Szymi Szyms reprezentant QueQuality pochodzący z Koszalina. Od małego rapuje, po raz pierwszy na scenę wyszedł w wieku 14 lat, aby po 10 latach wystąpić przed publiką w Katowickim Spodku na Que Festiwalu. Ponad rok temu wydał swój pierwszy album w QueQuality, a dzisiaj przychodzi do nas z swoim nowym mikstejpem Brzydkie. Jak wyglądały prace nad płytą? Czy pamięta swój pierwszy koncert? Jak mu się pracuje w QueQuality? Czy ma jakieś plany wobec swojej ekipy indahouse?
Wiktor Jakubowski: Może na początek zapytam bardziej ogólnie. Co tam u ciebie przed premierą „Brzydkich” i jak się czujesz z tym, że w piątek jest ich premiera?
Szymi Szyms: Jak to przed premierą. Dużo pracy, mało snu. Może nerwów nie ma, ale jestem trochę podekscytowany tym wszystkim i też się cieszę, że będę mógł to oddać i skupić się na czymś nowym. Ogólnie czuje się średnio. Mało snu, przez co jestem osłabiony i często przez to choruję.
Od wydania twojego debiutanckiego albumu w QueQuality Tokio Hotel minęło trochę czasu (w czerwcu to będą dwa lata). Jaka jest różnica pomiędzy twoim podejściem do Tokio Hotel w trakcie premiery, a do Brzydkich?
Przede wszystkim różnica jest taka, że Tokio Hotel był pełnoprawnym albumem. Miałem na niego pomysł, zawierał utwory w które włożyłem sporo emocji. Brzydkie to z kolei totalnie luźny mixtape. To utwory, które nagrywałem przez jakiś rok i bez żadnego założenia, bez żadnych konceptów, robiłem po prostu muzykę. Jak już byłem gotowy, żeby zebrać to w całość, to postanowiłem je wypuścić. To jest zasadnicza różnica, że po prostu Brzydkie to jest totalny luz i zabawa rapowaniem.
Czułeś jakąś presję przed wydaniem Tokio Hotel związaną z wydaniem debiutanckiego albumu w QueQuality i przebijaniem się w mainstream?
Wydaje mi się, że podchodziłem do tego na luzie przez to, że przez 10-11 lat przed wydaniem Tokio Hotel przebijałem się przez podziemie, robiłem dużo muzyki i byłem przygotowany na to wszystko. Znałem też wielu ludzi z tej branży, jeszcze zanim wypłynąłem, więc trochę wiedziałem co z czym się je. Ludzie pytają mnie: “Co się zmieniło po wyjściu na legal?”. Tak naprawdę niewiele. Wiadomo, są lepsze możliwości i większe środki, ale poza tym wiele się nie zmieniło. Ja po prostu robię muzykę. Nie mam stresu, wydaje mi się, że to jest jedynie ekscytacja tym wszystkim, fajnie jest dowiedzieć się co o tym myślą ludzie i to chyba tyle.
Mówiłeś, że jeszcze przed wyjściem na legal miałeś znajomości w świecie hip-hopu. Jak wyglądały twoje początki w branży?
To wszystko wyglądało naturalnie. Jakoś w 2013 roku poznałem się z B.R.O, on mi zrobił beat, pomógł z pierwszymi umowami, później w 2016 roku dograłem się do płyty Reto. Z nim też przez chwilę miałem kontakt. Na tym etapie poznawałem różnych ludzi. Mniej, lub bardziej interesujących. Wiadomo, poznając ludzi rozmawia się o tym wszystkim i w tym czasie czegoś tam się od nich uczyłem.
Miałeś kogoś kto pomagał ci w wielu sprawach i „prowadził” cię za rękę przez ten świat hip-hopu?
Nie, ja jestem typem organizatora i lubię mieć wpływ na swoje działania. W swoim życiu zorganizowałem sporo koncertów, sporo projektów poza rapowych. Po prostu ja to lubię robić. Jak miałem 11 lat to prowadziłem całą drużynę gamingową, łapałem sponsorów i nikt nie wiedział ile mam lat, bo robiłem ruchy poprzez starszego brata. Do pewnego czasu i w rapie robiłem wszystko sam, ale od jakiegoś czasu pomaga mi w tym wszystkim QueQuality oraz indahouse.
