Od początku naszej redakcyjnej działalności tematem przewodnim była scena hip-hopowa. Każdy z nas, który tworzy zarówno ten portal, jak i całą okołorapową społeczność, spędza z tą muzyką większość swojego czasu. Zaczynając od biernego słuchania jej na co dzień, poprzez pisanie recenzji i felietonów, na wywiadach z osobami działającymi w tej jednej branży skończywszy. Do tej pory nasze „wycieczki” w inne zakamarki muzyki były raczej sporadyczne – pojawiały się jedynie wzmianki w pojedynczych artykułach, tak aby przybliżyć ludziom coś innego niż tylko rap, trap czy drill. Krótkie wspomnienie o naszej dotychczasowej twórczości wydaje się być teraz zasadne, bo to, co zaraz przeczytacie poniżej, jest swoistym otwarciem nowego rozdziału w SAJKO i zderzeniem dwóch różnych gatunków muzycznych – rapu i muzyki elektronicznej. Na pierwszy rzut oka bardzo oddzielne nurty, każdy z własną i rozległą historią, które nie przecinają się tak często w mainstreamie. Jak się jednak okazuje, więcej między tymi gatunkami podobieństw niż mogłoby się wydawać.
Pierwszym przewodnikiem po świecie elektroniki będzie jeden z prężniej rozwijających się kolektywów z Krakowa – mowa tutaj o grupie stworzonej przez cztery osoby o różnych charakterach i światopoglądach, których połączyła muzyka. Poznajcie TERROR HEAVEN i jego twórców, którzy po raz pierwszy w rozmowie dla nas opowiedzą wam o elektronice, swojej historii, kulturze „rave” i postarają się wspólnie z nami przełamać stereotypy, jakie krzywdząco przypisano do wspomnianej wcześniej kultury.
Poznając i zagłębiając się przez ostatni miesiąc w tę subkulturę, społeczność oraz twórczość TH, nasuwały mi się pytania, które ciężko zadać w typowym wywiadzie. Nasze spotkanie wyszło kompletnie spontanicznie, a zwykła koncepcja na wywiad przerodziła się w kilkugodzinną rozmowę osób z rzekomo odmiennych środowisk. Jestem osobą, która do tej pory nie miała aż tak szerokiego poglądu na elektronikę, a jeśli już byłem uczestnikiem wydarzeń z taką właśnie muzyką, to raczej sporadycznie. Pisząc te słowa dzisiaj mogę śmiało powiedzieć, że jestem zaskoczony, jak wygląda ten ruch od środka – z perspektywy osób znajdujących się w jego epicentrum. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego tekstu wy też będziecie. Aby jednak lepiej zrozumieć do jakiej skali obecnie urosła kultura rave w Polsce i samo TH, musimy cofnąć się o dwa lata wstecz…
Rafał Stepura: Zacznijmy od początku – jak to wszystko się zaczęło? Od kogo wyszła inicjatywa tego projektu?
Maciek „Metzger”: Pierwotnie to był projekt jednorazowej imprezy w moim rodzinnym mieście, czyli w Tarnowie. Z racji tego, że obracałem się już chwilę w środowisku i znałem kilku dj’ów z Krakowa, Warszawy czy innych miast, wpadłem na pomysł, aby zaprosić ich do siebie i zobaczyć, jak taka impreza się przyjmie. W Krakowie już od dawna były organizowane rejwy, to miasto zresztą od zawsze kojarzy się z różnymi rodzajami muzyki. W Tarnowie do tej pory czegoś takiego nie było, może z dwadzieścia lat temu, nie wiem. W każdym razie te dwa lata temu takiej muzyki byś tam nie uświadczył. Impreza się udała, a ja byłem bardzo zadowolony z jej odbioru, tym bardziej mając na uwadze zarówno samo miasto, jak i brak jakiejkolwiek promocji. Feedback tego był tak dobry, że nawet parę osób proponowało aby zrobić kolejną imprezę w Warszawie i faktycznie tak się stało. Przed eventem w WWA poznałem Bartka (Bartoe – red.), spotkaliśmy się w takich samych warunkach jak dzisiaj, tutaj na Kazimierzu. Zapoznał nas jeden wspólny znajomy, który był wtedy naszym grafikiem. Bartek zagrał właśnie w Warszawie, następnie odbyła się marcowa edycja w Krakowie i tak naprawdę z miesiąca na miesiąc dołączył do nas Mateusz.
