Pisząc część pierwszą od razu wiedziałem, że na jednej się nie skończy. Ba! Nie skończyłoby się na piętnastu gdyby nie moja niechęć do zanudzania czytelnika cosobotnim odczytaniem listy najlepszej filmowej muzyki. Tak więc jest to (przed?) ostatnia część artykułu o soundtrackach, które nie tylko mnie wgniatały w fotel i ściskały za gardło.
Forrest Gump – Alan Silvestri
Choć przy tytule tego dzieła widnieje nazwisko Silvestri to tak naprawdę za podkład muzyczny odpowiadają wybitni muzycy. Hendrix, The Mamas & The Papas, Presley, Dylan, The Doors, jak pewnie się domyślacie lista na tym się nie kończy. Klimat opowieści na przestrzeni lat 60 i 70 jest piękny i przesiąka nim cały film. Kiedy na obrazie wyświetla się wietnamska dżungla w tle słychać All Along The Watchtower, by chwilę później usłyszeć California Dreamin’. Silvestriemu udało się dobrać muzykę w taki sposób, że płyta z soundtrackiem z Gumpa sprzedawała się jak świeże bułeczki i do dziś można ją kupić. Tak jak w przypadku Pulp Fiction z poprzedniej części artykułu tak i w tym przypadku znalazłem egzemplarz ojca na półce, z miejsca odpaliłem. Tym razem podrzucam wam scenę z wojny w Wietnamie by zwrócić uwagę jak genialnie została wkomponowana w wydarzenia muzyka.
Full Metal Jacket – Vivian Kubrick
Nie odchodzimy od klimatów największego konfliktu zbrojnego lat 60. Muzyka z tego okresu była bardzo ikoniczna i niektóre kawałki wręcz stawiają przed oczami obrazy z wietnamskich dżungli wypełnionych amerykańskimi żołnierzami dzierżącymi M16. Wybaczcie za ten odlot w rejony militarnego hobby, o soundtrackach z tej wojny na pewno jest wspomnę przy okazji muzyki z gier. Ale do rzeczy. Full Metal Jacket to specyficzny film, wszak stworzony przez Kubricka. Najbardziej utkwiła mi w głowie piosenka, która pojawia się wręcz niespodziewanie, ale jakże klimatycznie została ona wpleciona w wydarzenia. Rozchodzi się oczywiście o scenę z prostytutką i złodziejami, czyli pierwsze klisze z Wietnamu w filmie. I naturalnie mógłbym zamiast This boots are made for walkin’ rzucić genialne Bird Is The World czy jedną z przyśpiewek kapitana, ale to właśnie piosenka Nancy Sinatry utkwiła mi w głowię wraz ze sceną z Full Metal Jacket.
Baby Driver – Steven Price
Nie zdziwię się jak się zdziwicie. Baby Driver ani nie jest kultowy, ani nie jest rewelacyjny, ale jedną rzecz robi po mistrzowsku. Połączenie muzyki i wydarzeń na ekranie. Takie było założenie, z punktu widzenia fabularnego główny bohater jest kierowcą na zlecenia gangsterów, który potrafi przejechać przez miasto w stylu GTA tylko i wyłącznie wtedy gdy w jego uszach gra muzyka z słuchawek. Skomponowane jest to po mistrzowsku, każda zmiana biegu, dodanie gazu czy drift na hamulcu ręcznym czuć odzwierciedlaną muzyką. Do tego dochodzi mnóstwo smaczków w postaci stukających elementów otoczenia w rytm przygrywanej właśnie muzyki. Baby Driver przez pierwszą połowę jest filmem niezłym, przez drugą traci na jakości, ale muzycznie trzyma poziom. Niewiele jest tworów, które w taki sposób łączą muzykę z obrazem, warto rzucić okiem choćby na sześciominutowy klip otwierający film.
Whiplash – Justin Hurwitz
Musiałem tu wrzucić film muzyczny. Jest ich wiele, spora część z nich zrobiła na mnie duże wrażenie muzyką, ale wybieram Whiplash. Dlaczego? Głównie przez przywiązanie do szczegółów. I jasne, wiem że specjaliści od perkusyjnego brzmienia wytykają tej produkcji kilka błędów, ale dla mnie, laika pałeczkowego instrumentu wszystko wygląda, a przede wszystkim gra cudnie. Jazzowe brzemienia towarzyszą łagodnej palecie barw i mniej łagodnej relacji między głównymi bohaterami. Tytułowy utwór w połączeniu z bezbłędną grą aktorską zagrany jest niczym wykon live. Lubię wracać nie tylko do tego tytułu, ale i do ścieżki dźwiękowej, dla mnie to właśnie takie jazzowe brzmienie jest relaksujące i niezwykle ciekawe.