Informacja o nowym albumie Lighta spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Słuchacze jeszcze nie zdążyli znudzić się ostatnim albumem, a już dostają nowy. Poprzeczka po Supernovie została postawiona bardzo wysoko. Czy Light sprostał oczekiwaniom? Odpowiedź na to i inne pytania znajdziecie poniżej.
Czym uraczył nas Light?
Poprzedni album był lżejszym materiałem, niektóre utwory można było podpiąć pod pop, a Supernova w całości była lekka i sielankowa. Lovesongi, bangery, utwory, które były na tyle uniwersalne, że z przyjemnością gościły na słuchawkach w każdej chwili. Tym razem jednak Light stworzył nowy koncept albumu, który klimatycznie zahacza o mroczniejsze motywy. Wszystko za sprawą drillu, w którym grecka gwiazda spróbowała swoich sił i wyszło jej to bardzo dobrze. O tym jak Light odnajduje się w tym gatunku napiszę później. Warstwa liryczna albumu nie uległa zmianie. Artysta nadal nawija o miłości, uczuciach i życiu gwiazdy. Na niektórych trackach bije od niego niesamowita pewność siebie (nic dziwnego), do tego dokłada braggową przewózkę. Mieszanka wyżej wymienionych cech tworzy ciekawy materiał, przy którym możemy pozostać na dłużej.
Czy Light przebił wysoko postawioną poprzeczkę?
Od dwóch akapitów wspominam o poprzednim krążku. Nic w tym dziwnego. Projekt Supernova był jednym z najlepszych albumów w Grecji, a w mojej osobistej opinii należał do topowych wydań na całym starym kontynencie. Z góry chciałbym przeprosić zagorzałych fanów greckiej sceny za porównania, ale są one niezbędne do zobrazowania stanu greckiego hip-hopu i przekazania najnowszym słuchaczom tego gatunku muzycznego najważniejszych akcji i perypetii. Wracając do dużego wyzwania dla Lighta. Porównajmy to sobie z Quebonafide, na którego po Egzotyce spadły wysokie oczekiwania. Hype był ogromny, a presja ze strony mediów i słuchaczy jeszcze większa. W przypadku greckiego artysty było podobnie. Po Supernovie nagranie nowego albumu było nie lada wyzwaniem. Czy Immortale przebiło poprzedni projekt? I tak i nie, poziom obu płyt jest do siebie zbliżony. Szczęście w tym, że oba albumy diametralnie się różnią i nie dostaliśmy odgrzewanego kotleta.
Jakie są główne różnice pomiędzy Supernovą a Immortale? Ta pierwsza jest oparta na hitach i każdy może tam znaleźć coś dla siebie. Może nie minusem, ale jedną z cech było zamknięcie się w jednym klimacie. Tak, wiem, uprzedzam komentarze! Były bangery, były lovesongi, ale jednak wszystkie utwory były zamknięte w tym samym klimacie. Nie jest to wadą albumu, wręcz przeciwnie, w przypadku Lighta nazwałbym to zaletą. Natomiast najnowszy projekt to złożona z dwunastu kawałków podróż przez lovesongi, drill i trap.
Podróż przez wszystkie tracki
Jak wspominałem wcześniej, Light zabiera nas w zróżnicowaną podróż przez najróżniejsze style. Zaczynamy od swoistego wstępu, w którym zawarte jest wszystko to, co w całym albumie. Podręcznikowo napisane intro projektu. Nawiązanie do przeszłości, powrotu, ukochanej. Braggowe zacięcie i niesamowita pewność siebie. Kolejnym utworem jest „Cartier”, który brzmi jakby został rodem wycięty z poprzedniego albumu Supernova. „Sonic” zaczyna się z przytupem i wraz z tym trackiem wchodzimy w drill. Zaczynając od bardzo szybkiej i energicznej nawijki stopniowo Light zwalnia tempo do singla „Ti Fovassi”, który jest powolnym lovesongiem opierającym się na monologu. Track na którym raper otwiera się przed słuchaczami i w głębszym rozumieniu można odnaleźć cechy artysty. Po dwóch spokojnych trackach Light znowu budzi się przy mikrofonie i raczy nas niezłym bangerem, który mimo że jest generyczny, to wpada w ucho i jest starannie wykonany. Album jest zakończony kolejnym powolnym kawałkiem, który wycisza słuchacza. Przez wymienienia i opisanie po krótce klimatów i gatunków jakie nam towarzyszą podczas odsłuchu dążę do głównego wniosku. To jest jedna z najciekawszych płyt jakie słyszałem w 2021 roku. Żaden album z polskiego podwórka nie wzbudził u mnie takiej ciekawości, co album greckiego rapera.