Mateusz „Fuchs” Liśkiewicz: To była ogólnie śmieszna sytuacja, bo ja z Maćkiem pracowałem. Siedzieliśmy praktycznie biurko w biurko i siłą rzeczy dużo rozmawialiśmy. Kiedyś patrzę na jego kompa, a on na tapecie miał grafikę z Terror Heaven. I to właśnie było przed tą marcową imprezą. Siedzę obok niego, patrzę na tę tapetę i sobie myślę „Ja pier****, następny typ robi jakiś podziemny rap, zajebiście…”. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że to zupełnie inny kierunek. My z Maćkiem się zaprzyjaźniliśmy, ja z biegiem czasu zacząłem coraz bardziej interesować się tym, co on robił, dowiedziałem się czym jest TH i finalnie wpadłem na imprezę w marcu. A teraz siedzę tutaj prawie dwa lata później, jako jeden z głównych organizatorów. Tamta impreza to nie była jakaś data graniczna, że wtedy konkretnie wszedłem między chłopaków. To się działo samo, naturalnie i stopniowo. Z tym jest tak, że jak raz w to wdepniesz, to już ciężko z tego wyjść i łapiesz bakcyla od razu.
Kolat: Ja wbiłem jakoś na początku 2020 roku. Całość wyszła dość dziwnie, bo pierwsze rzeczy, które robiłem dla naszego kolektywu były na imprezę, która finalnie się nie odbyła. Zaczęliśmy od pandemii – dokładniej od momentu, w którym puściliśmy nasz pierwszy merch i tak zaczęliśmy działać razem.
Rafał Stepura: Ciekawi mnie, jak weszliście w ten nurt muzyczny. To nie jest gatunek jak rap – nazwijmy rzeczy po imieniu, dziś raperem może zostać każdy, wystarczy napisać tekst, zgarnąć darmowy beat i jak trochę ogarniasz temat, to spokojnie strzelisz sobie milion, a dalej już idziesz w górę nawet na jednym patencie. Czemu akurat poszliście w stronę elektroniki?
Kolat: Ja miałem gdzieś tam wcześniej jakiś background muzyczny – miałem swój kolektyw wcześniej i orientowałem się wokół cięższej muzyki. Nie było to typowo rejwowe brzmienie, choć także bardziej molowa muzyka, cięższa czy industrialna. Głównie był to klimat Gesaffelstein’a czy Brodinski’ego.
Maciek „Metzger”: My wszyscy we czwórkę bardzo dużo sobie dajemy, bo każdy z nas przyszedł z innej strony, tak muzycznie. Jak siadamy razem, to jeden pokazuje drugiemu coś, czego nie widział czy nie znał wcześniej – jakiś stary rap, techno zza wschodniej granicy, czy nowości z mainstreamu. Ja całą młodość słuchałem hip-hopu, szczególnie lat 2010 – 2012. Muzykę gabber i hardcore poznałem przez scenę kibicowską, bo od zawsze śledziłem, co się dzieje w tym środowisku. To takie moje zainteresowanie, ale od strony pasjonata – zbieram szaliki, akcesoria, kibicowskie ziny. Gdzieś koło 2010 roku trafiłem na dokument o kibicach w Holandii. Opowiadali tam o nich przez pryzmat muzyki gabber, bo to właśnie w Rotterdamie narodził się ten gatunek. Nie od razu wsiąknąłem w ten klimat, ale po dłuższym osłuchaniu się z tą muzyką zaczęła mi towarzyszyć na co dzień. Teraz hardcore na słuchawkach gra mi w drodze do pracy, podczas gotowania czy odpoczynku – w każdym możliwym momencie.
