Opał i Gibbs Połączeniami odkopali jeden z nurtów polskiego rapu, który swój najlepszy czas miał gdzieś w okolicach 2015 roku. Wtedy to raperzy tacy jak VNM czy Oxon, bazujący na swoim zabójczo szybkim flow i łatwości w budowaniu gierek słownych, zaczęli uderzać w stronę melodyjnego rapu, utworów z bardzo mocno zaznaczonymi śpiewanymi refrenami, które miały ogromny potencjał singlowy. Na fali tego nurtu powstały chociażby genialne Supermoce czy sporo hitowych singli VNM-a z najlepszego okresu jego kariery. Połączenia natomiast są swojego rodzaju pomnikiem dla tych wydawnictw. Niestety nie jest on ze spiżu, a z plastiku i uświadomił mi, dlaczego tego typu rap odszedł do przysłowiowego „lamusa”.
Z pozoru wszystko tu się zgadza. Opał z wyjątkową lekkością płynie po bitach, zaznacza swój wachlarz umiejętności różnorodnymi flow, umiejętnie podśpiewuje na bridge’ach i refrenach. O zdolnościach zarówno wokalnych (chociażby refren na „Restarcie” Shelleriniego), jak i producenckich (przede wszystkim owocna współpraca z Sariusem) Gibbsa, nie trzeba nikogo zapewniać. Również na Połączeniach dostarczył kilka świetnych refrenów i typowe do bólu, ale wciąż niezłe bity. Co więc poszło nie tak?
Technicznie, melodyjnie i o niczym
Najbardziej razi fakt, że Opał w 45 minutach materiału nie zawarł absolutnie nic konkretnego. Ślizga się zaledwie po już i tak oklepanych tematach, takich jak obraz typowego osiedla („O2”, „Wiem dlaczego bloki płaczą”), lokalny patriotyzm i wierność „braciom” („Bratushka”, „Namaste”) czy, w tym przypadku, pseudo-poetyckie egzystencjalne rozważania, w których ciężko znaleźć logiczny początek i koniec („Róże zostawmy betonom”, „Dzieci pełni”). Na „Róże zostawmy betonom” tekstowy chaos doprowadzony został już do kuriozalnego poziomu. Otwierający numer refren Gibbsa brzmi: „Zanim zginę, Ty nie kładź róż, po prostu zrozum, że / Na tą chwilę, nie czekam już, Ty powiedz tylko, że”. W sumie to nie wiem co mam zrozumieć, ani co powiedzieć. Zwrotki Opała, zamiast rozwiać wątpliwości, rodzą ich coraz więcej. Do tego stopnia, że zaproszony na numer Bisz, raczący słuchaczy na swoim Bladym Królu bardzo zawiłą liryką (dla niektórych na granicy grafomanii wręcz), wypada całkowicie zrozumiale. Po którymś z kolei odsłuchu „Róże zostawmy betonom” naszła mnie refleksja. Gdyby Opał na tej płycie chciał mi przekazać, że jest głodny i chciałby zjeść kanapkę, prawdopodobnie nie wiedziałbym o co mu chodzi.
Mimo wszystko dużo dobrego
Skoro już tak przejechałem się po tej płycie, to czas na przedziwną puentę całej mojej przygody z Połączeniami. Słucha mi się tego albumu niezwykle przyjemnie. Może to kwestia sentymentu do tego rodzaju rapu, ale widzę tu naprawdę wiele mocnych momentów. Przede wszystkim mocne uderzenie otwierające płytę w postaci „Odbierz mnie”, „Wiem dlaczego bloki płaczą” z genialnie wkomponowanymi chórkami w tle i jednym z lepszych refrenów tego roku czy „Bletka” z ogromnym potencjałem radiowym i przywodzącym na myśl twórczość Oxona wykorzystaniem gitary elektrycznej. Niewymienione przeze mnie utwory w większości nie są jakimś dużym zaniżeniem poziomu. Wyjątkiem jest „Czarny Jaguar i klimat Noir”. Numer, w którym paradoksalnie pierwszy i jedyny raz Opał przekazuje w miarę jasno co ma do przekazania, a bit różni się od pozostałych na tej płycie charakterystycznych dla Gibbsa produkcji, nie wyróżniających się praktycznie niczym. Niestety dramatyczne akcentowanie w refrenie i dobór rymów sprawiły, że po jednym odsłuchu ciężko było mi zmusić się do ponownego. Gwoździem do trumny tego numeru są wersy, po których autentycznie zacząłem się śmiać. „Lubię jajecznicę ściętą, ale lekko, jak codzienność.” Co autor miał na myśli? W komentarzach poproszę tylko złe odpowiedzi.
Im mniej myślisz, lepiej się bawisz
Mógłbym dalej się wyżywać narzekając na wyświechtane do bólu gierki słowne, którym przyklasnąłbym pewnie jakieś 7 lat temu. Na refren w „Harrym Osbornie” odgrzewany schemat „robię coś jak ktoś”, przy którym ciężko znaleźć odniesienie postaci z uniwersum Spider-Mana do całości utworu. Ale to wszystko byłoby trochę zgryźliwością na przekór samemu sobie. Bo gdy tylko skończę pisać tę recenzję, odpalę Football Managera, Spotify i puszczę w tle Połączenia. I myślę, że właśnie tak należy słuchać tej płyty. Sama jej ocena też jest dość przekorna. Bo, oprócz mizerii lirycznej, czy mam jakieś poważne zarzuty do Opała lub Gibbsa po tej płycie? No w zasadzie nie. Czy jest to dobra płyta? No też nie. Czy dobrze mi się jej słucha? Zdecydowanie. A czy ubawiła mnie momentami swoim dość uroczym hołdem do czasów, które, choć uwielbiam, słusznie dawno minęły? Jak najbardziej. Tak więc, jako krytyk, określę Połączenia jako totalnego średniaka. Ale jako słuchacz wrócę do nich minimum kilka razy, potrzebując jakiegoś albumu do posłuchania w tle. Nie sądzę, żeby taki był cel autorów, ale lepsze to niż totalna przeciętność, czyż nie?