Nie oszukujmy się — jeśli jesteś raperem, to chciałbyś zobaczyć tu swój album.
No dobra, może nie jesteśmy aż tak wpływowi i renomowani. Mimo wszystko mamy to. Na podstawie ocen wystawionych przez całą redakcję skompletowaliśmy listę dwudziestu najlepszych albumów kończącego się już roku. Miejsca od 20. do 11. znajdziecie TUTAJ, a przed wami ścisłe TOP, czyli dziesięć najmniej nieudanych płyt 2020 roku!
10. Miły ATZ – Czarny Swing
Jak narzekałem trochę na Czarny Swing w kontekście tekstów Miłego i szczątkowej ilości eksperymentowania, tak finalnie okazał się być jednym z najrówniejszych albumów tego roku i najświeższych jednocześnie. Obowiązkowa pozycja dla fanów UK stylu w polskim wydaniu i raperów ujmujących szczerością oraz luzem. Brak soczystych linijek nie wykluczył oryginalnej nawijki na topowych produkcjach Atutowego, który, umówmy się, w tym roku wbił się do topki polskich producentów. Latami czekaliśmy na Miłego, przed którym czekają teraz poważniejsze sprawdziany.
Roszyk
9. Laikike1 x Szops – DiamondLife
Wchodzę na YouTube. Patrzę — nowy Laik. Myślę: „Co mi szkodzi?”, klikam. Znów myślę (przyp. red. – xD) „Dobry singiel, ale nic ponadto”. I powiem Wam, że się myliłem. W momencie pojawienia się pierwszego singla nie byłem jakoś zbytnio przekonany, że ta płyta może być czymś więcej. Koniec roku, a zagrzewa miejsce na moim tegorocznym podium. Warstwa produkcyjna jest dopieszczona, nie są to typowe beaty, na których poleciałby pierwszy lepszy młodszy. Wymagają od artysty, by pokazał skillsy. Laik nie marnuje tej szansy i błyszczy jak tytułowy diament. Pokazuje swoje najsilniejsze strony: delivery, lirykę i samą technikę. Warto też docenić Szopsa. Przywodzę temat produkcji kolejny raz, ale ona na to zasługuje. Beaty nazwałbym esencją, wyciśniętą z zarówno trapowych, jak i boombapowych brzmień. Świetnie się ze sobą przeplatają i komponują świetne aranżacje. Laik wbija tym albumem w scenę i zaznacza, że on dalej tu jest i nigdzie się nie wybiera. Czy nam się to podoba, czy nie, musimy to zaakceptować.
Chinol
8. Mata – 100 dni do matury
Z ostatniej ławki szkolny rap — chociaż spontaniczny i niechlujny, to treściwy i niesamowicie zgrabny. Dużo w nim banałów i oczywistości, ale dwójki takie jak „Wszyscy zaczęliśmy jako korwiniści albo komuniści // Nie chcę być polityczny, więc nie powiem ci czy wyrośliśmy, czy nie wyrośliśmy” zawierają w sobie więcej treści i przesłania niż szesnastki połowy obecnej sceny. Mata ma dar do przekazywania liryki w przekonujący sposób i nikt chyba nie zaprzeczy, że kiedy w studio włącza się nagrywanie, to on pozostaje szczerym, uśmiechniętym Michałem Matczakiem. Nie sądziłem, że w podsumowaniu tego roku padnie ode mnie takie stwierdzenie, ale ta luźna, momentami wkurwiająco niedbała płyta, stała się jednym z najbardziej treściwych dzieł tego roku. Bezczelny talent i bezczelna wręcz prawdziwość. Klasa!
