fbpx

You can say drill and forget the smoke – czyli z czym je się drill

Ostatnimi czasy na polskiej scenie pojawia się coraz więcej rzeczy sygnowanych „drill”. Gatunek ten ma już swoje lata, aczkolwiek dla większości słuchaczy jest on stosunkowo nowy. Co jeśli zapytamy o niego statystycznego słuchacza? W znacznej większości przypadków kojarzy mu się on tylko i wyłącznie z jednym — niedawnym odkryciem amerykańskiej sceny, czyli Pop Smokiem. Wchodzimy na Youtube, włączamy najnowszy track Alberto, Miszela czy innego polskiego „wiertarowego” wykonawcy. Następnie wchodzimy w komentarze. Co widzimy? „Niezły Pop Smoke”, „podróba Pop Smoke’a” i jeszcze raz Pop Smoke. Nie ukrywam, że znaczną motywacją do napisania tego artykułu jest właśnie ta sytuacja, gdyż bardzo mnie ona irytuje jako słuchacza. Sam osobiście sympatyzuję z tym gatunkiem i serce mi się kraja, gdy widzę takie wypociny. Nie samym dymem człowiek żyje! Także suńcie się na backseat i przygotujcie skeng, bo właśnie przejedziemy się ’round the block.

Plan budowy – od czego zacząć budowę gatunku muzycznego?

Od czego zaczynamy budowę jakiegokolwiek budynku? Pewnie ktoś wyjdzie przed szereg i powie, że od zakupienia działki. Aczkolwiek ja piję do czegoś innego. Fundamenty — tak jak każda konstrukcja ma swoje podłoże, tak posiada je każdy gatunek muzyczny. Dla drillu jest to trap, którego raczej nie trzeba przedstawiać. Jeśli ktoś nie wie: 808’ki, ekspresja i agresywna nawijka — to wszystko zaadoptował drill. Prawie każdy gatunek poza byciem „dzieckiem” innego, posiada także swoje fundamentalne albumy, które podniosły poprzeczkę i nadały całej fali kierunek. Pewna część słuchaczy sądzi, że ta fala zaczęła się wraz z Waka Flocka Flame – Flockavelil (2010) (Dla innych to Finally Rich sosy). Debiut reprezentanta 1017 Brick Squad z Atlanty szybko skradł serce słuchaczy. Materiał sam w sobie nie był cechowany na drill, gdzie po prostu takie określenie nie wypłynęło wtedy za samo Chicago. Flocka porusza się tam na „Crunku”, który jest stylem charakterystycznym dla samej Atlanty i polega na wręcz krzyczanym flow. Płyta zajęła 6 miejsce na Billboard 200. Niesamowita ekspresja oraz świetne użycie ad-libów, to na pewno coś co czyni ten album wyjątkowym. Nie możemy zapomnieć o warstwie tekstowej charakterystycznej dla gangsta rapu, która opiewa po prostu życie na ulicy i różne machlojki. Album ten jest istnym klasykiem. Dosłownie mogę go włączyć dziesięć lat po premierze i skandować „Brick Squaaad” wraz z Flocka Flame’em. Jeśli nie słuchaliście, to gorąco polecam. Flocka to gracz, którego warto znać i na pewno nie można odmówić mu wpływu na drill. Jego legendarne „pow pow pow pow” losowo przychodzi mi na myśl podczas dnia i wiem, że zostało mi tylko jedno; odsłuchać album poraz kolejny.