Jakbyś miał komuś przedstawić Brzydkie, osobie która cię nie zna i chcesz ją zachęcić do przesłuchania. Co byś jej powiedział?
Ten album to jest Szymsior i to jest główny powód do tego żeby go posłuchać. Jeżeli ktoś wcześniej miał ze mną styczność, z moja muzyką, która mu się spodobała, to wydaje mi się, że to jestem ja w tym lepszym wydaniu. To jest zbiór moich okresów w życiu. Poczynając od radosnych okresów gdzie byłem zajawiony, gdzie byłem napędzany, przez momenty w których traciłem wiarę w siebie i nie miałem nawet ochoty robić muzyki. Wydaje mi się, że na tym projekcie to słychać, ale to też jest magia tego mikstejpu. Te numery się od siebie różnią, nie mówię, że poziomem, ale ja jestem na tych numerach różny. Słychać kiedy rozpierdalam, kiedy w siebie wierzę i są też momenty kiedy jednak brzmię jakbym był wycofany. Bo byłem.
Skąd w ogóle był pomysł na nazwanie płyty Brzydkie i na całą otoczke graficzna mikstejpu jakim jest sztuka?
Początkowo ten mikstejp miał się nazywać „Brzydka Sztuka”, ale na Młodych Wilkach rozmawiałem z Bugsem przy piwie, i dowiedziałem się że on wydał taki album. Więc musiałem się z tego wycofać, ale chciałem żeby to była taka metafora. Umówmy się, klimat, moje słownictwo, numery nie należą do lekkich, to są wulgaryzmy. To jest po prostu brzydka sztuka. To są brzydkie słowa, brzydkie numery, obserwacje otaczającej mnie brzydoty.
Wspomniałeś o Młodych Wilkach. Jak wspominasz tę akcję po upłynięciu roku?
Wspominam bardzo dobrze, z tego względu, że wilki mi wyskoczyły akurat w momencie, kiedy miałem okres totalnie bezpłciowy i byłem bez życia. Można powiedzieć, że ta akcja trochę spadła mi z nieba, bo wróciłem naładowany, a na samej akcji świetnie się bawiłem. Ja właśnie lubię taki rap, kiedy mogę sobie wejść totalnie na luzie. Myślę że to słychać po moich wejściach na Wilkach. Głupio powiedzieć, że nie starałem się, ale nie kalkulowałem niczego. Chciałem się po prostu dobrze bawić. Sama akcja moim zdaniem zajebiście wypadła. Do dzisiaj mam z niektórymi ludźmi kontakt, zarówno od strony organizacyjnej, jak i muzycznej. Fajna sprawa. Myślę, że dla młodych raperów to jest fajna rzecz.
Masz jakieś znajomości po młodych wilkach, dzięki którym było ci łatwiej i były dla ciebie pomocne po całej akcji? Jednym z featów na Brzydkich jest Feno.
Feno to jest na pewno człowiek, z którym skumałem się najbardziej. Jesteśmy z dwóch innych światów, a jednak te nasze światy są praktycznie identyczne. Więc Feno jest na pewno taką osobą, z którą mam najlepszy kontakt po wilkach. Mam z nim numer na Brzydkie i jestem też gościem na jego ostatnim albumie Transgresja, na tracku Sztuka Transgensywna.
Mówiłeś, że Brzydkie to jest taki luźny mikstejp, czyli nie miałeś specjalnego motywu w tych utworach. Każdy z tych utworów był pisany na luzie, czy jednak pochyliłeś się nad częścią z nich i chciałeś w nich coś przekazać słuchaczom? Jeśli tak, to które z nich niosą za sobą przesłanie?
Wydaje mi się, że Kiedyś poznałem będzie na pewno takim numerem, który chwile rozkminiałem. Ja bardzo lubię kiedy w moich numerach pojawia się realtalk, a tutaj wymieniając poznane osoby, musiałem trochę wrócić wspomnieniami do pewnych sytuacji, chwilę się nad nimi zastanowić. Rozkminka tych sytuacji zajęła mi chwilę, ale same wersy położyłem raczej szybko. Poza tym takie numery jak Wunderwaffe, Asakura to tracki, przy których siedzieliśmy w studio. Było trochę trawy, trochę alkoholu i po prostu się dobrze bawiliśmy. Jak robiłem je sam to wyglądało to bardzo podobnie, choć oczywiście bez alkoholu. Samemu nie piję. To była naturalna zajawa.
