Rok dobiega końca, podsumowania rozpisane, nagrody przyznane, kotek siedzi na kolanach. Na samym finiszu zamieszanie postanowił zrobić Bażant i jego Nic Dobrego O Polsce.
Może trochę przesadziłem z tym „zamieszaniem”, bo w końcu to jeszcze podziemie. Nie tak głębokie, żebyście nie mogli nigdy o tej ksywie usłyszeć, ale wciąż podziemie. We wspieranej przez nas akcji FreshNDope Young Cats zajął trzecie miejsce, ustępując ukiemu balboi oraz Pazzy’emu. O tytułowym singlu pisał już Jakulewicz w kontekście politycznej frustracji u raperów, a sam zainteresowany gościł w jednej z audycji Sajko Radio. Przyszedł czas na jego pierwszy, pełnoprawny album.
Nie trzeba już być nawet fanem brytyjskiej sceny, by skojarzyć, że tytuł to follow-up do slowthaiowego Nothing Great About Britain, wydanego półtora roku temu. Inspiracje są również w tematyce i momentami w brzmieniu, ale nie przesadzajmy — to zupełnie inne twory. Można by się domyślać, że album Bażanta chciałby być podziemnym odpowiednikiem Jarmarku, jakąś tam krytyką społeczeństwa. Czy takie próby faktycznie są podejmowane? Niekoniecznie.
NDOP rzeczywiście głównie punktuje cechy bliskich Bażantowi warstw społecznych, jednak nie są to tylko puste obserwacje z punktu widzenia trzeciej osoby jak u Taco Hemingwaya. Raczej próba opisania stanu emocjonalnego osoby znajdującej się w tym wszystkim, biorącej w tym udział. To nie jest album o Polsce, ale o Bażancie, który w tej Polsce swoje przeżył i swoje zobaczył. Nie dostajemy więc politycznie zaangażowanych tekstów jak u wymienianych wcześniej artystów, za to przelot po warszawskich domówkach i imprezach, na których to znajdują się rzeczy właściwe dwudziestolatkom — alkohol, narkotyki, miłości, przyjaźnie, depresje.
Z pozoru ciężko napisać w tej tematyce coś nowego, coś, czego nie usłyszelibyśmy już u innych wieszczów, ale nic nie poradzimy na fakt, że tak wygląda życie wielu artystów związanych z tym środowiskiem. Tym, co przemawia za Bażantem jest jego wyjątkowa jak na ten wiek wrażliwość. Cytując YouTubowego mema spod anglojęzycznych, trapowych utworów — When Bażant said:
Choć wiem, że nic to nie zmieni, to mam czasami ochotę po prostu płakać jak Fenix
I zadziałać jak lek, na cały ból no i stres
Straciłem zbyt wiele osób na mojej drodze po czek
I felt that. I nie mówię tego prześmiewczo. Fakt, nie jest to szczyt lirycznych popisów, ale coś każe wierzyć w to, że wypluwane przez młodego rapera wersy są szczere. Tym czymś prawdopodobnie jest barwa głosu i towarzysząca jej charyzma. Bażant dzięki swojemu rozemocjonowanemu wokalowi, który sprawia wrażenie jakby faktycznie miał się „po prostu rozpłakać jak Fenix” daje do zrozumienia, że naprawdę przejmuje się tym, co nawija. I uwierzcie mi, to spory plus, jeśli na naszej scenie mówisz z sensem i przekonaniem jednocześnie. Momentami na myśl przychodzą skojarzenia ze Świnią z 3/4 UDGS. W połączeniu z nienaganną dykcją i zamiłowaniem do tripletów daje to naprawdę warty uwagi efekt.
Dużą rolę odgrywają w końcowym odbiorze również podkłady. W creditsach dominuje Trooh Hippi, który często i gęsto przemyca drillowe perkusje, ubogacając je o melodie nie dające się wykorzystać w inny sposób, niż ten poważny, chcący coś przekazać. Czasem trafimy cloud czy zwyczajny trap, wszystko jednak w smutniejszych tonacjach. Wyjątkiem jest „Pomocna dłoń”, gdzie autorzy postawili na bardziej bangerowy, trapowy wydźwięk i sampel nawiązującym do Changes Mali. Singlowe „Bacardi i Sok” od @atutowego to nieco bardziej taneczna, ale wciąż ponura i przytłaczająca kompozycja, podobnie jak „Coca-Cola i Mentos” od reprezentanta FRESHVILLE, Keeta.10, gdzie producent bawi się synthwavem. Ucha do bitów Bażantowi nie odmówię, nigdzie nie wychwyciłem też czegoś, co by mi w warstwie produkcyjnej przeszkadzało.
Również brzmienie wokalu to bardzo porządnie wykonana robota. Być może „Kalambury” z dość odważnym refrenem to lekka przesada, ale to już raczej personalna kwestia odbiorcy, ile autotune’a jest w stanie przyswoić. Na mojej ulubionej pozycji z tracklisty, czyli „Coca-Coli i Mentosie” już nie mam żadnych obiekcji do śpiewanej partii. Za większość miksów odpowiada Pazzy. Ten album to kolejny dowód na to, że mimo iż sam jest freshmanem, to zna się na tym, co robi i najzwyczajniej w świecie wie, czego trzeba newschoolowym zwrotkom i adlibom.
Sam Pazzy udziela się również w „Selawi”, ale pozwolę sobie nie komentować jak zachwycony jestem jego partią, bo zostanę posądzony o kolesiostwo. Napsterowi za to trochę zabrakło energii, wydaje mi się, że stać go na nieco więcej w „Pomocnej dłoni”.
Być może lekko postrzeganie tej płyty zaburza mi fakt, że nie jest to mainstreamowa pozycja, a wciąż underground. Niemniej wierzę, że każdy akapit tej recenzji napisałbym tak samo, gdyby materiał na tym poziomie dał mi Gedz, Paluch, czy którykolwiek z recenzowanych przeze mnie ostatnio raperów. Nic Dobrego O Polsce to po prostu dobra płyta, na dobrych k*rwa bitach. Sam jestem zdziwiony, że praktycznie nie widzę w niej żadnego poważnego mankamentu.
Nie wiem czy wróżę sukces i tak samo nienawidzę biadolenia o tym, czy ktoś jest niedoceniany albo przeceniany. Na pewno jednak widzę potencjał i kawał solidnego rapu z podziemia. Pozycja obowiązkowa do sprawdzenia, sami zdecydujcie, czy do polubienia.