fbpx

Na początku był „Chaos” — recenzja debiutu Fukaja

Cytat z Biblii nie jest przypadkowy. Początek kariery Aleksandra to totalny chaos, a momentami dochodzi do anarchii. W ostatnich miesiącach ksywa najmłodszego reprezentanta SBM robiła sporo szumu. Sprawdzając jego twórczość z czasów podziemia i współpracy z Charliem Monclerem trzymałem za niego kciuki. Na dłoniach zostały mi tylko odciski.

Chaos? Anarchia.

Przede wszystkim obalmy jeden mit, który bardzo szybko urósł wokół tego krążka — stworzenie płyty bez pomysłu na nią nie jest konceptem. Zrobienie 14 numerów z taką rozpiętością tematyczną, które jedyne, co łączy, to autor nie jest konceptem. Nazwanie płyty „Chaos” i nawijanie na niej frazesów napisanych w 30 minut nie jest konceptem. CAŁY pomysł, który nie wiadomo czemu został dopisany do płyty, to marna próba zrobienia jej dobrego PR-u. Krążek jest zbiorem czternastu mniej lub bardziej losowych numerów, które długo przed premierą były opisywane jako osobisto-filozoficzne. Dopiero gdy fani otrzymali efekt kilkumiesięcznej pracy, okazało się, że artysta zmienił wizję płyty. Tak się buduje jej pijar? Nie, tak się ratuje płytę. W momencie, gdy jest to produkt świeży, buduje się wokół niego sztuczną świadomość, która zadziała na przeciętnego słuchacza efektem placebo. Niestety dla twórców, spotkali się oni z Prawem Murphy’ego, które w telegraficznym skrócie mówi nam, że jeśli coś ma się nie udać , to się nie uda.

Chciałbym Wam coś powiedzieć

FukaJ na pierwszy rzut oka wydaje się pozytywną postacią. Może niezbyt barwną, nieoferującą nam wielowątkowych historii ze swojego życia, ale ewidentnie chciałby nam coś przekazać. Co rozumiem przez „coś przekazać”? Rzuca trochę wersów o tym, jakiego tempa nabrało jego życie, o nominacji od Quebo i sławie (poświęcił temu cały numer nominacje” oraz część „Północy”), jednocześnie zapewnia nas, że to wciąż ten sam Olek. Kilkukrotnie możemy usłyszeć umoralniające truizmy, które mają pomóc nam być lepszym człowiekiem i polepszyć nasze życia I nie chodzi o to, żebyś nie był czuły na krzywdę innych / Nie pomagał biednym, tylko, że jesteś szczęśliwy i nic tego nie zmieni” (wersy z „oto jest dzień”).

Oczywiście musiał się pojawić niedokończony wątek więzi z pewną damą, ale tak naprawdę ciężko mi jednoznacznie stwierdzić, czy Aleksander jest zadowolony z tej relacji czy jednak cierpi i co tak naprawdę o niej uważa (utwór „zatapiamy się”, który swoją drogą jest najgorszym kawałkiem na płycie, wracamy też do „północy”, która jest apogeum bezsensu tejże relacji).

Na niektórych kawałkach FukaJ zaczyna być bardzo przygnębiony, ale całkiem nieźle mu to wychodzi:Wychodzę na ogród o drugiej nad ranem / Szybki odwrót do domu no bo zapomniałem fajek lub Pójdź do szkoły i znajdź pierwszych znajomych / Co byś nie był samotny”. Tematem, który towarzyszy mu od początku kariery, jest wszechobecny w niektórych utworach horacjanizm. Budowanie z siebie poety wiecznego, którego muzyka będzie nam towarzyszyć przez wiele, wiele lat jest o tyle słabe, że raper jest na scenie od roku. Trzeba też powiedzieć wprost, że Fukaj kilkukrotnie mówi od rzeczy i gdy spojrzymy na jego wersy, nie możemy doszukać się w nich sensu: „Pobite butelki, zdarte gardła/Spalone bletki i dolar w portfelu na farta / Choć sprzyja nam karta / Niezbyt w kasynie, choć / Kiedyś zawinę stamtąd fortunę, rozumiesz?”. No właśnie, rozumiesz? Bo ja niezbyt wiem, co artysta chciał powiedzieć. Hazard jest niezdrowy, nie zaczynaj.

