fbpx

Ad-liby, czyli jak pisać między wierszami [W07]

Kolejny artykuł oparty na amerykańskich źródłach. I kolejny, o którym w polskim internecie napisano niewiele (najpierw napisałem, że znaleźć nie sposób, ale jednak newonce coś wspominał).

Dziś chciałbym poruszyć temat tak zwanych ad-libów, które na dobre zagościły w wyglądzie obecnej muzyki rozrywkowej. Jak przy tripletach – trochę techniki, trochę historii, trochę lorem ipsum, żeby się fajnie czytało. Czym są te słynne ad-liby?

Znów podobnie jak przy tripletach – zabieg ten wywodzi się z muzyki szeroko rozumianej. Sam termin to skrót od łacińskiego „ad libitum”, czego polskim odpowiednikiem jest „według upodobania”. Kiedy jeszcze muzyka była zapisywana na pięcioliniach zamiast formatu wav., kompozytorzy pozwalali na użycie jednej z kilku opcjonalnych wersji utworu, właśnie „według upodobania”. Współczesne słowniki tłumaczą ad lib jako po prostu brak wcześniejszego przygotowania czy też ładnie brzmiącą improwizację. Powiedzmy freestyle i miejmy spokój.

Ciężko o lepszy przykład ad-libów.

Dobra, a czym są ad-liby w naszym, idąc za Igim, jebanym trapie? Są to dźwięki, słowa, zdania wypowiedziane, wykrzyczane lub zaśpiewane w odstępie między końcem jednego, a początkiem następnego wersu, czasem nachodzące na któryś. Zwykle są one wyróżnione w miksie. By zaakcentować ich obecność często nadaje się im „telefonicznego” brzmienia lub obdarowuje hojnie autotunem. Stanowią „wypełnienie” wolnych przestrzeni w bicie, sprawiając, że utwór pozbawiony jest przestoju i nabiera dynamiki. Ta wstawka była potrzebna, byśmy zrozumieli kolejny akapit, za chwilę wrócimy do techniki.

Serwis medium.com każe doszukiwać się prekursorów ad-libów w funkowych i soulowych koncertach lat ’70 i ’80. Wtedy to artyści w tekstach swoich utworów zachęcali publiczność do wydawania okrzyków, w taki sposób, że stawały się one częścią kompozycji. Znacie to na pewno: „Kiedy ja mówię Ryszard, wy mówicie Peja // Ryszard? (PEJA!) Ryszard? (PEJA!)”. W tym momencie słowo  „PEJA” staje się czymś na kształt ad-libu. Takiego patentu używali nagminnie James Brown i Kurtis Blow i to ich wyżej wymienione medium określa jako inspiratorów obecnego wyglądu tego zabiegu. Później mamy jeszcze wielu bardziej lub mniej ważnych raperów, którzy przyczynili się do wypromowania ad-libów, że wspomnę tylko o Flavor Flavie z Public Enemy, Three 6 Mafii i Lil Jonie. Ten ostatni występuje w singlu „Yeah!” Ushera, w którym jest odpowiedzialny właśnie za krzyczenie w tle, czyli między innymi za najbardziej charakterystyczne „YEAH!” mojego dzieciństwa. 

Lil Jon, “Yeah!” and the Evolution of Crunk | Red Bull Music ...
Lil Jon, autor jednych z najbardziej charakterystycznych ad-libów w muzyce rozrywkowej.

Jest taka prawidłowość mówiąca, że nie da się napisać artykułu o czymś związanym z trapem bez wspominania o Migosach. Co prawda właśnie ją wymyśliłem, jednak musicie przyznać, że coś w tym jest. Pech chciał, że na Warsztat wziąłem dwa zabiegi najbardziej cechujące ich rap. Triplet flow i ad-liby – jeśli umiecie zrobić dobrze te dwie rzeczy, to macie sporą szansę na zaistnienie w nowoszkolnym rapie. No i fajnie by było, jakbyście byli trochę bogaci i najlepiej byli z Atlanty. Ale to ad libitum.

Jak więc robić ad-liby? Nic prostszego! Faktem jest, że o cechach stylu Migosów wspomniałem nie bez przyczyny. Jak na pewno nie pamiętacie, triplety można kłaść na dwa podstawowe sposoby. Pierwszy z nich to niezatrzymywanie się i lecenie przez pół zwrotki tym flowem jak mają w zwyczaju choćby $uicideBoys. Drugi, znacznie bardziej fitujący z waszym bogactwem i swagiem, to zostawienie w wersie trochę miejsca i niezapełnianie całego beatu sylabami. Możemy uciąć jedną, dwie zgłoski lub nawet całą trójkę, byleby zostawić interwał. Tak naprawdę to możemy też nie zostawiać, też damy radę dograć adlibsy, ale nie wybrzmią one z taką mocą. I teraz najważniejsze – po nagraniu naszej zwrotki, odpalamy drugą ścieżkę i w pozostawionych przerwach wykrzykujemy słowa. Jakie? Jakiekolwiek! Przypomnijmy sobie znaczenie – ad libitum oznacza improwizację, coś robionego wedle uznania, dla zabawy. Jeżeli założymy, że większość wykonawców stosuje się do tego znaczenia, to jasnym staje się dlaczego najczęściej „między wersami” powtarzają ich ostatnie słowa. Również często słyszymy dźwiękonaśladowcze: „skrrt”, „brrra” lub „prrt”. Banalne, ale poczciwe „ej” oraz „yo” też się nada. Czasem, co kreatywniejszy raper wykorzysta ad-lib jako dopowiedzenie, pokoresponduje sam ze sobą, złoży jakąs gierkę słowną, ale w sumie po co to komu, skoro można się bawić muzyką. Opcji jest sporo.

Open'er Festival 2019: Travis Scott i jego deszczowe piosenki ...
It’s liiiiiit!

Tak naprawdę jednak prawdziwy potencjał ad-libów drzemie w ich niebywałej charakterystyczności. Każdy, kto liznął amerykańskiego trapu jest w stanie usłyszeć w głowie travisowe „Straight up!”, „It’s lit!” czy lilpumpowe „Eszgere!”. Jeśli przypomnicie sobie za co był wyzywany Bedoes parę lat temu, to również powinniście skojarzyć jeden, charakterystyczny wyraz. Nie muszę też mówić, który moment utworu „Opowieści z Doliny Smoków” jest krzyczany na koncertach najgłośniej. Dobrze wykorzystane, ciekawe adlibsy nierzadko stają się znakiem rozpoznawczym rapera. Pomimo, że już wszystkim spowszedniały, to wciąż mogą stanowić o oryginalności. 

Zeen is a next generation WordPress theme. It’s powerful, beautifully designed and comes with everything you need to engage your visitors and increase conversions.