Każdy, kto śledził falę rapową w latach 2013-2016 powinien kojarzyć Essexa. Produkował on wówczas bity dla takich raperów jak Deys, Quebonafide czy Kuban (kultowa już „Mała mi”). Był też odpowiedzialny za jeden z bitów do numeru promującego Tour Of The Year 2, w którym brali udział m.in. Wac Toja, Żabson, Kartky czy Guzior.
Jego produkcje charakteryzowały się bardzo odjechanymi, narkotycznymi wręcz kompozycjami, przepełnionymi szamańsko-leśnym klimatem. „Hej Essex, kolejny bit, który robiłeś na kwasie, co?” był standardowym, najczęstszym komentarzem pod każdą wrzutą tego producenta. Masa słuchaczy (w tym ja) uwielbiało słuchać muzyki Essexa w wersjach instrumentalnych, bez żadnych dodatkowych artystów.
Po 2016 nastąpiła jednak cisza. Rapy na jego bitach praktycznie przestały wychodzić, a sam Essex przepadł jak kamień w wodę dla przeciętnego słuchacza rapu. On jednak bynajmniej nie przestał tworzyć, wręcz przeciwnie, prężnie rozwinął się artystycznie również w innych kierunkach. Postanowiłem więc porozmawiać z tą tajemniczą postacią i wyciągnąć z niego garść wyjaśnień, gdzie zniknął i dlaczego.
Raportażysta: Twój pierwszy wrzucony numer na kanale YT jest z 2013. Podejrzewam, że robiłeś muzykę jeszcze wcześniej. Jak zaczęła się twoja przygoda z tworzeniem muzyki? Ile czasu zajęły próby, zanim ktoś pierwszy raz docenił twój bit?
Essex: Tworzę mniej więcej od 2009. Ze znajomym ściągnąłem program FL Studio i zaczęliśmy rozkminiać. Myślę, że do tej pory mam podobnego bakcyla, co wtedy. Nie czuję, że mi to osłabło, bo cały czas można być lepszym w tym, co się robi. Myślę, że mój pierwszy, doceniony szerzej bit, to trapowy remix „Scream & Shout”.
Klasyczne pytanie, które zadaję wszystkim producentom; czy masz jakieś wykształcenie muzyczne?
Nie posiadam wykształcenia muzycznego. Kształtowały mnie głównie własne rozkminy, tutoriale na YouTube, współprace z innymi producentami i dopinanie kawałków do końca. Ostatnimi czasy dopiero wziąłem udział w kursie podstaw śpiewu i dwóch lekcjach gry na flecie poprzecznym.
Ogromną popularność zyskałeś w latach 2013-2016, produkując bity wszelkim najpopularniejszym wówczas polskim raperom. Skąd potrzeba odwrócenia się od tego środowiska? Z tego, co widzę, żaden raper nie nawinął na Twoim podkładzie od lat (wyjątkiem jest numer Igrekzeta z Deysem z 2019, ale wydaje mi się, że ten track przesiedział sporo na dysku). Podejrzewam, że chciałeś jak najbardziej skupić się na solowej karierze, ale czy rzeczywiście wymagało to kompletnego odcięcia się od współpracy z raperami?
Odpowiedź jest bardzo prosta: hip-hop to nie moja zajawka. Zawędrowałem tam, szukając własnej drogi. Nie wykluczam kolejnych collabów w tym gatunku, gdyż jest to dość dochodowe, a zdarzają się również raperzy z pogranicza hip-hopu, którzy trafiają w mój gust. Jest jeszcze kilka mniejszych i większych powodów obrania innej ścieżki niż kariera w świecie hip-hopu, ale takim najogólniejszym jest zbyt duże skupienie raperów na tekście, a za małe na melodii.
Napisałeś w grudniu na swoim Facebooku, że wpadłeś w pułapkę nadmiernego perfekcjonizmu w tworzeniu swoich kompozycjii i żeby temu zaradzić, teraz postanawiasz „porzucić proces kiszenia” swoich numerów. Czy w takim razie może się z tym wiązać również zmiana podejścia i będziemy mogli jeszcze w przyszłości usłyszećna twoim bicie z jakieś muzyczne lub hip-hopowe postaci? Czy współpraca z artystką KYÖKU sprzed 2 miesięcy to właśnie owoc tego poluźnienia podejścia?