Okej. Na pewno tematycznie nie jest to rewolucja, ale z drugiej strony wolę próbę moralizacji młodzieży, trochę filozoficznej nawijki i szczerych tekstów, niż kolejny trapowy album o narkotykach, pieniądzach i kobietach (w ilości masowej). Co zatem kuleje? Jak wyżej pisałem, płyta jest pełna truizmów, które wskaże wam pierwszy lepszy polonista ze szkoły średniej: „(Znajdź osobę) która będzie całym twoim światem / Będziesz chciał oddychać już tylko razem”. Takich kwiatków mógłbym wskazać jeszcze kilka, ale to recenzja, a nie lista błędów zawartych w warstwie lirycznej polskich raperów (hmm, a może właśnie wymyśliłem nową serię na Sajko?). Bardzo słaba metaforyka, momentami niecelna — „Dom Diabła” i „Marvin Gaye”. Ten pierwszy jako całokształt jest nieco jaśniejszy, ale wciąż nie nazwałbym tego wykorzystaniem potencjału, jaki dały mu ramy tematyczne numeru. „Wszyscy ludzie umierają, ale nie wszyscy żyją / Ja skończyłem swój żywot, w ten odradzam się na nowo / Już nie jestem sobą, jestem tym co stał obok” — Nie dość, że autor używa samych w sobie błahych porównań to w dodatku są nietrafione, bo osoby odpowiedzialne za wyjaśnianie wersów na Rap Geniusie nie są pewne o co tu chodzi.

Natomiast w drugim kawałku czuję niesmak, kiedy zamiast usłyszeć odwołania do muzyki Gaye’a, słyszę „Więc po co mi coś jeszcze, chociaż może kupię tylko złote zęby / Żeby uśmiеch szczery mieć jak Marvin Gaye”. Niewykorzystany potencjał, jaki czekał w odniesieniach do muzyki Marvina, aż razi w oczy. Dostaliśmy tylko porównanie, którego wymyślenie zajmuje 12 sekund. Poważnie, wystarczy spojrzeć na zdjęcie Gaye’a.

Czy jest tak źle, jak wskazuje dotychczas ten tekst? Otóż nie. Warstwa liryczna ma kilka plusów, a największym z nich jest moment, kiedy FukaJ rzuca zwykłą bragge — bez prostych i nietrafionych metafor, bez truizmów, a pełną przysłowiowego real-talku. Jak pisałem, raper może nie jest najbardziej przekonywający na świecie, ale czuć od niego szczerość. Tutaj kłania się cała druga zwrotka „Światła Miasta”. Można też pochwalić go za to, jak popłynął w numerach „Bar mleczny”, „nominacja” i „ZIEMIA OBIECANA.” Są to prawdopodobnie najlepsze tracki z całej płyty. Widać w nich umiejętności i charyzmę, jakie mogliśmy zobaczyć na projektach z Charliem. Skąd wynika taka dysproporcja między dobrymi a słabymi wersami? Najprawdopodobniej doświadczenie w pisaniu dało o sobie znać, jednak brak umiejętności nie był tylko zauważalny przy liryce.

Chris Wood

Christopher Grant Wood — nowozelandzki piłkarz, reprezentant kraju grający na pozycji napastnika. Co łączy nazwisko zawodnika Burnley i Fukaja? Drewno. Niestety brak obycia i umiejętności na płaszczyźnie rapowej jest aż nadto widoczny. Reprezentant SBM ma problemy w dopasowaniu się do tempa bitu. Czasem potrafi go gonić, aby po chwili być znacznie przed nim. Przypomina mi się tu kawałek „wstań i zaśnij”, gdzie po upływie minuty Olek nabiera odpowiedniego tempa. Łamana sylabizacja także nie pomaga. Weźmy na tapet „ZIEMIĘ OBIECANĄ”. Wykolejenie z bitu po 6 wersie może być powodem do wstydu. Dodatkowo liczba sylab też pozostawia wiele do życzenia: „Czuję, że nie jestem sobą o / Tylko tym co stał obok, podczas całej mojej podróży / Nie wiem czy wróży mi to dobrze czy źle”.

