Pokuszę się o stwierdzenie, że Ci którzy znali wcześniej twórczość Killer Mike’a oraz El-P z zaciekłością czekali na czwartą odsłonę ich, chyba już legendarnej serii, Run The Jewels. Pójdźmy dalej, jestem wręcz przekonany, że nie żyją na tym padole ludzie, którzy jarają się hip-hopem i nie jarają się muzyką tego duetu. Bo to jest definicja hip-hopu. Agresywnego, konkretnego, pewnego siebie hip-hopu, czyli nacechowanego tym za co tak bardzo go uwielbiamy. A oni będąc tego w pełni świadomymi pokazują wszystkim innym śmiejącym określać się jako „hardcore hip-hop” czym on tak naprawdę jest i z impetem stawiając resztę stawki do kąta. Run The Jewels. Jak bardzo potrzebni w tej kulturze, nie tylko słuchaczom, a również innym artystom, którzy nieraz wymieniają ich jako jednych z tych „najlepszych”. Co więcej można powiedzieć, skoro sam Kendrick Lamar rapuje:
“Critics say they miss when hip-hop was rapping
Motherfucker if you did, Killer Mike’d be platinum”
Kendrick Lamar – „Hood Politics”
To już czwarta część tego co powinno nam się dawno znudzić, gdyby nie było tak dobre. Czwarta część na którą nie dość że przyszło nam czekać cztery lata to, jak wiemy, apetyt rośnie w miarę jedzenia. A jedzenie jak dotąd było niczym z restauracji z Gwiazdką Michelin. Każda z trzech poprzednich części została świetnie przyjęta przez krytyków (szczególnie część druga), a słuchacze nie mogli wyjść z zachwytów przez długi czas. A jak już z nich wyszli to wychodziła kolejna część i hype train jechał dalej. Zajechał tak daleko, że dziś widząc charakterystyczną spluwę i pięść z okładki…to trochę wstyd nie wiedzieć o co chodzi.
RTJ4
Album otwiera energiczne „yankee and the brave”, które jest podręcznikową definicją headbangera. Uprzedzając, nasza głowa generalnie nie zazna spokoju przez następne 40 minut. Czy to za sprawą „out of sight”, (którego produkcja przypomina mi klimat z „uknowhatimsayin¿” Danny’ego Browna), czy „holy calamafuck” z beat switchem nie z tej planety. W refrenie przywołuje się więcej ognia, ale czy można jeszcze mocniej?! A no można, przekonujemy się o tym dzięki „the ground below” oraz finałowym „a few words for the firing squad” przy którym kompletnie opadłem z sił gdy usłyszałem, że szesnastki obu panów okraszone zostały saksofonem dodając tym poważnym statementom niesamowitej gracji. Lirycznie też jest lepiej niż dobrze. Próżno ukrywać, że powód tego jest dość trywialny – zarówno Killer Mike, jak i El-P są raperami z najwyższej półki (ten drugi jest równie świetnym producentem). I to nie tylko od solidnej strony technicznej, ale również lirycznej, bo nie rzuca się tu po prostu braggi w eter, a dba się o to by teksty niosły ze sobą polityczno-społeczno-krytyczny przekaz, którego próżno szukać głoszonego z taką pewnością jak u Run The Jewels. Ale jak można nie być pewnym tego co się mówi skoro (co sam El-P potwierdził) Killer Mike ten wers napisał w 2019:
„And you so numb you watch the cops choke out a man like me
And ’til my voice goes from a shriek to whisper, „I can’t breathe”
Killer Mike – „walking in the snow”
Spokojnie, nie mamy tu do czynienia z przepowiednią. Sytuacje jak ta George’a Floyda zdarzały się wcześniej, a Killer Mike od lat czynnie wspiera aktywizm anty-rasistowski. Niesamowitym szczęściem (w nieszczęściu) dla RTJ okazał się fakt, iż akurat podczas premiery płyty sytuacja w USA wygląda, jak wygląda. Dzięki temu ich dzieło może okazać się czymś więcej, aniżeli kolejnym cholernie solidnym albumem hip-hopowym. Okazja, aby porwał tłumy protestujących została zauważona, przez co premiera albumu została przyspieszona o kilka dni. A nic bardziej nie uskrzydli idei, niż hymn hip-hopowy który może przemawiać z głośników, gdy już wszystkie gardła na ulicach będą zdarte. I to hymn od samych Run The Jewels.