Droga do szczerego uśmiechu często jest drogą pełną smutku, negatywnych emocji, niekiedy wręcz cierpienia. Natomiast kiedy on już na twarzy zagości, może okazać się szybko, że jest tylko pozorny i wyraża zdecydowanie uczucia przeciwne do radości. Co gorsza, może stać się przypiętą łatką i czymś, czemu prędzej do przekleństwa niż do tego, z czym go powszechnie kojarzymy. I jak tu odebrać uśmiech, kiedy serducho krzyczy co innego i nie gości, lub nie chce gościć w nim szczęście?
Emocjonalny rollercoaster zafundowany nam przez płytę jest jednocześnie przyjemny, bo rodzi setki przemyśleń, z drugiej strony cholernie przybija. Niczego po pierwszych kilku odsłuchach tej płyty nie potrzebowałem tak mocno, jak zwyczajnej rozmowy z kimś bliskim. Ludzie postrzegają tę płytę jako wesołą, pozytywną, mnie natomiast zdołowała bardziej niż “Plansze”. To rodzaj krążka, z którym należy się oswoić, bo z czasem te pierwsze wrażenia przeminą i, tak jak i w przypadku “Plansz”, na ich miejsce wejdą inne i z przymrużeniem oka będziemy spoglądali w przeszłość. “Uśmiech” to swego rodzaju takie puszczenie oczka w kierunku dwóch poprzednich albumów. I to w najbardziej dojrzałym, wyważonym stylu, który pokazuje jaki Janek z Nocnym zaliczyli progres od “Nocnej Zmjany”. Temu pierwszemu w górę poszybowały umiejętności, zaczął składać ciekawsze teksty, otworzył się na nowe patenty (nawet autotune zagościł mocno!!!). Przede wszystkim jednak zaliczył postęp jako człowiek i chociaż z płyty wywnioskować łatwo, że przejdzie jeszcze kawał drogi, zanim ułoży sobie wszystkie klocki w głowie, to jest chyba całkiem fajnie!
Ten album to faktycznie przykład pamiętnika z życia człowieka, który osiąga sukces i nie umie się z tym oswoić. Czuć, że płyta nie została nagrana pod wymagania słuchacza, ale raczej w stu procentach stanowi odzwierciedlenie celów i ambicji Janka. W pewnym sensie można odnieść wrażenie, że on sam nie miał świadomości jak wielu osobom pomógł, chcąc pomóc wyłącznie samemu sobie. A sprostanie kolejnym wymogom słuchaczy, z jednej strony chcących muzyki „terapijnej”, z drugiej agresywnej i banderowej jest ogromnym ciężarem i wyzwaniem.. Jasno i bardzo dobrze widać wcześniej niespotykane u niego trzeźwe spojrzenie w przyszłość. Udowadnia to także dołączony do płyty post na Instagramie, w którym zwierza się, że myśli poważnie o powrocie na studia. Rozkładać tego na czynniki pierwsze nie potrzeba, natomiast widać w tym dojrzałość i chęć stworzenia sobie backgroundu w przypadku “jakby coś poszło nie tak”. “Uśmiech” to w ogóle jego najbardziej dojrzała płyta, która zamyka nie tylko trylogię z serii Jan-rapowanie & Nocny. Zamyka już na zawsze rozdział “nastolatek wkraczający w dorosłość” i robi to z przytupem, bo ta dorosłość chcąc nie chcąc, poważnie go w końcu dopadła.
Wybieganie w przyszłość przeplatane wspomnieniami domu rodzinnego i relacjami na linii rodzic-dziecko, napisało “Bąbelka”. Utwór z całej płyty najbardziej uroczy i lekki, stanowiący najlepsze potwierdzenie poprzedniego akapitu. Wiązać i zestawiać go można w prosty sposób z “Dziewczynami z klasy”, który utworem rzygającym tęczą już nie jest, bo bliżej mu do smutku wywołanego przez sentymentalne wspomnienia i brzydką rzeczywistość. Najbardziej zabolały wersy o bracie Janka chcącym być piosenkarzem, zestawione z czytaniem wpisów o życzeniach śmierci dla ich mamy. Oddają niestety ludzką nienawiść i zazdrość. Połączone z zachwianym, lekko urwanym głosem i kilkusekundową ciszą wyrażającą cierpienie tą zawiścią spowodowane dają piorunujący efekt.
Dom rodziny Jana też krystalicznie przedstawiony nie jest. Znaczną część naszego pokolenia od zawsze maltretowało stwierdzenie “ty nie jesteś każdy”. Z mojej perspektywy uwierało ono wtedy, kiedy jak inne osoby z naszego otoczenia chciałem się poczuć. I tak samo “szorowałem” na pierwszy dzienny autobus po melanżach, bo innej możliwości nie było, śpiąc w weekendy u kolegów i podróżując między ich domami. Wiele osób, które ten track od Janka usłyszy będzie mogło znaleźć tam część siebie, chociażby w tak prostych, ale składających się mocno na całokształt młodości i relacji z rodzicami, wersach. Patrząc na te dwa ww. utwory zastanówmy się jeszcze, ile razy będąc buntującymi się dzieciakami mówiliśmy sobie, niepogodzeni z decyzjami rodziców, “będę lepszym ojcem/lepszą matką dla swoich dzieciaków”. A ile razy patrzyliśmy na swojego ojca czy matkę, mówiąc wprost “chcę być kiedyś jak oni”. To czy takie podejście się w Was latami utrwalało, czy z wiekiem zaczęliście doceniać sposób, w który Was wychowywali, pozostawiam do przemyślenia Wam samym. Mnie myśli o tym bardzo mocno dopadły w momencie wypłynięcia życiowo na głębsze wody. A ten utwór w postawieniu kropki za niepewnym jeszcze, osobistym wnioskiem, może zdecydowanie pomóc.