Zrozumiałbym, gdyby autor miał odpowiedni warsztat i umiejętność zarapowania tak, by efekt końcowy był zadowalający. Niestety, w naszej rzeczywistości po raz kolejny zgubił podkład. Celowy offbeat tu nie istnieje, on po prostu nie daje rady nawijać. O nieudolnym wypadnięciu z rytmu mówi nawet Janusz Walczuk. Na jednym z filmików, jakie przygotowało SBM na swoim Insta, Walczuk i Kubi słuchają „Światła Miasta” i, mimo że ten kawałek się Januszowi podoba, to zwraca uwagę na offbeat w refrenie, a jego reakcja zdaje się mówić, że jest to efekt niepożądany, na który uwagę zwrócił także Solar. W tym przypadku brak oswojenia się z nowszymi i bardziej wymagającymi podkładami nie do przeoczenia. Jest z nami Producent, ale nie chodzi o Monclera. Nie ma niewymagających bitów, one się proszą o coś więcej niż rytmiczne wypowiadanie słów.

Aleksander nie potrafi modulować głosem — być może to dorastanie albo stres, ale momentami mam wrażenie, że stojąc przed mikrofonem, łamie się mu głos („zatapiamy się”, „DOM DIABŁA”). Jego wokal nie sprawia, że czuję emocje, jakie chciałby nam przekazać, tylko zastanawiam się, jakie emocje chciał nam przekazać, ale mu nie wyszło. Flow na większości tracków również jest to samo. Za którymś odsłuchem razi w uszy. Brak różnorodności jest tutaj o tyle ciężkim grzechem, że krążek trwa około 45 minut, czym potrafi nas znudzić i zniechęcić.

Żeby nie być takim negatywnym, to mogę napisać, że nawet Wood zdobywa czasem bramki, a w tym sezonie Premier League ustrzelił aż 12. Natomiast FukaJ ma bardzo dobrą dykcję — ani razu nie zatrzymałem się, by sprawdzić, co właściwie mówi. Za próby przyśpieszania w niektórych kawałkach też muszę pochwalić, bo w takim morzu braków fajnie czasem złowić pozytyw.

Tak być nie będzie!

Postawiłem sobie cel, aby obalić dwa mity, które urosły wokół tej płyty i jej autora — jednemu przeciwstawiłem się w pierwszym akapicie, natomiast w tym pora na walkę z kolejnym — FukaJ nie jest charyzmatyczny. W momencie wydawania „Marvina Gaye’a” czy „Świateł Miasta” w internecie panowała opinia, że może tekstowo i technicznie jest słabo, ale charyzma ratuje muzykę Aleksandra. Czy charyzmatycznemu raperowi niekontrolowanie załamuje się głos?

Może brzmi on poważnie, kiedy krzyczy lub przyśpiesza, ale nie jest to ani miarodajne, ani obiektywne. W końcu ciężko nie brzmieć chociaż trochę poważniej, wypowiadając słowa po prostu głośniej. Wiem, że chwilę wcześniej pisałem, że w głosie Fukaja możemy doszukać się charyzmy sprzed czasów Starteru, ale tak nie brzmi cały krążek, a jedynie zwrotki czy nawet kilka wersów. To zdecydowanie za mało. Dodatkowo martwić mogły filmiki z instagramowego konta SBM. Ocenianie tego, jak bardzo autor jest przestraszony, to subiektywna sprawa. Jednak, kiedy widzę, że podczas nagrywek w studio załamuje mu się głos i brzmi jak z pistoletem przy skroni, to mam na czym opierać swoje werdykty. Zresztą — zobaczcie sami, dalej wisi na ich profilu.

fot. ig @mixone_ i/lub @_jagodaszczupak

Jezu Chryste, Kuuubi!