Wspomniałeś o tym, że ostatni rok był dla ciebie okresem w pełnym gazie i czasem załamki. Jakbyś miał go streścić to co się u ciebie działo?
Jakbygo krótko streścić, to fajnie zacząłem indamixtape’m, chwilę przed końcem roku byliśmy razem na wyjeździe ekipowym, gdzie zrealizowaliśmy nasz projekt. Po tym mikstejpie zacząłem mieć momenty załamania. Zaraz po tym przyszły Młode Wilki, także to był dla mnie ratunek. Wróciłem z akcji, zrobiłem 3-4 numery i znowu do czerwca tak naprawdę nie zrobiłem niczego w swoim życiu, będąc zupełnie szczerym. Siedziałem w domu, dużo grałem w gry. Od czerwca do sierpnia zrobiłem ten mixtape do końca. Wcześniej miałem trzy albo cztery numery, które nagrałem w okolicach Wilków, a od września jeżdżę i działam. Klipy, sesje i wszystko co z tym związane. Więc tak mniej więcej wyglądał mój rok.
W utworze Zmiany nawinąłeś: „Zagrała gitara od kiedy zmieniłem robotę”. Do czego to jest follow-up?
Kiedyś pracowałem na magazynie, wstawałem o 5:30 i pracowałem do 15-16. Po powrocie z pracy nie miałem vibe’u. Po prostu zwykłe, szare życie, więc wydaje mi się że od momentu kiedy muzyka zaczęła przynosić jakieś profity, to jest po prostu fajnie. Jestem bardzo dumny z tego, że mogę robić to co kocham i przy okazji się za to najeść.
Wyjeżdżasz na wyjazd z QueQuality. Planujecie coś więcej nagrać, czy tylko dwa tracki tak jak to było w przypadku wyjazdu na Maltę?
Malta była typowym wyjazdem wakacyjnym, a że jesteśmy raperami i lubimy to, co robimy, to sprzęt też ze sobą mieliśmy. Na Malcie powstało jakieś pięć czy cztery numery, ale puściliśmy tylko dwa. Teraz jedziemy sfokusowani, aby zrobić projekt, chociaż chcielibyśmy też się po prostu dobrze bawić.
Pogadajmy trochę o featach jakie znajdują się na Brzydkich. Mamy Opała, Zethę, Feno, Miszela, Peję, Buffela. Jak wyglądała praca z gośćmi? Podsyłali ci zwrotkę na maila czy spotkaliście się w studiu?
Zacznę od początku. Track Brzydkie w ogóle został nagrany jako pierwszy na ten mikstejp. Wtedy też miałem taki okres kiedy byłem zepsuty, spleśniały. Wtedy Zeciak wypuszczał jakieś rzeczy. Ja w ogóle jestem fanem stylu Zeciaka więc napisałem do niego. Zwrotkę wysłał mi na maila i ten feat napędził mnie do działania, więc cieszę się, że tak to wyszło. Do tego jest jeszcze Buffel i Miszel. Z Buffelem robiłem ten track wspólnie w studio, Miszel zaś dograł refren u siebie i mi go dosłał. Z Feno oraz z Opałem robiłem numery będąc razem w studio. Z Feno robiłem go u siebie w domowym studio, a z Opałem na Śląsku, u niego. Z Peją odbyło się wszystko mailowo i telefonicznie.
Feat Peji to z pewnością wielka sprawa dla ciebie, skoro w dzieciństwie jarałeś się jego twórczością. Jak do niego doszło?
Pomogło mi z tym QueQuality. Chłopaki odezwali się do Ryśka z pytaniem czy kojarzy moją muzykę i czy chciałby zrobić ze mną numer. Odpowiedź była taka, że kojarzy i podobają mu się te rzeczy. Później kontaktowałem się z nim telefonicznie i mailowo. Super sprawa, dla mnie to jest wielka rzecz. Kilka dni temu jak dostałem ten numer z mixu, to pokazałem go mamie i bratu. Oni nawet nie wiedzieli, że ten feat mam dogadany. Oboje kiedyś byli ogromnymi fanami Peji i po prostu puściłem im ten numer. Leci zwrotka, leci refren i nagle wchodzi Ryszard. Mama się popłakała, a mój braciak zaczął krzyczeć. Żałuje tylko, że nie nagrałem tego, bo byłaby to zajebista pamiątka.