Dro City

Zanim zaczniemy rozmawiać już o samej scenie Chicago, to musimy zrozumieć jedną rzecz — drill to wywrotowa ich życia. Jeśli chodzi o muzykę z Chicago, to jest ściśle powiązana z życiem ulicznym czy też po prostu samym byciem w gangu, dealowaniem i innymi czynnościami spod ciemnego szyldu. Chicago ma swój niepopularny przydomek, który chyba świetnie odda Wam, o czym mówię — Chiraq. Dlaczego ludzie nazywają to miasto drugim Irakiem? Wystarczy spojrzeć na statystykę lat 2003-2012, gdzie w Chicago zmarła prawie taka sama liczba osób, co na wojnie w Iraku. Także warto pamiętać o tym, że nie każda przemoc kończy się śmiercią i samo spektrum niemiłych incydentów na ulicy Chicago dwoi się i troi. Dla nich ta muzyka to ucieleśnienie tego, co czują, opowiada o ich życiu; tym, co przeżywają, widzą za oknem każdego dnia. Świetnie odnajdzie się tu przysłowie „Z kim przystajesz, takim się stajesz”. Trudno pozostać obojętnym na wszystko co ich otacza, gdzie czasami jedyną obroną są twoje pięści. (Chyba, że ktoś celuje w ciebie z gnata – to lepiej uciekać).

W drillu jak w żadnym innym gatunku, ważne jest bycie „on job”, czyli po prostu aktywne uczestniczenie w tym, o czym najczęściej się nawija — życiu w półswiatku przestępczym. Tak samo pozerstwo zazwyczaj jest weryfikowane przez samych fanów, gdzie kultura ta dla nich jest święta, a kreowanie się na kogoś jest istnym atakiem i pogwałceniem. Już nawet w Polsce widzimy zalążki tego procederu. „To nie drill” widzę już u nas codziennie, gdy artystów tego gatunku mogę policzyć na palcach dwóch dłoni. „Kultura”, tak to ona jest tu ważna. Uważana za sanctum, świętego graala. Sam chicagowski rodowód owej muzyki bazuje na Dro City, czyli dystrykcie dzielnicy Woodland. Teren ten, to tak naprawdę kolebka wczesnego 2010’s hip-hopowego movementu. To właśnie tutaj pierwszy raz PacMan użył słowa „drill”, to tutaj powstawały pierwsze wydawnictwa. Naprawdę chciałbym opowiedzieć Wam o tej pierwszej fali więcej, ale zrozumcie, że sam niewiele wiem. Podczas robienia researchu do tego artykułu, trudno było mi znaleźć nawet stare tracki PacMana. Internet zwyczajnie przepuścił całą wiedzę w czeluściach. Nie pozostaje mi nic innego niż przeskoczyć do drugiej fali, którą już pewnie zna większość z Was, a to za sprawą kilku głośnych hitów.

GBE

Musimy tu sobie powiedzieć o Finally Rich Chief Keefa, gdyż jest to pozycja kultowa. Debiut ten, cóż. Wystarczy chyba o tym albumie powiedzieć tylko tyle, że zawiera takie hity, jak „I Don’t Like”, „Love Sosa” czy „Hate bein’ sober” z featem m.in. 50 Centa. Naprawdę, mógłbym w tym miejscu zakończyć ten akapit i nie czułbym, że coś pominąłem. Materiał ten idealnie oddaje sam klimat 2010’s early Chicago. Para nastolatków (Chief Keef miał 17 lat podczas wydania) porusza się w swojej własnej formacji GBE (Glory Boyz Entertainment), uczestniczą w życiu na ulicy, opętani czystą chęcią zarobienia pieniędzy. Sam album może nie wybija się na punkcie przekazu, ale tutaj musimy rozwinąć pewien temat. Zauważyłem, że ludzie potrafią zarzucić tej muzyce straszną monotonię, jeśli chodzi o warstwę liryczną. Nie odmówię im tego, ale drill to taki trap na sterydach — a jak wiemy, w trapie najbardziej liczy się samo flow czy delivery utworu. W tym Chief jest najlepszy – w charyzmatycznej „dostawie”. Album ten na pewno nie jest consistent, trochę mu do tego brakuje; nie zmienia to jednak faktu, że znajdziemy tu, nie bójmy się tego słowa, wykurwiście dobre tracki, które opiewają ten album legendą. Czasami wydaje mi się, że w niektórych środowiskach nieznanie tego albumu uchodzi za występek przeciwko muzyce, co chyba tylko gruntuje jego pozycje. Sam osobiście uważam, że kazda osoba która jakkolwiek chce uważać się za „znawce” rapu powinna przesłuchać ten album chociaż raz. Takiej przewózki nie da się opisać słowami, trzeba to przesłuchać i odczuć na własnych membranach.

