fbpx

Album cięższy od bitów, czyli recenzja „Strefy Dyskomfortu” Piotra Cartmana

Piotr Cartman bardzo chce pozostać anonimową postacią, więc nie będę mu tego utrudniał, jednak słuchacze poniedziałkowej audycji Sajko Radio w newonce mogli usłyszeć jak długo ten zawodnik bierze już udział w polskim rap-biznesie. Single z jego debiutanckiego albumu ukazywały się już od dwóch lat, osiągając nieskromne jak na tak ubogą dyskografię miliony wyświetleń.

Po tak długim rozbiegu przyszedł czas na skok, jakim okazuje się być Strefa Dyskomfortu. Cóż, wynik nienajgorszy, jednak niewiele punktów za styl.

QueQuality od zawsze stawiało na mniej znanych, wyróżniających się stylem i umiejętnościami na tle reszty nowej fali zawodników. Ich kolejne nabytki mimowolnie dzielę jednak na dwie „tury”, w której członków jednej faktycznie można opisać tymi przymiotnikami, a drugą pewnie by i możnabyło, gdyby tylko byli w tej pierwszej. Stety, lub niestety, naliczanie tej mniej zaskakującej ekipy zacząłem właśnie od transferu Cartmana. I to nawet nie jest to, żeby on był kolejnym hi-hatowym traperem, dla którego osią twórczości jest suka twoja, jego lub ta policyjna. Piotr ma kilka innych problemów.

Piotr Cartman - Matthew Perry (prod. Senso) [download, tekst] - RapLife.pl
Fotos z klipu „Mathew Perry”

Zachowując jednak akademicką poprawność, poświęćmy trochę linijek WordPressa na część informacyjną i spróbujmy przybliżyć czego słuchacz powinien spodziewać się po tej płycie. Po pierwsze – ciężkie, przesterowane produkcje, nieraz przywodzące na myśl Ghostemane’a, innym razem romansujące z dubstepem, czekającym wręcz na Rottena i Jay Reapera z Dope D.O.D. W „BadTripie” dostrzegamy mrugnięcie okiem do etnicznych wyczynów Essexa, nie zabraknie tu też potężnych, trapowych produkcji, w które zaopatrzyłby się Komil w 2016 z miażdżącymi hornami na refrenie oraz Michał Graczyk type beatów, które stanowią przerwę na oddech na playliście.

Nie nastroi to Was pozytywnie na resztę recenzji, choć niesłusznie, ale największym wygranym tego albumu jest Senso – odpowiadający za większą część muzyki na Strefie Dyskomfortu. Dziewiczy odsłuch robiłem nie znając creditsów i byłem wręcz pewny, że w produkcję zaangażowani są jacyś okołoczeluściowi artyści. Po spojrzeniu na tracklistę doznałem szoku widząc, że wiertary w refrenie „Berserka” lub wołający o moshpit „Kortyzol” są autorstwa właśnie tego anonimowego dla szerszej publiczności beatmakera. Paradoksalnie najbardziej bezpłciowy podkład dostarczyli posiadacze bez wątpienia najpotężniejszych ksywek na całym projekcie, a mianowicie Young Veteran$ i ich „Domnienie”. Być może zostało to spowodowane regułą znaną realiatorom dźwięku – to co głośniejsze, podświadomie wydaje nam się lepsze, natomiast bit Carsona i jego kolegi jest najspokojniejszym momentem całego albumu.

QueFestival 2019, Katowice. (fot.: Kacper Kwiecień, ig: kacper_kwiecien_photo)

Strefa dyskomfortu to płyta, którą chciałbyś wrzucić do auta, pojeździć po mieście, stanąć na wszystkich możliwych światłach i przywantować volume do oporu, chwaląc się przechodniom swoim subwooferem dla którego przerobiłeś całą elektronikę, bo akumulator by go nie uciągnął.

Tak więc muzycznie jest nadspodziewanie dobrze i, jak na polskie albumy rapowe, świeżo. Bardzo lubię zaczynać recenzje od muzyki właśnie, ponieważ ten aspekt najłatwiej w Polsce pochwalić. Bardzo należy pochwalić również Cartmana za to, że przywiązuje uwagę do swoich tekstów i w dobie stawiania w stu procentach na brzmienie, Piotr rzuca naprawdę zręczne punchline’y. Bez wątpienia znajdą się słuchacze tęskniący za takim podejściem do liryki, więc już teraz mogę ich z całą pewnością zachęcić do odpalenia Strefy. Raper chętnie korzysta z odniesień do religii, a jeszcze chętniej do popkultury. Oczywiście nie ma w Polsce rapera, który przybierając choć trochę mroczniejszy klimat nie zacznie wspominać o demonach, piekle, depresji czy wyszukanych używkach lub lekach na depresję, ale tutaj jeszcze to nie przeszkadza.

Tak naprawdę problemy namnażają się kiedy trzeba zejść w dolne rejony tracklisty, lub z dziennikarskiej rzetelności rozpocząć kolejne odsłuchy. Strefa trwa 51 minut, zawiera 16 utworów. Kiedy dodamy dość sztampowe flow i sposób intonacji wersów jakie obrał Piotrek przez znaczną część płyty, na dłuższą metę zaczyna po prostu wiać nudą. Klimat jest określony, ciężki, dlatego ciekawe i błyskotliwe linijki oraz bardziej lub mniej psychodeliczne wizje autora nie dały rady sprawić, by całość mnie nie wymęczyła.

QueFestival 2019, Katowice. (fot.: Kacper Kwiecień, ig: kacper_kwiecien_photo)

Kolejna bolączka – jeśli nawijasz o wszystkim, to tak naprawdę nawijasz o niczym. Rzucanie losowych gierek słownych być może i jest efektowne, czasem jednak miło byłoby usłyszeć utwór, który jest od deski do deski o czymś, a przy tym jego sens nie jest zawoalowany przez namnażające się odniesienia, których bez Geniusa nie zrozumiemy. Zaproszony został tylko jeden gość – Floral Bugs, którego fanem chyba już nie zostanę, jednak już jego udział pokazuje, że gdzie jak gdzie, ale na tym albumie goście by się przydali.

O samej technice jeszcze – zdarza sie lekka wyjebka. Cartman czasem przyspieszy w sposób nie udający, że był zaplanowany, co w trapie, sprzyjającym rytmicznym, równym wersom jest wyjątkowo słyszalne. Dykcyjnie jest jeszcze trochę do poprawy, bo mimo iż wszystko jest zrozumiałe, to niektóre przyspieszenia sprawiają wrażenie niepewnych i ryzykownych, tym bardziej, kiedy próbuje się dodać wyraźniejszy drugi głos, spitchowany lub zarapowany wyżej. No i te screamy też nie robią jakiegoś piorunującego wrażenia.

Dajcie Strefie Dyskomfotu szansę. Ta płyta jest dobra, jeśli masz pewien określony gust, to nawet świetna. Bez problemu będziecie w stanie odsiać mniej odpowiadające Wam numery, a resztę wpleść w playlistę do bicia pięścią w szafę.

Zeen is a next generation WordPress theme. It’s powerful, beautifully designed and comes with everything you need to engage your visitors and increase conversions.