Bartoe: Moja historia z muzyką rejwową zaczęła się od dj-skiego debiutu na Ruskim Popie. Wcześniej dużo już siedziałem w elektronice, mocny bas czy stepy – te silniejsze brzmienia zawsze mi towarzyszyły. Jak poznałem Maćka, to zacząłem bardziej zagłębiać się w ten nurt, w gabber. Taką wypadkową pomiędzy techno, a hardcorem jest to, czego słucham na co dzień, czyli hardtechno czy schranz. Gatunki oscylujące tak w granicach 150-160 BPM z ostrym, mocnym kickiem. W takim połączeniu się zakochałem i to jest też jeden z elementów naszej twórczości.
Mateusz „Fuchs” Liśkiewicz: Ja wcześniej nie słuchałem hardcoru w ogóle. Możesz też śmiało śmiało napisać, że na co dzień nie słucham tej muzyki, bo wszyscy o tym dobrze wiedzą. Dlatego też odbijam trochę od grania na TH i zajmuję się u nas innymi rzeczami. Zawsze jednak kręciłem się wokół elektroniki – dużo jeździłem na festiwale w Polsce i za granicą, dużo słuchałem techno i pierwotnie rave kojarzył mi się właśnie z tą muzyką. Z czasem wkręciłem się mocno w klimat wokół całego projektu, zagrałem kilka hardcorowych setów i to też było zajebiste – mogłem w ciągu tej godziny wyrzucić z siebie jakieś emocje i dać się po prostu ponieść. W dalszym ciągu nie jestem jednak osobą, która tak po prostu wrzuci sobie na słuchawki 200 BPM. Ale paradoksalnie to chyba dobrze, bo mogę bardziej krytycznie patrzeć na to, co robimy. Dzięki chłopakom bardzo mocno wsiąknąłem w te mocniejsze, surowe brzmienia, to było dla mnie naturalne. Teraz – głównie dzięki Bartkowi – czerpię dużo inspiracji z surowych klimatów zza wschodniej granicy i Niemiec.
Rafał Stepura: Przejdźmy może do takiego ogólnego pytania – czego spodziewać się na waszych imprezach? Chodzi mi tutaj o „szybkość” w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jak możemy to przedstawić, aby osoby które nie miały styczności z taką muzyką otrzymały od nas rozeznanie w tym, co gracie.
Terror Heaven: W ostatnim czasie mamy taki schemat, że zaczynamy od około 150 BPMów i stopniowo podkręcamy tempo. Nikt nie chce przychodzić na imprezę o 22 i już od samego wejścia przyjmować wiertarki na żebra. Od takiego hardtechno, do którego swoją drogą też zajebiście tańczy się hakken i każdy może się bawić, płynnie przechodzimy sobie do gabberów. Tutaj, nawet jeśli tempo jest wysokie (180 BPM i wyżej), to feeling jest inny, bo kick jest miękki. Potem zwykle wlatują nasi headlinerzy – zwykle grający hardcore w różnych odmianach, więc tempo waha się od 180 do mocno ponad 200 BPMów. No i na koniec wisienka na torcie, czyli sety Maćka z szybkością i agresywnością, o której nie będziemy pisać, bo po prostu musicie sami tego doświadczyć. Na imprezach lubimy budować napięcie, więc jeśli tempo jest dla kogoś za szybkie, to może przyjść na pierwszą część imprezy i po prostu bawić się do pewnego momentu, w którym czuje vibe i jest dla niego komfortowo.
th corp 2020 / kolat to marka
Rafał Stepura: Załóżmy, że między nami jest teraz osoba, która nigdy nie miała styczności z taką muzyką. Jedynie coś, gdzieś słyszała i to wszystko. Na swojej playliście ma artystów takich jak Bedoes, Szpaku, Białas, Taco. Co moglibyście takiej osobie powiedzieć, aby się was nie wystraszyła? Jak można taką osobę przekonać do Terror Heaven?