Roszyk
7. EMAS – Zapomniałem Podlać Kwiaty
Do podsumowania wpadł rzutem na taśmę, bo album puścił chwilę przed wigilią, a dziś okupuje siódmą pozycję naszego zestawienia. Trudno się dziwić – trueschoolowy sznyt EMASA osadzony w dance’owych produkcjach Podhajskiego to coś, co nie mogło się nie udać. Płyta, którą świetnie się czyta, ale jeszcze lepiej słucha. Obowiązkowa pozycja dla ludzi lubiących trochę alternatywne podejście do klasycznego rapu.
Biegun
6. Jan-rapowanie & NOCNY – Uśmiech
Nie pamiętam, żeby którakolwiek z tegorocznych płyt wzbudziła we mnie takie emocje już po pierwszym odsłuchu. Może to dlatego, że bliskie mi wtedy były tematy emigracji do stolicy, damsko-męskich relacji, spraw sercowych i pierwszego poważnego spoglądania w przyszłość. A przy tym wszystkim swoje rozterki Janek przelał dużo zręczniej i jako zdecydowanie lepszy już raper. Co prawda brakuje delikatnie bangerów rozbrzmiewających równie mocno co zeszłoroczne „Wybory”, ale nie skreśla to płyty na żadnej płaszczyźnie. Album na którym duet raper-producent kolejny raz znalazł muzyczną chemię, kolejny raz się zrozumiał i kolejny raz dał kawał dobrej muzyki. Zauważalny progres Janka zasługuje na pochwałę, bo o ile do tej pory był dobrym artystą, tak teraz można w pełni stwierdzić, że jak na standardy mainstreamu jest w końcu również dobrym raperem.
Roszyk
5. Quebonafide – ROMANTIC PSYCHO
Największa akcja promocyjna w historii PL rapu zwieńczona również niemałym albumem. Podniesienie kotary wraz z utworem „SZUBIENICAPESTYDYCYBROŃ” (i wraz z jednym z najlepszych teledysków roku) to jeden z nielicznych, naprawdę wyrazistych momentów 2020 roku. I choć mnie osobiście z Quebą nie było od jakiegoś czasu po drodze, ROMANTIC PSYCHO nie zawiodło. Otrzymujemy spełnienie słów: „Z rapera w gwiazdę pop, w rok” w najlepszym możliwym wydaniu. Świetne refreny Darii Zawiałow czy Mroza, a jednocześnie rapowy sznyt na „GAZPROM” czy „COJESTMAŁPY”. Owszem, lirycznie Que nie zachwyca, ale ciężko oczekiwać filozoficznych przekmin na takim albumie jak ten. Nie wszystko też się na tej płycie udało, chociażby gościnne udziały Bedoesa czy Sentino (wybaczcie, jestem uczulony na latynoskie rytmy (przyp. red – nie wybaczamy, odwal się od Seby)) . Ale jakie to ma znaczenie skoro refren „ASPARTAMU”, „BUBBLETEA” czy „AJETLAGTOMÓJNOWYDRAG” śpiewam po dziś dzień, robiąc to bez cienia żenady? Dobra robota, Panie Quebonafide.
Wojakowicz
4. Biały Tunel – Biały Tunel
Takiej płyty w polskim rapie nie było. I takiej płyty w polskim rapie prawdopodobnie nigdy już nie będzie. A ona sama zgnije zapewne w odmętach polskiego podziemia, dryfując zasięgami między powoli rosnącym Kołem Lordofonu, a gośćmi o których ta scena wolałaby już dawno zapomnieć. Uroki globalizacji polskiego hiphopu idealnie uchwycają brutalność czasu, w którym miała miejsce premiera Białego Tunelu. W samej formie i treści, jest to album bezpośrednio niebezpośredni, któremu eklektyzm na drugie imię (przyp. red. – LINK). Wielowymiarowy, o przytłaczającej palecie barw. To muzyczne, miejskie retrospekcje, liryczny festiwal intymności i upust negatywnych emocji. Narkotyczny bełkot pełen kobiet, ale też i przemyśleń w zupełnej samotności. Na dodatek Mes stąpając co kawałek po cienkim lodzie, porusza się z niebywałą gracją, nie zostawiając miejsca na żadną płytkość, czy podwójne standardy. Nie boję się powiedzieć, że ten album to absolutna czołówka polskiego rapu ostatnich 10 lat — totalny powiew świeżości, którego nikt się nie spodziewał, a którego potrzebowaliśmy wszyscy.