Greccy raperzy próbują wiercić
Tak samo jak Polacy, Grecy zaczęli interesować się UK drillem i go tworzyć. Na scenie pojawił się Fly LO, który dopiero przebija się do ścisłej topki. Zadziwiająca jest twórczość Sophi, która jest jedną z niewielu kobiet w Europie, które nawijają pod drillowe bity. Mainstreamowi gracze raczej stronią od takich eksperymentów, a więc w czym Grecja wyprzedza Polskę jeżeli chodzi o drill? Jest tam zdecydowanie więcej młodych twórców, którzy są stricte nastawieni na drill i tworzą tylko w tym gatunku. Naprzeciw nowy trendom wyszedł Light, który postawił na ten styl i spróbował swoich sił w nowym dla siebie gatunku. Nikogo to nie dziwi, ponieważ grecka gwiazda bardzo często staje się trendsetterem wśród słuchaczy. Jak poszło Lightowi? Odpowiedź jest prosta: bardzo dobrze! Jestem pełen podziwu wszechstronności greckiego rapera. Trzyma się bitów, tworzy pod nie przemyślane teksty, które nie są zlepkiem rymów. Zagorzali fani i znawcy UK drillu mogą twierdzić, że to nadal nie jest typowy, wywodzący się z UK drill. To prawda, aczkolwiek nie oczekiwałbym wiele od artysty, który wydał swoje pierwsze drillowe kawałki. W zależności od przyjęcia się utworów Light zdecyduje czy chce szlifować swój warsztat, czy wrócić do twórczości znanej z poprzednich albumów. Jedno jest pewne, to duży krok dla greckiego drillu, który może rozpromować ten gatunek wśród słuchaczy z południa Europy.
Gościnne zwrotki poniżej oczekiwań
Jedynym zawodem i najsłabszą strona są gościnne występy. Gościnki Thug Slima, Mad Clipa, Vlospy nie brzmią tragicznie, ale jednak czuć zawód. Od kooperacji takiego kalibru oczekuje się więcej. Spostrzegawcze osoby mogą zauważyć, że nie wymieniłem jednej gościnki. Faktycznie, pominąłem mało znanego Alitiza, który znakomicie pokazał się słuchaczom, utwór „Sonic” można uznać za najmocniejszy punkt albumu. Z nienaganną pewnością siebie zagościł na projekcie najpopularniejszego rapera w Grecji. Dzięki gościńce, Atiliz może być spokojny co do przebiegu swojej kariery, która powinna poszybować w górę. Drugim featuringiem jest występ Thug Slima, który co prawda rozczarował mnie w mniejszym stopniu w porównaniu do Mad Clipa, lecz i tak czułem duży niedosyt. Flow było bardzo ospałe, powolne, niepodobne do Slima. Średnio wpasował się do wokalu Lighta, przez co track stał się nierówny. Tragedii nie było, ale od tej kooperacji oczekiwałem trochę więcej. Na utworze „Shorty” udzielił się Mad Clip, często nazywany przeze mnie greckim Kizo. Postać barwna i trafiająca do rzeszy słuchaczy. Twórca wielu wakacyjnych hitów. Po opublikowaniu tracklisty bardzo cieszyłem się z powodu jego występu. Na papierze słuchacze dostali przepis na hit. W rzeczywistości tak się nie stało. Jaypee przygotował nam bangerową produkcję, która prawdopodobnie nie zbiegła się z konceptem Lighta, a co za tym idzie, Mad Clipa. Dostaliśmy utwór bez werwy. Grecki Kizo w żadnym stopniu się nie wyróżniał i zaginął na tym kawałku. Niedzielny słuchacz pewnie nawet nie usłyszał tam wokalu gościa. Nie spodziewałem się takiego numeru i jest to dla mnie największy zawód. Na koniec feat z Vlospą, który dobrze się zaprezentował. Pasował do konceptu utworu. Wyróżniał się na tle Lighta i pewny swoich umiejętności dograł się na Immortale. Alitiza nie przebił, ale wypadł zdecydowanie lepiej niż Thug Slime oraz Mad Clip.
Słowem końca
Light uraczył nas solidnym i arcyciekawym albumem. Moje obawy odnośnie nie przebicia poprzeczki i niedosytu po Supernovie na szczęście się nie sprawdziły. Light utwierdził mnie w przekonaniu, że jest on jednym z najlepszych raperów w Grecji, o ile nie najlepszym. Eksperymentował, wracał do starszych klimatów, zaprosił osobę z podziemia na feat, który wyszedł bardzo dobrze. Wszystko zostało wykonane na najwyższym poziomie, a sam projekt z pewnością zasługuje na pochwały.