Mateusz „Fuchs” Liśkiewicz: Popatrz na to tak – wymieniasz raperów, takich jak Bedoes czy Szpaku, u których na trackach aż kipi emocjami. Oni krzyczą i są po prostu wku****ni, więc o tym nawijają. Szczególnie teraz, szczególnie w tym kraju ludzie mają powody do tego, aby wyrażać głośno swoje niezadowolenie i generalnie to, co im siedzi w środku. Rave to właśnie miejsce, gdzie możesz wyrzucić te swoje emocje. Nie musisz umieć rapować i składać słów na numerach, przecież nie każdy to potrafi. U nas zrobisz to przez taniec i energię ludzi, którzy będą cię otaczać. Można myśleć, że tam są sami agresywni ludzie i dzieją się jakieś dantejskie sceny. Nic bardziej mylnego. Ta muzyka jest po to, abyś tam przyszedł i słuchając jej mógł dać upust energii po całym dniu, tygodniu, miesiącu. Przychodzisz na TH i oddajesz się temu, co słyszysz. Nikt nikogo nie ocenia, nikt się nie interesuje tym, jaki jesteś i co robisz prywatnie – przychodzisz i bawisz się wśród ludzi równych tobie.
Maciek „Metzger”: Raperzy wyrażają emocje słowami, u nas te emocje wyrażasz przy pomocy dźwięku. Dla nas dźwięk może być brudny, wesoły, elektryczny czy nawet spocony. Mamy całą paletę określeń na to, jaki jest dźwięk – ten „spocony” odnosi się na przykład do określenia z lat 90’tych.
Bartoe: Chodzi też o to, że trap i newschoolowy hip-hop jest coraz częściej robiony na tempie około 140 BPM, czyli podwojonej 70tki. My zaczynamy od około 140 BPM na imprezach, różnica polega na innej sekwencji dynamicznej. Stopa u nas jest na cztery i przez taką rytmikę wszystko jest bardziej euforyczne. Forma trochę inna, ale samo tempo bardzo podobne. Ludzie, którzy na co dzień słuchają trapu, mogą równie dobrze odnaleźć się u nas na początku imprezy.
Rafał Stepura: Przed rozpoczęciem naszego wywiadu rozmawialiśmy bardziej prywatnie, głównie chodzi tu o temat „coming out’u” ludzi – pojawiła się pewna bariera, gdzie nie zawsze ludzie ze środowiska rapowego chwalą się tym, skąd właściwie weszli w środowisko rejwowe. Wynika to ze stereotypu, że te dwie grupy nie mogą ze sobą współgrać i szczególnie tyczy się to kogoś kto jest nowy, kto wchodzi dopiero w ten nurt. Czy ludzie po obu stronach boją się przyznać jakiej muzyki słuchają na co dzień?
Mateusz „Fuchs” Liśkiewicz: Gwarantuję ci, że gdyby w środku rejwu poleciał hip-hopowy kawałek to każdy by do tego nawijał. Taki Żabson z „Pokorą” – ten numer jest tak dynamiczny i w tempie, że na spokojnie mogę go następnym razem wrzucić do swojego seta. Jestem współtwórcą jednego z większych kolektywów w Polsce, a na co dzień słucham rapu. Patrzę na to z takiej perspektywy, że kawałki rapowe są bardziej przystępne daily. Możesz spokojnie puścić sobie te kawałki jako tło podczas gotowania, nauki, czy każdej innej czynności, jaką w ciągu dnia wykonujesz. Muzyka okołorejwowa jest jednak bardziej wymagająca. Masz tylko dźwięki – ty sam nazywasz emocje towarzyszące ci podczas odsłuchu, musisz je zinterpretować. Stąd też wcześniej wspominaliśmy o nazywaniu konkretnych dźwięków – zły, wesoły, brudny, nostalgiczny. To jest muzyka dla wszystkich, gdzie każdy może znaleźć coś dla siebie. Nie chcę, żeby to zostało mylnie odebrane – nie mówimy tylko o negatywnych emocjach, a o wszystkich uczuciach, które mogą ci towarzyszyć w danej chwili. Powtórzę to, o czym mówiliśmy przed wywiadem – teraz wszystko dzieje się szybko. Wszystko dzieje się „na już”. Wszystko zapier***la. Ludzie są totalnie przebodźcowani, zakres uwagi w naszych czasach ograniczony jest nierzadko do kilku sekund. Wydaje mi się, że właśnie dlatego muzyka też jest po prostu coraz szybsza. Muzyka Nowoczesna Pezeta jest dobrym przykładem na to, jak na klubowe, szybkie bity można kłaść nawijkę i jak dobrze się to przyjmuje wśród ludzi. „Magenta” to jest jakieś 136 BPM, a „Gorzka woda” to już w ogóle techno bit zrobiony na 136-138 BPM.
