Wiara pytała o numer na Młode Wilki, a on w międzyczasie wjechał spontanicznie z EPką. I zrobił to z przytupem. I nawet zrobił klip do kawałka “Oyster”! I jest dla wielu słuchaczy najważniejszym odkryciem tegorocznej edycji Wilków. I ma luz, styl i swoją jazdę. I nazywa się Miły Atz, a ww. projekt nosi nazwę “Deadline EP”. Siądźmy wygodnie i kiwajmy głową, bo bauns jest śliczny.
O romansach atezeta z brzmieniami rodem z Londyńskich ulic można pisać całe stosy tekstów. W końcu to jeden z niewielu polskich raperów mających styczność przy tworzeniu swojej muzyki z grimem. Nie tylko oczywiście w wymiarze muzycznym, bo Miły w Londynie spędził kawałek czasu i tego klimatu oraz inspiracji doświadczył na własnej skórze. O tym wspomina na kawałku “Oyster”. Deadline wleciało z zaskoczenia i wleciało od razu na grubo. Naturalnym jest, że to dopiero muzyczny aperitif z jego strony i to taki aperitif, za którego podanie do konsumenta odpowiada Universal Music Polska i raczej pewnym jest, że wspólne ruchy na tej linii nie są zakończone. Odpowiedni sztab ludzi u boku i wystarczająco duży wkład środków pieniężnych oraz pracy myślę, że oszlifuje ten diamencik jakim jest Miły ze swoją stylówką. Od czasów w których Otsochodzi popłynął nową falą, nie było tak luźnego rapera, który jednocześnie miesza produkcyjnie klimaty i tworzy bardzo estetyczny misz-masz.
Do rzeczy. Na tym projekcie czuć vibe prosto z gdyńskich ulic, po których buja się ekipa Undy i związani z nią ludzie. A tytułowy Deadline, to faktycznie goniący Miłego ściśle określony termin wydania projektu.Ten został stworzony w całości na momencie i nie spodziewajmy się fajerwerków oraz wejścia na najwyższą rapową formę. Spodziewajmy się natomiast czysto hip-hopowego vibe’u. który w całości ten projekt stworzył. EPki zazwyczaj nie zachwycają formą i sięgając wstecz pamięcią, to prócz dziesięciodniowego tworu Deysa i Demówki nie pamiętam, żebym specjalnie wrzucał coś na pętle. Nie każdy potrafi zrobić zajawkowy, krótkogrający album w mikstejpowej formie. Tu natomiast znalazłem muzyczny eksperyment z prostą, boombapową formą, która przeważa w większości kawałków. Nie tylko, usłyszałem również to, co ATZ potrafi robić jako jeden z niewielu w tym kraju, czyli latać po grime’owych bitach. Jestem ogromnym fanem tych brzmień, toteż utwór “22” wleciał na słuchawki i kieruję go osobiście do wszystkich zajawkowiczów tego nurtu w Polsce. Na szczególną uwagę u Miłego zasługuje niebanalna technika. Nie wiem jak jest w waszym przypadku, ale jak słucham produkcji w określonym tempie i rzucanych na nią linijek, to momentami jestem pod wrażeniem tego, jak odpowiednio, idealnie wręcz jest dobierana ilość głosek i ich dźwięczność. W przypadku szybszych kawałków atezeciora zauważam to szczególnie. Rozwodzić się nad tym projektem też nie można, bo rozkładać na części pierwsze nie ma szczególnie czego, jest to materiał zdecydowanie za krótki. Luźny vibe, świetny bauns, boombap, czysty hip-hop, zabawa rytmem i flow, leniwy wokal Miłego. Spłycam, ale rzadko jakiś album zasługuje na to, żeby spłycić go w takich słowach. Wokół Undy w ogóle tworzy się obecnie piękna otoczka i jeśli atezet zacznie z tym składem tworzyć na bieżąco muzykę, to spodziewać się można pięknej strony hip-hopu w najlepszym wydaniu. W końcu Gdynia to obecnie również Kuba Knap, który zalicza wokalny i rapowy progres, a stylówką skleiłby się na projekcie z Miłym.
Deadline to też takie miłe spostrzeżenia podróżnika trójmiejskich ulic, który wybrał się tam z biurem turystycznym o nazwie “hip-hop”. Ma on bagaż w który upchał życiowe doświadczenie i w głowie wyryte poglądy na świat oraz zachowania, jak podejście do pewnych zjawisk na ikonicznym już Monciaku. Przykład banalny, ale pozostał mi bardzo w głowie z kawałka “Nieładnie”, który na tle reszty tracklisty, zawiera zdecydowanie najwięcej treści. Chociaż takie spostrzeżenia są prezentowane na bitach co i rusz przez różnych artystów, to nie do końca zawsze ludzie je potrafią ubrać w odpowiednią, naturalną dla siebie formę. I dobrze, że ATZ te luźne spostrzeżenia łączy z równie spokojną, wyważoną stylówką i przekazem w prostych słowach, nie siląc się na ogromne eksperymentowanie. Zwycięskiego składu się nie zmienia, a przecież to, co ma być najlepsze, musi być z serducha czyli najszczersze. Na eksperymenty z jego strony oczywiście liczę, ale przy pełnoprawnym LP gdzie mam nadzieję, wejdzie na absolutne wyżyny swoich umiejętności, a grono ludzi u boku będzie mu przy tym pomagać. Na karku dopiero dwa-dwa i ogromny potencjał.
Potraktujcie ten tekst bardziej jako zachętę do przesłuchania tej EPki i do zapoznania się z twórczością Miłego, aniżeli jako dokładną recenzję jego najnowszego wydawnictwa. Po Wilkach machina ruszy i będą się działy wielkie rzeczy. Ten gość to synonim przyszłości, luzu i własnej jazdy, która zdecydowanie odbiega od produktów wydawanych na polskiej scenie. Unikat!