Jest jakaś współpraca, która nie doszła do skutku na tym mikstejpie?
Tak, zaprosiłem na jeden z numerów Bersona, który finalnie się na nim nie znalazł. Ten numer również był z Buffelem. Podpytałem też Hodaka, ale niestety nie doszło to do skutku.
Podobała mi się promocja mikstejpu i ta układanka, którą w sumie zaczęliście promocję nie odsłaniając jeszcze wszystkich kart. Jak zakończyła się ta zabawa?
Ona właściwie jeszcze się nie zakończyła. Sama układanka prowadziła do tego, że pokazywał się tam licznik z datą i pojawiał się kod. Kod dawał ludziom dostęp do Brzydkiego newslettera. Tam ludzie mogli tydzień wcześniej przed innymi zgadywać gości, mieli pierwszeństwo. Dodatkowo w bazie danych mam zapisane kto w jakim czasie ułożył te puzzle. Planuję wyciągnąć najszybszy czas z tego i osoba, której najszybciej się udało to rozwiązać, dostanie zestaw preorderowy. Jeszcze będziemy coś z tym kombinować. Około dwieście osób dostało specjalny pin, mam w pewnym sensie kontakt z tymi osobami, więc będę działał. Ostatnio nic nie puszczaliśmy ale ciągle nad tym pracujemy.
Swoją drogą to był niezły pomysł. To była twoja inicjatywa, czy osoby z QueQuality ci ją podsunęły?
To był mój pomysł i działania takie jak strona internetowa, układanka itd. robiłem ze swoim bratem – programistą. Pomysły mógłbym powiedzieć, że są nasze. Siedzieliśmy i kombinowaliśmy na zajawce. QueQuality dołożyło do tego kilka sugestii i pomogło z realizacją.
Jak ci się pracuje w QueQuality po ponad roku przebywania w tym labelu?
Dobrze mi się pracuje. Teraz dużo rzeczy dzieje się w internecie na temat QueQuality, krążą różne opinie. Nie ze wszystkimi się zgadzam. Ludzie trochę przesadzają z tym wszystkim. Mi się pracuje bardzo dobrze. Zarząd i cała ekipa QueQuality to są super ludzie. Na Malcie spędziliśmy fajnie czas i jest wyraźna potrzeba aby robić to częściej. Widujemy się coraz częściej, dobrze się dogadujemy.
Z tego co widzę na grupach rapowych ludzie najbardziej obwiniają QueQuality po pierwsze za promocję, a po drugie za brak integracji. Chociaż wspominałeś, że często się spotykacie więc w sumie QueQuality działa poza social mediami i nie afiszuje się z tym, że wszyscy razem spędzacie czas.
Wydaje mi się, że QueQuality ma inny model działania niż chociażby SB Maffija. Trzeba przyznać, że od jakiegoś czasu my, raperzy, się poznajemy. Wcześniej znałem się z Osaką, znałem się z Przyłucem więc to też jest wartość dodatnia, że znaliśmy się wcześniej. Nie wiem jak reszta chłopaków ale ja bardzo lubię spokój i nie chciałbym, żeby zbyt wiele rzeczy spod mojego znaku, przede wszystkim prywatnych, wychodziło. Co do promocji, ludzie jadą QueQuality za brak promocji, a sam wspomniałeś, że podobała ci się promocja Brzydkie i nikt już nie powiedział, że to zajebisty ruch promocyjny. Nikt tego nie docenił. Nawet w komentarzach pod tą akcją z puzzlami widziałem komentarze, że „Kurwa QueQuality to w promocję nie umie”. Wydaje mi się, że to ciekawa rzecz, coś czego na pewno nie było i ludzie mieli czas na jakąś zabawę. Tyle teraz muzyki wychodzi, że to był moment, żeby się w coś pobawić. Sporo osób wzięło w tym udział, odebrałem kilka tysięcy rozwiązań puzzli. Mało osób finalnie zgłosiło się z tym pinem, podejrzewam, że 90% osób nawet go sobie nie zapisało, ale to też był element czujności.
Jeśli ziomek zapytałby się mnie czy nadal ma być czujny i trzymać ten pin to mam mu odpowiedzieć, że tak?
Tak. Mam jeszcze parę pomysłów na ten czas po premierze.