Rafał Stepura: Wytworzyły się dziwne i różne opinie na temat waszej subkultury – spora część z nich nie jest pozytywna. Jak więc powiedzieć ludziom, którzy nie mieli styczności z rejwami, że nie mają się czego bać?
Kolat: Stary, ja ci odpowiem jako osoba, która w porównaniu do chłopaków jest w tym najkrócej. U mnie chodzenie na rejwy zaczęło się tak naprawdę od TH. Wiesz jak jest – kiedy widzisz dużą grupę osób idących przez miasto, jeszcze część z nich łysych, a na dodatek w koszulkach z napisami TERROR HEAVEN i szalikach przypominających te piłkarskie, to faktycznie możesz się przestraszyć. Ale potem przychodzisz na imprezę, każdy jest do ciebie mega pozytywnie nastawiony i z każdym możesz porozmawiać. Wszyscy są tam totalnie otwarci. To jest kompletne zaprzeczenie tego, jak nasze imprezy postrzegają ludzie niezwiązani z tą subkulturą.
Bartoe: Ja też na początku miałem takie mylne nastawienie i podobnie do tego podchodziłem. Moje myślenie było takie, że jest to brud, syf, że z tymi ludźmi nie warto się kumplować. W momencie gdy przestałem kierować się opiniami, a tym co widzę – gdy zacząłem ich poznawać – to okazało się, że środowisko pełne jest wartościowych ludzi. Mnóstwo jest tam osób, które mają coś do powiedzenia, które mają własny światopogląd. Wielu z nich dziś jest moimi kolegami czy przyjaciółmi. Nie warto oceniać po tym, co się widzi czy słyszy.
Mateusz „Fuchs” Liśkiewicz: Chciałbym tutaj wspomnieć też o społeczności, która wokół nas się tworzy. O wolontariuszach i o wszystkich naszych znajomych. Ludziach, którzy współtworzą z nami każdą kolejną imprezę i choćby pomagają w zaaklimatyzowaniu się na miejscu. Gdy przychodzisz pierwszy raz, a wszystko jest dla ciebie nowe i trochę dziwne, to po prostu podbijasz do któregoś z nich mówiąc „ej stary, jestem tutaj po raz pierwszy, weź pokaż mi jak się tańczy”. Jest z nami taki ziomek Bastian, który wygrał ostatnio turniej hakken i naprawdę umie skakać. Przy okazji jest wolontariuszem, a podczas imprezy na Szpitalnej tańczył sobie z ludźmi, którzy prosili go o pomoc. Chodzi o to, aby ludzie czuli się u nas bezpiecznie, aby wchodząc do nas pierwszy raz mieli przeświadczenie, że wszystko będzie w porządku i mimo mocnej muzyki nic nie może się nikomu stać.
th corp 2020 / kolat to marka
Rafał Stepura: Nie gryząc się w język, rap może i kiedyś był muzyką buntu, jednak teraz jest przesiąknięty populizmami. Stał się całkowicie mainstreamowy i nie da się tego ukryć, co dobitnie pokazał nam zarówno ten, jak i ubiegły rok. Czy w takim razie możemy powiedzieć, że muzyka elektroniczna i rejwy to określenie współczesnego buntu?
TH: Widziałeś, co się działo w Krakowie jak trwał Strajk Kobiet? Mamy wrażenie, że doświadczyliśmy czegoś historycznego z perspektywy czasu. Jednego dnia odbył się Techno Protest. Pod monumentalnym, surowym, modernistycznym gmachem Muzeum Narodowego postawiono dj-kę i głośniki. Ludzie stali wszędzie – jak na Boiler Roomie. Cała protestująca masa wylała się z placu pod muzeum na aleje Mickiewicza – główną arterię komunikacyjną Krakowa, ulicę biegnącą przez samo centrum, paraliżując tym samym całe miasto. I wszyscy tańczyli na tych alejach w rytm 130-140 BPM. My też zebraliśmy ludzi od siebie i przemaszerowaliśmy całą grupą pod to muzeum. Wszystko w rytm naszej muzyki. To jest właśnie forma buntu – nikt ci nic nie wpycha i nie sugeruje, że masz być po tej czy po tamtej stronie. Chcesz to krzyczysz „***** ***”, nie chcesz, to możesz zatańczyć. Ten protest pokazał na większą skalę to, co my chcemy dawać ludziom podczas naszych imprez w ciągu całego roku. Nieskrępowaną wolność w wyrażaniu swoich emocji.
