Jak wyjątkowo barwną postacią jest Pawbeats, przekonujemy się od kilku miesięcy obserwując jego profil facebookowy. Co jednak ważniejsze, w parze ze świetnie postępującą, bardzo naturalną promocją idzie bardzo wysoki poziom muzyczny. Bo NOCNA to Pawbeats dobry jak nigdy.
Nagrywanie utworów na setkę, to rzadko spotykany zabieg na polskiej scenie, a dla rapu jest to praktycznie nowość. Wiązało się to więc ze sporym ryzykiem, ale zdecydowanie się opłaciło. Taki sposób nagrywania nadał części utworów dodatkowej głębi, mitycznego pierwiastka, który ja lubię w muzyce określać mianem „duszy”. Aranżacje na NOCNEJ zabierają w miejsca i przywołują obrazy, z którymi kojarzy się noc. Intymny klimat, liczne przemyślenia dotyczące relacji, przyszłości, przeszłości, ale też sny, często dzikie, kompletnie nieprzewidywalne i niezrozumiałe. Jest to jednak płyta producencka z zaproszonymi gośćmi. Jak poradzili sobie z otrzymanymi podkładami? W większości naprawdę świetnie, jeśli chodzi o wokalistów, Pawbeats nie chybił ani razu. Dużo więcej zastrzeżeń mam do raperów.
Poezja nocy
Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie zaczął tematu zaproszonych gości od Bisza. Najlepsza na płycie „Niemożliwość Pożegnań” to odnaleziony balans między poetyckim sznytem bydgoskiego rapera, a jego skłonnością do pisania tekstów, do których nie ma co podchodzić bez rap geniusa. Na żywo, murowany wyciskacz łez dla bardziej wrażliwych odbiorców. Także za sprawą cudownie budującego napięcie aranżu. Moment pierwszego udziału fletu jest niczym kultowe wejście perkusji w „Stairway To Heaven” Zeppelinów. Truskulowe głowy znajdą coś dla siebie na „Głowach w Kapturach” z gościnnym udziałem Opała, ale przede wszystkim na „BlackOUT”, który jest prawdziwą gratką dla fanów podziemnego rapu sprzed kilkunastu lat. Pawbeats bowiem nie tylko zaprosił Gresa i W.E.N.Ę, autorów dwóch klasycznych albumów (Noc EP, Wyższe Dobro). Udało mu się przenieść wraz z raperami klimaty towarzyszące obu tym projektom. Za pomocą nagłej zmiany bitu, zarówno mroczna, obrazowa liryka Gresa jak i, zdawałoby się już czasem zaginiona, energia Wudoe znalazły ujście w całości okraszonej dodatkowo skreczami. Na tym jednak laurki dla raperów się kończą.
Niewykorzystany potencjał
Bo o ile VNM na „Azylu” rapuje na swoim dobrym poziomie, o tyle chociażby be vis wypada dość przeciętnie na tle świetnej Mimi z Linii Nocnej, delikatnie przesadzając momentami z autotunem. Zarzut z mojej strony, związany z użyciem tego narzędzia wędruje także w stronę Qry’ego. Choć pod względem przekazanych emocji udźwignął „Kłam”, to słaba dykcja spowodowana nałożonym efektem dość mocno kłuje, szczególnie przy pierwszych odsłuchach. Kabe, do którego warsztatowo nie mam zarzutu , chyba jako jedyny nie wpasował się w narrację płyty. Poczułem się totalnie wyrwany z jej klimatu. „Na dnie” ma naprawdę duże repeat value, więc jest to i tak mniejsze zło niż śpiew Kubańczyka na „Samotności”. Stojąc pomiędzy pozostałymi wykonawcami, brzmi to co najmniej jak tribute w stronę (istniejącego jeszcze!) zespołu Verba. Nie wspomniałem jeszcze o „Prędkości” z gościnnym udziałem Kukona. Z racji na mój stosunek do jego twórczości, znany pewnie niektórym z was, skwituję jego zwrotkę krótko. Seks, narkotyki i dość dziwne zestawienie życia i śmierci – trudno być zaskoczonym. Wartym zaznaczenia w tym numerze jest natomiast kompozycja Pawbeatsa, która napędza całą opowiadaną historię, w drugiej zwrotce uderzając bardzo mocnym tempem, we wręcz w filmowym stylu. Pawbeatsa, którego będę wychwalał dziś pod niebiosa. Bo oprócz fantastycznych aranżacji, po raz pierwszy, dzięki niemu jego krążek zyskał również świetną warstwę liryczną.
Wokalna maestria
Współtworzone wraz z wykonującymi je artystami teksty stanowią jedne z najmocniejszych na płycie. Przyćmiewając chociażby te autorstwa bardziej doświadczonych w temacie pisania Kabe czy be visa. Bardzo emocjonalne i osobiste, momentami wręcz intymne „Kłam”, „Przyjdź Po Mnie”, „Lodospady” czy „Azyl” poruszają zarówno tekstowo, jak i muzycznie. Dobrani do tych utworów kolejno Hania Sztachańska, Roksana Węgiel, Michał Szczygieł i Zuza Jabłońska wykonują genialną robotę. Każdy z tych utworów, oprócz świetnych tekstów i klimatycznych aranżacji, okraszony został świetnym refrenem. Właściwie wszystkie wymienione spokojnie mogłyby trafić do największych rozgłośni radiowych w kraju. To samo tyczy się niewspomnianego jeszcze przeze mnie, napisanego przez Zeusa utworu „Pod śniegiem”, wykonanego przez Sarsę. Hipnotyczny, charakterystyczny głos wokalistki, bardzo dobry poetycki tekst i po raz kolejny – świetna kompozycja. O tej szerzej chciałbym jeszcze wspomnieć w kontekście „Lodospadów”. Do mistrzowskiego poziomu ponownie doprowadzone jest tam umiejętne budowane napięcia, zwieńczone w pewnym momencie udziałem chóru – ciarki gwarantowane. Ilość nacechowanych pozytywnie epitetów użytych w tym tekście prawdopodobnie przekracza ich wykorzystanie we wszystkich, które dotychczas napisałem, ale co zrobić? NOCNA naprawdę była bardzo blisko wybitnego poziomu, z jakim dawno nie spotkałem się w polskiej muzyce rozrywkowej.
Kilka kroków od perfekcji
Należy podkreślić jednak – była. Niestety sprawdziła się stara zasada rządząca płytami producenckimi. Bardzo dużo zależy od gości, a ci, choć w większości podołali otrzymanym od Pawbeatsa kompozycjom, tak w pewnych momentach zaniżyli poziom NOCNEJ. W dalszym ciągu jest to jednak płyta bardzo dobra, jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza w 2021 roku. Problem w tym, że gdy wrócę do niej następnym razem, prawdopodobnie pominę parę utworów. Jeśli tego nie zrobię, to tylko ze względu na Pawbeatsa, bo na NOCNEJ wszedł na swój najwyższy, jak dotychczas, poziom i dokonał rzeczy wielkich. Jeśli o mnie chodzi, producent roku w Polsce jest już znany.