Co do promocji. Jak oceniasz pracę nad organizacją przy wydawaniu albumu w QueQuality z miejsca artysty? Spotykasz się z dużym supportem od project managerów i od Dawida?
Mamy zarówno na mailu, jak i na Facebook’u konferencję w kilka osób. Ostatnio w QueQuality zaczął pracować mój przyjaciel z indahouse, Kacper Bartecki, który jest odpowiedzialny m.in. za teledyski. Mieszkamy obok siebie, cały czas działamy razem, chłopaki nas mocno supportują. Co do tego, nie mam żadnych zastrzeżeń, bo to trochę działa jak infolinia, gdzie o każdej porze mogę do nich zadzwonić z prośbą o pomoc.
Na pierwszym tracku wspomniałeś o Que Festiwalu i tłumie ludzi na koncercie. To jedno z twoich najlepszych wspomnień w dotychczasowej karierze?
Na pewno, grałem multum supportów w swojej karierze i przejeździłem wiele miast, ale to katowicki Spodek. Tam było 3 tysiące ludzi albo nawet więcej. Grałem numer Jakoś to będzie, który jest poniekąd dla mojej kobiety, i wszyscy podnieśli latarki. No rozpierdol. To będzie jedna z najlepszych rzeczy w mojej dotychczasowej karierze i modlę się żeby cykliczność tych imprez wróciła.
Oprócz tego masz jakieś kamienie milowe w swojej karierze?
Oprócz podpisania w QueQuality, to Yakuza jest na pewno takim momentem. Wcześniej robiliśmy wszystko sami. Działając w HHNS Label część działań stała też po naszej stronie, więc po prostu wspólnie z Hypem wydaliśmy numer, który na samym Spotify zrobił 10 milionów odtworzeń. To jest dla mnie kosmos, czasami nie mogę w to uwierzyć i ciągle zastanawiam się co jest w tym tracku, że on tak chwycił. To był taki kop dla mojej kariery, po którym mogłem zacząć utrzymywać się z muzyki. Na pewno oprócz wydania Yakuzy, takim kamieniem jest też Staype. To jest bardzo doceniona płyta, z czego się cieszę. Ostatnio widziałem, że ktoś sprzedał ją za 400 złotych, więc fajnie to wygląda. Po tym albumie zacząłem dostawać propozycje wydawnicze.
Na tracku Zmiany nawinąłeś „Zamykam licznik, już nie gramy za frytki”. Ma to jakiś związek z twoim pierwszym koncertem?
Tak naprawdę przez 9 lat graliśmy za przysłowiowe frytki. Organizatorzy często nie szanują supportów. Bardzo często było tak: nie wspominając o browarze po koncercie, za który i tak trzeba było sobie samemu zapłacić, to kiedyś kupiłem sobie wodę na koncert i nie pozwolili mi z nią wejść. Musiałem sobie kupić na barze. Kupiłem szklankę wody za 8 złotych, którą walnąłem na raz i cały koncert grałem o suchym pysku, więc różnie to wyglądało. Oczywiście trafiali się też tacy, którzy doceniali robotę supportów. My też te supporty graliśmy zajebiste. Przed Kubanem graliśmy w 2016 roku, gdzie jak my zeszliśmy ze sceny, to połowa sali wyszła. Była też taka sytuacja, że grałem support przed Żabsonem i Wac Toją, jak mieli swoją wspólną trasę. Zagraliśmy zajebisty koncert na supporcie, ja zrobiłem stage diving i na drugi dzień mieliśmy grać w innym mieście, też przed nimi. Podobno Żaba upomniał organizatora, żebym ja na nim nie grał. Żabson gra zajebiste koncerty, więc potraktowałem to jako to jako props. 😊
Pamiętasz swój pierwszy koncert?
Pamiętam. To było w klubie, który zresztą później wraz z mamą i bratem wynajęliśmy. To było w roku 2010, miałem jeden numer na koncie. Mój brat (sam jeszcze wtedy rapował) organizował taki koncert Dźwięki miasta. Sami koszalińscy artyści. To były czasy, kiedy hip-hopem mocno się żyło, a na takich lokalnych koncertach było po 300 osób. Wyszedłem z tym jednym numerem na scenę, po dwóch wersach zapomniałem tekstu i zacząłem freestylować. Wszyscy zaczęli machać łapami. Klimat jak z 8 mili, a ja miałem 14 lat.