Rafał Stepura: Porozmawiajmy może o was jako o movemencie – czym jest na ten moment Terror Heaven? To tylko wy, jako organizatorzy i twórcy, czy też ludzie, którzy was otaczają?
TH: Stary, naszym największym atutem jest to, że ludzie wiedzą kto za tym wszystkim stoi. Nie boją się do nas przychodzić i z nami rozmawiać, nawet jeśli nie zawsze znają nas prywatnie. Jesteśmy mega pozytywnie zaskoczeni tym, jaki wokół Terror Heaven stworzył się ruch – ludzie sami wychodzą z inicjatywami, piszą do nas z pomysłami i dają jakiś feedback. My też wychodzimy do ludzi. Podczas naszych imprez zawsze jesteśmy dostępni, możesz nas złapać po prostu wśród uczestników. Nie bunkrujemy się przed resztą na backstage’u. Forma organizowanych przez nas wydarzeń jest też też taka ze względu na sugestie ludzi. Przy każdej możliwej okazji staramy się zbierać informacje o tym, czego oni oczekują. Podchodzimy i pytamy wprost – dlaczego akurat my?. Nas to realnie interesuje, bo przecież robimy te imprezy dla ludzi właśnie. My też nie potrafimy postawić się w sytuacji obiektywnej podczas oceny własnych działań. Musimy poznawać opinie ludzi, aby ciągle wiedzieć co im się podoba, a co nie. Obczaj, że ostatnio dziewczyna zrobiła sobie tatuaż z naszym logo – nie byłoby w tym nic dziwnego, bo ludzie mają już nasze tatuaże, ale ona była raz na naszej imprezie i zdecydowała się na permanentne wbicie tuszu w formie naszego logotypu. No i co, to nie jest movement? My niczego nie forsujemy, on się po prostu narodził wśród ludzi.
Rafał Stepura: O was i o ludziach już trochę pogadaliśmy, przejdźmy teraz do bardziej delikatnego tematu. Na przestrzeni lat, gdy rejwy wbiły się w obecną popkulturę, wśród ludzi niezwiązanych z tym środowiskiem pojawiło się pojęcie, że takie imprezy służą jedynie jako pretekst do zażywania narkotyków. Jak wy, jako organizatorzy, odbieracie ten stereotyp, jest w tym więcej prawdy czy jednak nie?
TH: Widzisz, podstawową kwestią jest przyjęcie przez tych ludzi błędnego aksjomatu. Absolutnie nie można negować obecności używek na imprezach – one zawsze były, są i będą częścią muzycznego środowiska. Trochę mamy z tego bekę – no powiedz nam, że na koncertach hip-hopowych albo w klubach, gdzie weekendami można pobujać się do trapu nie ma narksów. Rzucisz pierwszy kamieniem? Nie da się z tym walczyć, ale na pewno można edukować ludzi w tej materii. Dla nas najważniejszym jest sprawienie, aby ludzie przede wszystkim przychodzili na TH z zajawy i dla muzyki, a ewentualnym dodatkiem do całej prezentowanej oprawy mogą być jakieś używki, przyjmowane z głową. Naszą misją jest uświadamiać ludzi, żeby robili to rozważnie i że to jednak nie jest główny element imprezy, a zaledwie jej cząstka. Trzeba odwrócić ten schemat – nie idziesz na rave po to, aby zażywać narkotyki, idziesz dla muzyki i emocji. Geneza tego przekonania wyszła z tego, że jak zerkniesz sobie na youtube’a i będziesz chciał znaleźć nagrania z rejwów, to głównie znajdziesz filmy z lat 90’tych, gdzie wszyscy mają oczy na orbicie i zaciskają szczęki z taką siłą, że zastanawiasz się, jak oni jeszcze mają wszystkie zęby. To są rzeczy, które zapadają ludziom w pamięć i później myślą, że mogą spodziewać się tego samego – to tworzy tylko mylne przekonanie. Musisz iść sam i się o tym przekonać na własnej skórze. Alkohol to też używka i często ma bardziej destrukcyjny wpływ na ludzi podczas imprez, a jakoś nie przypominamy sobie, aby z jego powodu demonizować koncept piątkowego wyjścia „na miasto”. My chcemy uświadamiać ludzi, dlatego na TH zawsze są tzw. partyworkerzy z różnych organizacji oraz nasi wolontariusze. Ich zadaniem jest pomaganie i wspomniane wcześniej uświadamianie społeczności. Nikt nie jest w stanie wymazać używek z większych imprez, ale pracujemy nad tym, aby zminimalizować ich obecność. Nie trzeba niczego zażywać czy pić na naszych eventach, aby dobrze się bawić – to wszystko.