Wjazd dziewiątego utworu do samego końca już tracklisty zapewnił mi zjazd emocjonalny. Skierowany przede wszystkim do młodego pokolenia, ciągle poszukującego swojej życiowej miłości, jednocześnie często mamiącego się tanimi “zapałkami”, czyli przygodnymi romansami, które nie dość, że mogą człowieka zepsuć, to jeszcze ciężej po nich znaleźć prawdziwe uczucie. Młodzi ludzie zmieniają drugie połówki jak rękawiczki i pakują się w bezsensowne relacje tylko po to, żeby mieć złudne poczucie bliskości, czasami dla samego faktu posiadania kogoś “na stałe”. Co Janek zauważa, bawienie się takimi zapałkami niektórym ludziom odpowiada i korzystają w ten sposób z życia. Natomiast co istotne i co wypunktował kiedyś w swojej twórczości, warto na taką zapalniczkę, płonącą dłużej, trzymaną w garści poczekać nawet kosztem cierpienia. “Gap Year” natomiast, mimo, że brzmi miło, nie jest tak pozytywny, jakby mogło się wydawać. Szczególnie, kiedy posiadanie świadomości o przerwie muzycznej Janka mocno drażni kogoś jako fana jego twórczości. Refren optymizmem także nie napawa, ale o to, że ludzie będą o nim pamiętać, może być spokojny.
(btw, jak jesteśmy przy tej nutce, to ja wam też przypomnę, zakupcie tego spotifaja i wspierajcie artystów, warto!!!!)
“Nikt mi nie kazał” to dobre postawienie kropki na końcu tego albumu. Energiczne, treściwe, lekko wkurzone. Podsumowuje cały krąży, porusza temat strachu przed upływającym czasem i zwraca uwagę na ogromy ciężar, jaki na Janku spoczywa, a który ten, w gruncie rzeczy, zafundował sobie samemu. I tu zwrócić uwagę należy na wers “Teraz ze sztucznym uśmiechem, zastygam wciąż jak na obrazach”, bo jest to ten rodzaj uśmiechu, o którym mówiłem na samym początku. Wyraża on meritum tego albumu i pokazuje w jaką formę został wrzucony Janek i jaka łatka “uśmiechniętego blondynka z SB” została mu przypięta. Faktem jest, że zapracował sobie na to miano, jednak na tym albumie otworzył się na tyle, że słuchacz powinien zacząć postrzegać go trochę inaczej. Bo chociaż strach przed zmianą nastawienia słuchacza do twórczości ogarnia bardzo często, to tym krążkiem go przemógł. To drugi, bardzo życiowy i jednocześnie przygnębiający album, który napawa jednak optymizmem i z którego wyciągnąć można cenną, życiową lekcję. W pierwszym momencie poczułem smutek, że jego muzyczna przygoda z Nocnym została zakończona, chociaż wierzę, że za parę lat zbiorą się wspólnie do następnego albumu. Powiedzmy sobie wprost, ten duet przeszedł tą trylogią do legend polskiego rapu i będzie w przyszłości stawiany na półkach obok największych klasyków. Ogromne ukłony w stronę Nocnego, który przez te trzy projekty zaliczył postęp o jakim może marzyć każdy artysta i przebojowo wbił się do topki polskich producentów. Zestawiając produkcje z “Nocnej Zmjany” z produkcjami z “Uśmiechu”, można się tylko uśmiechnąć, spoglądając na przepaść jaka dzieli oba te albumy. Będę podtrzymywał do samego końca, że w sukcesie wszystkich tych trzech krążków ogromny udział ma właśnie ten miły łysol z brodą. Bo produkcjami rozwinął i wykorzystał potencjał Janka, dając mu niesamowite pole do popisu.
Bardzo dużo na umiejętności Jana-rapowanie narzekałem i nadal zarzucić można mu wiele. Jednak broni się tak jak wcześniej charyzmą, umiejętnością łapania kontaktu ze słuchaczem i tym, że jest po prostu sobą i umie wyrażać swoje emocje. Ale teraz nie będzie już narzekania, bo chociaż czasami w tych wersach można dostrzec chaos wynikający ze spontanicznego pisania pod wpływem chwili, to trzeba powiedzieć, że lirycznie poczynił niesamowity postęp. Zaczął kombinować, otworzył się muzycznie, co pomogło zaliczyć mu rozwój. To naprawdę dobry raper, a przede wszystkim wspaniały artysta, a takie miano nie należy się każdemu i nie każdy na nie zasługuje. Te trzy projekty to była również wspaniała przygoda dla mnie jako słuchacza i dla ludzi z mojego pokolenia. Dzieciaki dorastały razem z muzyką Janka i Nocnego, utożsamiały się i znajdowały w niej ratunek. To definicja głosu pokolenia i ww. panowie nie mogą się tego wyprzeć, a przyjąć do wiadomości, że dla wielu dzieciaków zostali terapeutami i bohaterami. Takich dwóch na tej scenie nie było i długo jeszcze nie będzie. Niech ta trylogia robi dobrą robotę jeszcze przez lata i niech bangla następnym pokoleniom na słuchawkach, to były trzy projekty ukazujące podróż przez okres nastoletni aż do wkroczenia w dorosłość.
Co najlepsze, Janek nadal jest Twoim ziomkiem z osiedlowej ławki.