Czarek Kowalewski
3. Białas – H8
Premierowy odsłuch H8 miał miejsce na SB Festivalu w lutym 2020 — wtedy 95% osób obecnych stało dosłownie wrytych w ziemię, oglądając całe widowisko i nie było to ani trochę dziwne. Retrospekcje, opisy rzeczywistości chłopaka, który spędził na blokach pół swojego życia oraz chęć rozliczenia z własną przeszłością, najzwyczajniej ciekawią, ale i wielu łapią za serce. EP-ka okazała się być perfekcyjną rozgrzewką przed wypuszczeniem sierpniowego longplaya, za to najczęściej odtwarzany track, znany jako „Drift”, nie schodził przez cały rok ze spotifajowej listy SAJKOHITÓW, którą tworzyła nasza społeczność. To może jedynie dowodzić, że słuchacze wyczekiwali jak na szpilkach, by Białas powrócił na scenę, a za swoją cierpliwość zostali wynagrodzeni wypuszczeniem jednego z najdojrzalszych konceptalbumów w zeszłym roku. Jeżeli ktoś spoza rapowego podwórka poprosiłby mnie kiedykolwiek o pokazanie mu płyty, która zrobi na nim kolosalne wrażenie, z pewnością H8 znalazłoby się na mojej liście.
Martyna Kupińska
2. Barto’cut12 – Sztuczne Kwiaty
Parę lat nagrywania, dopieszczania, próbowania coraz to nowszych rzeczy i w końcu doczekaliśmy się finalnej wersji Sztucznych Kwiatów, w pełni wyprodukowanych przez Barto’cuta12. Nie ukrywam, że były one jedną z najczęściej katowanych przeze mnie płyt w 2020 roku. Dodatkowo, czas spędzamy w doborowym towarzystwie — wraz z Guziorem, Holakiem, a nawet i Łajzolem. „Nietuzinkowe” i „niezanudzające” to najlepiej opisujące ten album słowa. Za każdym razem wracam do niego z miłą chęcią i będę wracać w dalszym ciągu, bo połączenie hip-hopowego sznytu z futurystycznymi produkcjami, ściśle łączącymi się z różnorakimi dźwiękami techniawy, stanowią coś niewątpliwie ciekawego (a szczególnie w porównaniu do pozostałych kandydatów, biorących udział w walce o podium).
Martyna Kupińska
1. Lordofon – Koło
Najlepszy romans rapu z muzyką gitarową od czasu Michała Wojtka (być może do czasów Zdechłego Osy). Z tym, że u niego objawiało się to w smutnych piosenkach na jednym instrumencie, za to tutaj mamy pełne, rozbudowane aranżacje, od szalonego punku po rockowe ballady w najlepszych wydaniach. Już pal licho ten rap, który jest tutaj po prostu dobry, ale kiedy przychodzi zaśpiewać jakąś partię, czuć synergię, o jaką modlą się inne rapowe duety. Bóg ich modlitw nie słyszy, bo katuje „Grawitację” na nowych JBLach, które dostał na urodziny.
Jeden z najoryginalniejszych tworów ostatnich lat na naszej scenie, a w swej oryginalności nie gubiący jakości. Być może trafili po prostu na słaby rok, ale wydaje mi się, że żaden rapowy dziennikarz czy słuchacz nie powinien mieć za złe takiej obsady pierwszego miejsca. Po prostu, inne ekipy są kruche jak cornflakes!
Biegun
Redakcja i korekta: Roszyk, Biegun / Cover art: Kacper Kwiecień (IG: @kacper_kwiecien_photo)