Rafał Stepura: Pomówmy o waszym ostatnim projekcie jakim jest „NEOGABBER ネオガバー”. Skąd wzięła się ta inicjatywa i czym ona jest? Szczególnie w okresie, w którym nie macie opcji organizowania imprez czy nawet mniejszych wydarzeń z ludźmi.
TH: Teraz nie ma możliwości organizowania imprez. Lekkie poluzowanie w okresie wakacyjnym to była fajna odskocznia dla ludzi, którzy siedzieli zamknięci w domach. Jedyna styczność z muzyką, jaką możesz obecnie mieć odbywa się przez internet. Wszystko teraz dzieje się w sieci, ale to jest kompletnie chore, bo ludzie przestają żyć naprawdę. No i pomyśleliśmy tak – zrobiliśmy w zeszłym roku takie podsumowanie całoroczne, tak jak wy robicie podsumowania albumów. Siedzieliśmy podczas jednego z naszych spotkań i stwierdziliśmy, że można uzupełnić to muzyczne podsumowanie roku o oprawę wizualną. Teraz każdy może zrobić live na Facebooku czy nawet Instagramie, ale ile można tego słuchać… Ludzie chcą być na imprezach i czuć te emocje, do których prawo zostało im w tym roku brutalnie odebrane. Nie masz ochoty skoczyć na imprezę? Taką wiesz, w klubie, ze światłem, gęstą atmosferą i ludźmi? Doszliśmy więc do wniosku, że postaramy się dać ludziom chociaż namiastkę tego, czego obecnie nie mogą doświadczyć. Że przypomnimy o tych emocjach, jakie towarzyszą podczas naszych imprez. Że jest dym, że jest głośno. Że są ludzie wokół. Polecieliśmy na żywo, pomysł powstał tydzień przed realizacją – zaprosimy parę osób i puścimy to w neta. Zaznaczmy również, że nagrywki odbyły się wcześniej, zgodnie z obowiązującym zasadami sanitarnymi, ale więcej zdradzić nie możemy.
Rafał Stepura: Jak radzicie sobie w tym okresie obostrzeń? Wiadomo, że głównym zyskiem oraz „życiem” waszego kolektywu są imprezy, więc jak to wszystko u was wyglądało przez ten ostatni rok?
Mateusz „Fuchs” Liśkiewicz: Cała ta pandemia wrzuciła nas w taki kreatywny tryb. Musieliśmy trochę zredefiniować to, co do tej pory robiliśmy. Wiesz, do czasu pierwszej fali, Terror Heaven opierało się praktycznie tylko na eventach. W marcu postawiliśmy sprawę jasno – albo wyjdziemy poza schemat, albo ludzie o nas zapomną. Zaczęliśmy wrzucać pojedyncze sety, zrobiliśmy nasz pierwszy merch i opracowaliśmy jego oprawę, puściliśmy w obieg akcję #hothakkenchallenge. Była to analogia do #hot16challenge2. Zajarałem się akcją, którą wymyślił Solar. Przecież ona wtedy biła rekordy popularności na YT, więc zastanawiałem się, jak możemy to przełożyć na nasze środowisko. Wtedy pojawił się pomysł #hothakkenchallenge, w którym chodziło o nagranie krótkiego filmiku z tańczenia, oznaczeniu kolejnych osób i wpłaceniu hajsu na pomoc w walce z COVID. Sami wpłaciliśmy parę stówek, dodaliśmy hasztag, oznaczyliśmy parę grup i, jak się później okazało, to był wpis, który zasięgiem dotarł rekordowej ilości osób liczonych wtedy w dziesiątkach tysięcy. Russian Village Boys udostępnili to nawet na swoim Insta. Poszło bardzo fajnie, ludzie siedzieli w domach i nie mieli co robić – dzięki temu mogli sobie chociaż przez chwilę potańczyć i poczuć, że są z innymi. Terror Heaven od dawna nie jest już tylko imprezą – przez dwanaście miesięcy zrobiliśmy dwa eventy, a ludzie zobaczyli, że rave to nie tylko wydarzenie w klubie i pretekst do używek, ale też codzienność. Ludzie pokazali, że to oni są Terror Heaven.
