażniącego deficytu takich albumów. Szczególnie w ostatnim czasie, kiedy raperów nienagannych technicznie jest na pęczki, a jednak ich płyty zostają z nami góra na tydzień. Bo to co podkreślam, można na potrzeby tego tekstu spłycić do obecności dobrych raperów, ale braku ciekawych osobowości. Do tego stereotypizującego polską scenę hasła M. Bober na całe szczęście nie pasuje i udanie wchodzi w poczet artystów z charakterem. Stylistyka tego chodu jest jednak momentami dziwaczna i sprawia wrażenie, jakby raper poruszał się w jakimś labiryncie.

W tym natłoku myśli można się zgubić

Bober swoim celowym flegmatyzowaniem nawijki starał się wprowadzić eksperymentalny klimat na pograniczu jawy i snu, trzeźwości i szybowaniu w chmurach. Ospałe flow skutecznie zaprosiło mnie do wzięcia udziału w tej podróży, która zdaje się być momentami zbyt nużąca. Na tyle, że gdyby album trwał więcej niż 21 minut, to moglibyśmy go kwitować częstym ziewaniem. Teraz i tak jest odrobinę nudno, ale w świat Marceliego Bobera chce się wchodzić, bo człowiek opisujący dzieciństwo wersami „Dobry start miałem od życia początku/Moje życie jako dziecka nieraz wisiało na włosku”, łącząc je z wokalem emanującym wręcz depresyjną obojętnością, kręci karuzelą emocji słuchacza. Jego wizja jest wyraźnie pogmatwana. Między storytellingami o przypałach z policją i wersami o latach dzieciństwa, wiją się gdzieś młodzieńcze i szczere wyznania. „Nieraz dotykałem dna, żeby móc w ogóle poczuć” – budzi tyle samo smutku, co poczucia, że możemy się z tym utożsamiać. Czasami zdaje się, że te wyznania i przemyślenia są faktycznie licznie obecne, ale nie wszystkie zostały do końca odpowiednio zaakcentowane. To budzi największą ciekawość, ale jednocześnie poczucie, że cały czas coś nam umyka i nie do końca jesteśmy w stanie zrozumieć jakie emocje Marceli chciał przekazać.

Laboratoryjne szczury wielowymiarowych istot
Na podobieństwo Boga, czyli jestem kosmitą
Który przeszedł bramy piekieł, kiedy mu było zimno
Po to by przywrócić czucie swym kończynom

Jałowość linijek efektem braku eksperymentów z wokalem?

Skąpa ilość eksperymentów na polu ekspresji swojego wokalu bardzo boli,wyjaławia linijki, które przecież mogłyby stawać się tak mocnym przekaźnikiem uczuć. Poza nisko spitchowanym wokalem w utworze “Cień”, próżno szukać zabiegów, które mogłyby nie tylko wpaść w ucho, ale wejść do głowy i działać na słuchacza jak magnes przyciągający do powrotu do albumu. Marceli Bober rapuje – momentami to stwierdzenie najlepiej oddaje jego zabawę z flow i technicznymi zabiegami. Czasami Marceli Bober recytuje i aksamitno-radiowym głosem wylewa do trip-hopowych podkładów całymi strumieniami swoje myśli. Można w tym pływać, ale łatwo utonąć.

Odpowiednie podejście kluczem do dobrego odbioru M. Bobera

Talent do pisania linijek jest wyraźny. Bywa jednak zamglony brakami w ich układaniu oraz ekspresji wokalu. Dużo wersów trąci pisarskim kunsztem, jednak można go przegapić gdy toniemy w jednostajnym, mówionym flow. Mimo to, przy odpowiednim skupieniu popłyniemy z prądem metafor, zgrabnie pisanych linijek i lekką psychodelą tworzonego klimatu. Na jednym z utworów usłyszymy nawet nutkę memphisowego brzmienia. Kiedy słucham o losie biorącym się za człowieka i głaszczącym go pod włos stwierdzam, że ostatni raz tak przyjemnie tonąłem w sennej apatii przy „Modlitwie” Araba.

Zeen is a next generation WordPress theme. It’s powerful, beautifully designed and comes with everything you need to engage your visitors and increase conversions.