Sporo rzeczy u mnie trafia do szuflady nie dlatego, że uważam, że się nie nadają do publikacji, a wręcz przeciwnie, dlatego że uważam, że są za dobre, żeby je sprzedać za grosze lub wrzucić luźno w internet. Coś na zasadzie mocnych kart w rękawie. Przez lata uzbierało mi się naprawdę sporo perełek i cały czas ta góra się piętrzy. Pewnego sentymentalnego wieczoru słuchając rzeczy niepublikowanych, dotarło do mnie, że większym celem niż zarabianie i zrobienie kariery jest dla mnie zamysł, by moja twórczość robiła ludziom piękne momenty życia. Natomiast w praktyce to „odkiszanie” średnio mi wychodzi, bo zawsze staram się, by brzmieniowo i wizualnie wszystko trzymało swój poziom oraz klimat. Mimo że moje podejście się zmieniło, to regularne wrzucanie nie jest takie proste.
Masz jakieś autorytety producenckie, które inspirowały Cię w tworzeniu własnego stylu?
Inspiracji produkcenckich miałem kilka po drodze, oczywiście dziś nie jest to już aktualne, ale bez dwóch zdań mnie ukształtowali tacy artyści jak: DJ Antoine, Skrillex, Flume, Bonobo, GrubSon, Kaytranada, Freemasons, Dakhabrakha. Pewnie o wielu jeszcze zapomniałem, ale jak widzisz, jest to spory rozrzut gatunkowy i mimo iż są to rzeczy, którymi kiedyś się jarałem, to nie znajdziesz wśród nich drugiego Essexa – od każdego zaczerpnąłem po kropelce mojej subiektywnej esencji.
Słuchasz muzyki instrumentalnej na co dzień? I jeśli tak, to czy jest jakkolwiek podobna do Twojej? Czy na playlisty, których słuchasz, zdarza się trafiać też Twoim utworom?
Słucham głównie muzy instrumentalnej typu techno, downtempo, lofi, blues. Sporo słucham swojej, bo w bardzo dużej części robię ją dla siebie. Zdarzyło mi się być porównany do Bonobo, Thriftwork, Polopan — i w jakimś stopniu są to trafione porównania.
Od pewnego czasu zacząłeś realizować się jako wokalista. Piszesz i nagrywasz własne piosenki. Ponadto odpowiadasz jako reżyser i scenarzysta za sztukę taneczno-aktorską „OSKOMA”, do której stworzyłeś również muzykę. Rozwijasz się w wielu kierunkach niezwiązanych stricte z byciem producentem muzycznym. Czy miałeś taki zamiar od początku, nawet jeszcze przed rozpoczęciem kariery producenckiej, czy są to pomysły, które wykluły się w Twojej głowie gdzieś po drodze? Tworzenie muzyki instrumentalnej zawsze będzie twoim pierwszym i głównym zajęciem artystycznym, czy Essex będzie ewoluował jeszcze wielokrotnie?
Aktualnie mam zajawkę na tworzenie płyty wokalnej, ale nie umniejsza to mojej miłości do muzy instrumentalnej. Chciałbym trochę w ten sposób pokazać potencjał moich bitów i wyrazić słownie światopogląd. Jeśli chodzi o ewoluowanie, to nie jestem tego w stanie do końca przewidzieć. Na pewno docelowa stabilizacja finansowa, do której dążę, pozwoli mi bardziej wylewać mój talent na różne płaszczyzny. Chociażby rzeźbienie w drewnie czy bardziej artystyczne projekty wizualno-muzyczne.
Swego czasu mnóstwo ludzi utożsamiało Twoje produkcje z „bitami robionymi na kwasie”, kojarzącymi się stylistycznie z tripami po narkotykach. Pamiętam, że był to już wręcz swego rodzaju mem. Czy zdarzało ci się, że ludzie pisali ci o swoich przeżyciach po używkach z Twoją muzyką? Czy tworzenie takiej muzyki w jakikolwiek sposób przyciągało wielbicieli takich substancji?
Zawsze staram się zawrzeć duży i szczery ładunek emocjonalny, a tak się składa, że ten ładunek często jest zawarty (przynajmniej ja go tam widzę) w tematach plemiennych, psychodelicznych, szamańskich i organicznych. To trafia jak ulał do ludzi lubiących tripować za pomocą substancji psychoaktywnych. Nie ukrywam, że sam miałem kilka przygód, ale nie popieram bycia w którejś ze skrajności, bardzo łatwo jest zostać zbyt dużym „fanem” jakiejś używki.
Dziękuję bardzo za wszystkie odpowiedzi!
Dzięki za wywiad. Życzę wszystkim znalezienia pasji i trzymania równowagi. Peace.