Rafał Stepura: Zbliżając się do końca, może jakieś szczegóły do tego co planujecie na przyszły rok? Coś, o czym wiecie jak na razie tylko wy i będę mógł o tym publicznie powiedzieć jako pierwszy w waszym imieniu?
TH: Terror Heaven już teraz dzieli się na trzy gałęzie – pierwszą z nich, niejako główną, są właśnie wspomniane przez nas imprezy. Druga gałąź to label i wydawnictwo. Chcemy w przyszłym roku mocniej skupić się na promowaniu muzyki i ciekawych artystów – także zza granicy. Na razie wydaliśmy dwa tracki, kolejne dwa są już w drodze, a trzeci będzie czymś zupełnie innym i nowym, ale też nie możemy jeszcze za dużo zdradzić. Trzeci kierunek to działalność bardziej internetowa, czyli budowanie wokół siebie marki – chcemy, aby ludzie mogli się identyfikować nie tylko z imprezą, ale także innymi naszymi inicjatywami. My chcemy zrobić tak, że „chodzę na Terror Heaven, słucham Terror Heaven, noszę Terror Heaven i jestem Terror Heaven”.
Rafał Stepura: Na koniec, chcielibyście dodać coś bezpośrednio do ludzi, którzy nie mieli z wami oraz z kulturą rave do czynienia?
Maciek „Metzger”: Po prostu przyjdź i się tego nie bój. Może spotkasz nas przed klubem na papierosie – podbij i zagadaj, bardzo chętnie opowiemy Ci, jak to wszystko wygląda od środka.
Mateusz „Fuchs” Liśkiewicz: Nauczyłem się w życiu próbować wszystkiego sam. Jak mam inaczej wyrobić sobie na jakiś temat opinię? Teraz tak dużo rzeczy się dzieje, że jakbym miał te jeszcze -naście czy już dwadzieścia parę lat i nie spróbowałbym czegoś, co jest tak popularne wśród ludzi w moim wieku, to plułbym sobie w brodę. K***a, kiedy będzie czas na zabawę i takie poczucie wolności, jak nie teraz? Jeśli jest coś, co siedzi ci na bani, drażni i irytuje, to przyjdź i to z siebie wyrzuć. Przyjdźcie i przekonajcie się sami jak to wygląda. Nie spodoba wam się? Okej, macie do tego pełne prawo. Ale przynajmniej będziecie wiedzieli, że spróbowaliście. Pamiętajcie, że niczego w życiu nie żałuje się tak, jak straconych szans. Bądźcie odważni i nie bójcie się próbować. Bądźcie „Terror Heaven”
th corp 2020 / kolat to marka
Wypadałoby, abym na koniec dodał coś od siebie, jednak wydaje mi się, że wszystkie kwestie związane z krzywdzącymi stereotypami, czy tym jak wyglądają imprezy rave, idealnie zobrazowali wam to chłopaki z Terror Heaven. Ja osobiście sam zachęcam was do wzięcia udziału i spróbowania siebie w takiej kulturze, abyście oderwali się chociaż na chwilę od waszej codzienności. Od siebie powiem tylko tyle, że z takich imprez „pamiętam tylko neony i techno” – chociaż z drugiej strony, zamiast zdradzać za dużo, wpadnijcie tam i przekonajcie się sami. Co do moich wspomnień, uznajmy, że „„nigdy nie byłem na imprezie techno””.