W zeszły piątek miała miejsce premiera płyty producenckiej Da Vosk Docty. Pozycja na którą czekaliśmy z wielu powodów – składały się na to m.in. podziemne gościnki, dopracowane single i unikatowe brzmieniowo produkcje. Byliśmy ciekawi czy styl Voska dojrzał przez lata i czy artysta podoła wyzwaniu jakie stanowi stworzenie spójnego projektu producenckiego. Spoiler: nie zawiedliśmy się. Pojawiły się nawet głosy, że to najlepszy tego typu krążek ostatnich lat. Co sprawiło, że album Opal Black wprawił nas w zachwyt?
Wrocławskie podziemie jest już owiane swego rodzaju legendą. Palewave, Osa, Dzban, Ambro Fiszoski — to nie wszystkie ważne ksywki z miasta krasnali, a nawet one mogą sprawić, że undergroundowym świrom pocieknie ślinka. I sprawiają! Opal Black brzmi jak czterdziestopięciominutowy most między mainstreamową jakością, a podziemnym sznytem i wyczuciem. To nie są numery, które będą puszczane w studenckich rozgłośniach, mimo że tracklistę uzupełniają Kukon, Zeamsone czy be vis. Za takim albumem tęsknią wszyscy ci, dla których Guzior skończył się na ylloM, a po Q nie muszą dopisywać „uebonafide”, żeby się dobrze bawić. Nawet zibex dał dobry numer. Docta — jesteś cudotwórcą. (Bartosz Biegun)
Do tego krążka podszedłem sceptycznie, nie ma co ukrywać. Dalej w głowie miałem jego stare perypetie pod sztandarem np. SOHO palace. Zawsze myślałem, że twórczość DVD jest dalej taka sama i lepiej zostawić to za sobą — uznać jako relikt i pomnik pewnej ery w muzyce. I tak jak dla Bieguna jest to most pomiędzy underem a mainem, tak dla mnie między rokiem 2016 i 2021. Produkcje vibem przenoszą mnie 5 lat wstecz, lecz jest to dużo dojrzalsza forma. Na tyle dojrzała, że wcześniejszy stereotyp szybko pogrzebałem. Płyta ta też pozwoliła zauważyć mi ciekawą rzecz. Wielu artystów na featach szczerze nie lubię, aczkolwiek przy dobrym beacie mogę ich przetrawić. I chyba to najlepiej świadczy o tej płycie: produkcje są na tyle dobre, że grają pierwsze skrzypce i przyćmiewają w większości raperów. (Oliwier Sordyl-Kuś)
Płyta, która cieszy nie tylko z powodu dopracowanego brzmienia, ale przede wszystkim kupuje mnie szczerością i chęcią pozostania przy swoim wave’ie. Vosk mógł zaprosić gości z mainstreamu, odcinać kupony i robić płytę wskroś komercyjną. Nie postawił jednak na szablony i poszedł szlakami, które sam przecież kilka lat temu wyznaczał. Teraz jednak są one dużo bardziej atrakcyjne w odbiorze i przechadzka tymi szlakami wydaje się być bardzo komfortowa. Mówiąc wprost – jego styl dojrzał. Na całe szczęście dopasowała się do niego cała gama gości i to on dyktował im warunki na swoim osobistym poletku. Gościnki Dzbana, Osy, Fiszoskiego, Profeata, Barona czy Esku to zjawisko podkreślające wszystko, co dotychczas napisałem. Opal Black to jedna z najbardziej oryginalnych i najlepiej wyprodukowanych płyt ostatnich lat. To przede wszystkim płyta Da Vosk Docty, a nie obecnej na niej gości. (Patryk Roszyk)
Lubię vibe Docty, taki niewymuszony, niekłujący w uszy tryhardowym podejściem do produkcji. Wszystko kręci się w granicach mniejszego lub większego podziemia, począwszy od sznytu bitów, skończywszy na gościach. Urzeka mnie w Opal Black to jak płynnie przechodzi się z jednego kawałka na drugi, a czasem wręcz przejścia są niezauważalne. Ładny zabieg, który jest zbyt rzadko stosowany. Goście nie zawiedli. Mój zdecydowany faworyt od Dzbana i Osy nie schodzi mi z słuchawek od premiery, a numerów na zapętleniu jest więcej. Genialny bit w kawałku z be visem, charakterny numer z Kobikiem i Floralem czy interesujące „Posyp” z zibexem na pokładzie. Da Vosk wziął połączył klasyczny hip hop z elektroniką, zmiksował to i powstał z tego unikalny styl, który mimo charakteryzacji w dwa wyżej wymienione gatunki, jest mocno różnorodny i potrafi zaskoczyć. Z przyjemnością będę wracał i życzę DVD żeby szło to jak najdalej. (Miłosz Beśka)