Na temat wczesnej muzyki Chief Keefa, jak i samego gatunku, nie możemy przemilczeć nietuzinkowej persony, jaką jest Young Chop. Bez problemu możemy go nazwać pionierem samego brzmienia jaki serwowała nam scena. Jego produkcja jest tak unikalna, że po przesłuchaniu sztampowych tracków z FR: „Love sosa” czy „I Don’t like”, jego twórczość i charakterystyczny styl rozpoznamy bez żadnego problemu. Tekstura muzyczna jego beatów jest wyjątkowa, rezonuje z odbiorcą dosłownie tak, jak chciał tego sam Chop. Mroczne melodie zagrane na niskich dźwiękach (F). Jak możemy dowiedzieć się z wywiadu przeprowadzonego przez portal Genius: „on zawsze chciał robić coś, co się wyróżnia, to było jego najwyższym celem” i szczerze? Udało mu się. Chop to dla mnie taki Noon i nie zrozumcie mnie źle; choć style raczej kontrastujące u obu tych panów, to czuć zapach tego beatu. Co mam na myśli? Włącz mi krótki snippet w losowym momencie dnia, a ja ci powiem czy wyprodukował to np. Noon. Wałki te są wyjątkowe, kunsztowne i dopracowane do najmniejszej nutki. Chop swoim perfekcjonizmem utworzył sznyt, który ukierunkował w przyszłości całe Chicago.

Co do samej persony Younga, cóż — jest dosyć kontrowersyjna. Sam zaczął rapować i moim zdaniem niezbyt mu to wychodzi, ale nie o tym chciałbym wam w sumie opowiedzieć. Gdy postawimy 21 Savage obok Chopa, to zostaje nam samo 21, gdyż ten drugi zaskarbił sobie tytuł największego „savage”. Long story short, po sprzeczce na Instagramie, Chop postanowił udać się pod dom 21 i groził mu bronią. Podczas powrotu do domu, jego taksówka została ostrzelana, więc rozkazał kierowcy gonić napastników. Pewien czas po tym, jak wrócił do domu, ktoś wparował na jego teren, a ten oddał kilka strzałów na ślepo. Za swoje występki trafił do więzienia. Takie zachowania wśród zawodników tej sceny nie są niczym dziwnym. Pewnie wielu z Was pamięta beef pomiędzy 6ix9ine, a Chief Keefem. Jedna strona mówiła, że to już nie te czasy: Fredo nie żyje, a sami też już nie zrobią podobnej sytuacji jak z Lil Jojo.

Fredo Santana – jest to pseudonim artystyczny kuzyna Chief Keefa. Sam Derrick niestety opuścił nas w 2018 roku. Fredo osierocił swojego syna, którym teraz zajmuje się Chief Keef, co możemy zobaczyć na Instagramie. Przez lata przyjmował potężne dawki leanu (kodeina), co zakończyło się atakiem z powodu słabej kondycji nerek i wątroby. Fredo wraz z Chiefem tworzył wave drillu, swoje pierwsze mixtape’y zaczął nagrywać w 2011 roku. W 2013 roku w końcu wydał swój debiutancki album Trappin ain’t dead, którym zaskarbił sobie 45 miejsce na billboardzie 200. Na samym materiale znajdziemy m.in. takie osoby jak Kendrick Lamar, co tylko potwierdza, jak silny był wtedy drill. Fredo to na pewno postać warta odnotowania, dla wielu słuchaczy to obok Keefa najbardziej ikoniczna postać. Kto nie zna zdjęcia młodego Fredo, gdzie jego oczy penetrują nam dusze? Co do duszy, to Fredo niestety nas opuścił. Na jego pogrzebie trumnę polewano Leanem, jako istny hołd. Czy to poważne? Pewnie wiele z was powie, że nie – ale to inna kultura, tam to nic dziwnego i trzeba to uszanować.