Musicie coś o mnie wiedzieć. Jestem fanem producentów, którzy wykonują świetną robotę, a we wszelakich nominacjach do producenta roku, tygodnia czy godziny, są pomijani. Sharky, po wydaniu Trap After Death, niebywale zyskał w moich oczach. Z Kubim było nieco inaczej, bo jego warsztat szanuję już od AŚMZ i Kwiatu Polskiej Młodzieży. Jego bity zawsze miały w sobie coś ekstra. Tym razem także się nie zawiodłem, bo od strony producenckiej ten album stoi na przynajmniej dobrym poziomie. Chociaż osobiście uważam, że póki co Chaos może startować do miana jednej z najlepiej brzmiących płyt tego roku. Jakiś czas temu Żabson w rozmowie z Winim mówił, że każdy podkład ma jeden niesamowity dźwięk, z którego można zrobić coś wielkiego. Moim zdaniem produkcje Kubiego mają takich dźwięków kilka. Są bardzo melodyczne i przyjemne dla ucha. To one ratują klimat niektórych numerów, bo, jak wyżej pisałem, sam raper ma z tym problem. Zdecydowanie to Kubi jest najmocniejszą stroną tego krążka.

Jednak przy wielokrotnych niepowodzeniach Fukaja na tychże bitach naszła mnie myśl: Czy gdyby z Olkiem współpracował Charlie, a nie Kubi, to raper radziłby sobie lepiej? Z tego powodu cofnąłem się do czasów sprzed SBM Starter i naszedł mnie wniosek: Nie. Moncler tworzył proste bity, na których warsztat czy umiejętności wokalne nie były potrzebne. Raper dostawał bit, nawijał, a potem mix i master tworzyły numer. (Nie)stety Kubi to kompletnie inna półka. Nie mówię, że stworzył nie wiadomo jak wygórowane produkcje, ale zdecydowanie bardziej wymagające, niż tworzył Charile. Zaryzykuje stwierdzenie, że raper z większym warsztatem niż Fukaj wykorzystałby je w jeszcze lepszy sposób.

Dodatkowe Ep

Teza: Polscy raperzy mogliby robić tylko epki i wyszłoby im to na lepsze. Niestety rodzimi twórcy mają tendencje do tworzenia numerów pod ilość, a nie jakość (pewnie sam FukaJ coś o tym wie). Na drugim dysku znajdziemy 7 tracków, w tym jeden z czasów SBM Starter („Balon”). Tak naprawdę dodatkowy krążek to sprasowana wersja tego, co usłyszymy na LP. Jednak podczas odsłuchu doszedłem do kilku wniosków: 1) Sapi powinien w końcu nagrać płytę, bo to, jak łatwo przychodzi mu tworzenie bengerów, nie może zostać zmarnowane („POROBIONY WŁADEM” to przenumer). 2) Szczyl ma ogromny potencjał i jego ścieżka rozwoju kariery jest znacznie lepsza niż autora Chaosu. Czuć obycie przy mikrofonie, czuć umiejętności i warsztat wokalny — a będzie tylko lepiej! Liczę na częstszą współpracę obu panów. 3) Aleksander, kiedy nie musi robić muzyki na siłę i przymusu, a może się przy niej dobrze bawić, jest o niebo lepszym raperem i można to stwierdzić po pierwszym odsłuchu (polecam sprawdzić jak płynie na „To dla ciebie”. Projekt krótki, ale zdecydowanie na plus. Nie będę wam psuć zabawy z jej odsłuchu, po prostu się za to weźcie. Ja jestem zadowolony.

Po Chaosie pora na porządek

FukaJ ma przynajmniej rok wolnego, bo zwykle po takim czasie raperzy oferują nam swoje nowe albumy. To wystarczająca ilość czasu by podszlifować swój warsztat. Czy jestem zadowolony z odsłuchu? Tak niezbyt. Technicznie cofamy się do poprzedniej dekady. Niestety, ale w 2021 nie możemy sobie pozwolić na to, by raper notorycznie wypadał z bitu. Chris Wood rodzimej sceny. Natomiast lirycznie też nie jest bajecznie, ale nie jest też źle, od nawijka trochę o wszystkim, trochę o niczym. Pozytywy? Czuć szczerość w tekstach i chęć zrobienia tego albumu na tyle dobrze, na ile pozwalają mu na to umiejętności. No i preordeorwa EPka, która jest po prostu lepsza niż sama płyta.

Zeen is a next generation WordPress theme. It’s powerful, beautifully designed and comes with everything you need to engage your visitors and increase conversions.