RIP Fredo.

Lil Jojo

Lil Jojo był naprawdę obiecującym artystą i mimo swojego bardzo młodego wieku, potrafił sobie stworzyć wierną rzeszę fanów. Niestety, jak to bywa z artystami w młodym wieku, często „poczuwają się”, gdy coś im się uda. Zaczynają osiadać na laurach, ich ego jest pieszczone przez sławę, aż w końcu tracą poczucie rzeczywistości. Dokładnie tak było i w jego przypadku. Sukces muzyczny dosyć mocno podbił mu pewność siebie, przez co totalnie zapomniał, w jakim środowisku się obraca i kto rozdaje tu karty. Beef z ekipą Keefa na ulicy mieli już od dłuższego czasu (rywalizujące gangi), ale wszystko zaostrzyło się w momencie dissu nagranego przez członka GBE – Lil Durka. Lil’ nagrał diss na Brick Squad 069 (nie, to nie ten Waka Flocki). Lil Jojo był aktywnym członkiem BS069 i nie zamierzał puścić im tego płazem; nagrał remix „Everyday” Chief Keefa, gdzie grozi śmiercią przeciwnikom. Utwór został nazwany skrótem BDK – oznacza to Black Disciple Killer. Czyli dosłownie Jojo rzucił im rękawicę. Beef ten zakończył się czymże innym jak nie morderstwem. Jojo postanowił na samym rowerze wjechać na teren przeciwnego gangu i tu przerwę. Historia o rowerze jest popularna, ale udało mi się znaleźć coś, co najmniej ciekawego. Nie jestem kimkolwiek upoważnionym do weryfikowania prawidłowości tych informacji, ale uważam, że to całkiem dobra ciekawostka. Na serwisie YouTube możemy znaleźć kanał Street Lava ENT. Jest to człowiek, który opowiada historię z wczesnych lat Chicagowskiego drillu: historie o Keefie, Durku czy właśnie ów incydencie. Jakiś rok temu jego film stał się viralem, opowiada, że Lil Jojo nie został zabity „na rowerze”. Jojo napisał Lil Reese’owi, że chce się z nim spotkać i spojrzeć problemom w oczy. Cóż, ze spotkania nie wrócił. Nikt nie wie, kto to dokładnie zrobił, ale raczej podejrzenia są jasne i skupiają się na kilku osobach. Wśród nich wymienimy m.in Lil Reese’a czy Keefa, którzy brali czynny udział w beefie. Później podejrzenia zostały skierowane za sprawą pewnego tweeta na D-Rose, Fredo oraz Keke. Członek GBE, Tadoe, bez omieszkania napisał, że po prostu ta trójka oddała do niego strzały. Tadoe po pewnym czasie stwierdził, że jego konto zostało przejęte przez osobę trzecią, Keke został zabity dwa tygodnie po Jojo, a Fredo stwierdził, że nie ma nic z tym wspólnego. Sama historia nigdy się nie rozwiązała i nie ustalono zabójcy. Warto tutaj pokazać np. tweet, w którym Chief Keef skomentował śmierć Jojo. Idealnie oddaje, jakie realia ich otaczały. Możnaby rzec, że brali muzykę śmiertelnie poważnie.

Diss na 3Hunna w wykonaniu Lil Jojo

Podsumowanie

W zamyśle chciałem ukazać tutaj drill, jako gatunek w całości, każdy sub-genre okalany nazwą państwa — niestety trochę mi się to przeciągnęło i sam artykuł już w tym momencie osiągnął długość 1500 słów. Nie chcę Was torturować, bo wiem, jak działają długie teksty. Nawet jeśli doszedłeś do tego momentu, to należą Ci się wyrazy szacunku i po prostu dziękuję Ci za lekturę. Całość będzie podzielona na części, gdyż będzie to dużo bardziej przystępne zarówno do obiadu jak i rekreacyjnego czytania w wolnym czasie. Stay tuned.

Zeen is a next generation WordPress theme. It’s powerful, beautifully designed and comes with everything you need to engage your visitors and increase conversions.