Secymin Nowy, wioska obok Warszawy, rok 2005. Amar Ziembiński wraz
z Mateuszem „Vito” Dopieralskim zaczynają wspólnie tworzyć muzykę. Chwilę później przygarniają do siebie Piotrka Sibińskiego. Wspólnie w trójkę zakładają zespół Bitamina.
Wszystko zaczęło się na obozie aktorskim Machulskich w 2005 roku. To właśnie tam Mateusz Dopieralski poznał się z Amarem Ziembińskim. Vito w wywiadzie dla Magazynu Aktivist przyznał, że od początku wiedział o tym, jak utalentowanym muzykiem jest Amar. Przez pierwsze dwa lata pracowali sami nad połamanymi bitami, które uzupełniały teksty Mateusza, o których otwarcie w wywiadach mówi: ,,To wciąż był uliczny rap”. Dopiero w 2007 roku skontaktował się z nimi Piotrek Sibiński, który zaproponował zrobienie czegoś wspólnie. Podczas pierwszego spotkania powstała myśl o założeniu zespołu Say What, składającego się z trójki przyszłych bitaminowców, a także kilku innych osób zaangażowanych w życie nowo powstałej ekipy muzycznej. Zagrali jeden koncert, natomiast album jest schowany gdzieś głęboko w szufladzie. Rok później Amar z Mateuszem wpadli na pomysł o zrobieniu projektu czysto bitowego, do którego przyłączył się Piti ze swoimi tekstami. W następujący sposób powstał zespół, który teraz króluje w rankingach polskiej, alternatywnej muzyki.
Do tej pory powstało sześć albumów (w tym jeden, który jest nagraniem z koncertu podczas jesiennej trasy w 2019 roku – Bitamina – Tu da max), dopracowanych z ogromną dokładnością. Pierwsze dwa albumy: Listy Janusza oraz C nagrali w studio nagraniowym Darka Rybickiego w Kaliszu, skąd pochodzi Piotrek i gdzie skrzyżowały się początkowo drogi chłopaków. Natomiast Plac Zabaw powstał w Secyminie, a Kawalerka w Leverkusen, w tytułowej kawalerce należącej do Mateusza i jego żony. Miejscem nagrania najnowszej płyty – Kwiaty i Korzenie – był Koszalin.
Kim właściwie są chłopaki z Bitaminy?
Mateusz „Vito” Dopieralski pochodzi z Katowic, a dokładniej z dzielnicy Piotrowice, lecz gdy miał 2 latka, wraz z rodziną wyprowadził się do Niemiec, gdzie żyje do dziś.
Wokalista często określa siebie mianem niemądrego, wśród znajomych jest nazywany dziadem, który każdemu tłumaczy, jak co należy robić. Mimo to nie uważa się za kogoś, kto ma patent na udane życie, wciąż szuka receptury i poszerza swoje horyzonty. Vito przede wszystkim jest wrażliwy, nie wstydzi się tego, a wręcz przeciwnie. Opowiadając o swoim życiu, zachęca swoich słuchaczy do dzielenia się uczuciami, a także do otwarcia się na innych. W przypadku Placu Zabaw opowiedział o dorastaniu, a na Kawalerce o pierwszych krokach w samodzielne życie, o miłości, szczęściu i przykrościach, które spotykają każdego z nas. Uważa, że formalności powinno się odłożyć na bok, bo na takie rzeczy nie warto marnować czasu. Teksty utworów są bardzo osobiste, opowiada w nich o swoich przeżyciach, poglądach i pomysłach. Swoje albumy opisuje jako pamiątkowe, które zawsze będą go tak samo ruszać.
W wywiadzie dla Radio Kampus w 2018 roku, z pełną świadomością mówi o możliwości pojawienia się w przyszłości zmęczenia materiałem, lecz po chwili zestawia to ze swoją pracą aktora w Niemczech. Kiedyś w ciągu 2 miesięcy zagrał tę samą sztukę 52 razy, więc aż tak nie obawia się przeforsowania piosenek zespołu, skoro dał radę odegrać jedną rolę tak wiele razy. Warto dodać, że na każdym koncercie starają się dodać coś od siebie, zależnie od zajawki publiki, więc strach przed wypaleniem maleje.
Pod koniec ubiegłego miesiąca Vito wydał długo wyczekiwany, solowy album – Poczekalnia. Nie tylko płyta sama w sobie, na której artysta szczerze głosi swój światopogląd, jest ciekawa. Sama akcja promocyjna projektu była pomysłowa. Tworzenie teledysków ze słuchaczami, „gry” na Instagramie, gdzie nagrodę stanowiły wejściówki na koncerty. Zarówno jak i album, cała jego otoczka jest bardzo spójna i estetyczna. Recenzje płyty Mateusza możecie przeczytać na naszym portalu.
Zaraz obok, przy drugim mikrofonie stoi Piotrek Sibiński – kudłaty Wierszokleta. Pochodzi z Kalisza, gdzie nagrano dwa pierwsze albumy zespołu. To on wyszedł z inicjatywą napisania i nagrania słów do Listów Janusza. Jak mówi Amar: ,,Tak powstała Bitamina, Piti jest Bitaminą.”
Z punktu widzenia słuchacza, Piotrek wydaje się być najbardziej spokojną i tajemniczą osobą z całego zespołu. Na scenę zawsze wchodzi powoli, lekko przygarbiony. Podczas występu ogranicza swój ruch sceniczny do zrobienia kilku kroków w lewo lub prawo, a po wykonaniu utworu schodzi ze sceny. Pozory w tym przypadku nikogo nie zmylą, Piti poza koncertami również jest osobą spokojną i lubiącą ciszę. W wielu wywiadach podkreśla, że w Secyminie niczego mu nie brakuje, a ta mała wioska nieopodal Warszawy oferuje ogrom spokoju, świeżego powietrza i zieleni, którą cały zespół sobie zachwala. Piotrek w swoich tekstach ukrywa wiele treści, przyznaje, że nie będzie o nich mówić: ,,Niech moje słowa mówią same za siebie”.
Gdy Piotrek został zaproszony na sesję Placu Zabaw, wynajął swoje mieszkanie w mieście rodzinnym i przyjechał z torbami do Secymina. Amar oświadczył, jakoby praca dla kaliskiego wierszoklety na wsi się znajdzie. Piti zaczął ganiać za krowami, wyrabiać sery i zbierać pomidory. Podczas takiego wiejskiego, sielskiego życia w jego głowie powstawały pomysły na wiersze i teksty, które przelał na papier. Ta przytulna wioska tak spodobała się Piotrkowi, że zdążył sprzedać swoje mieszkanie w Kaliszu i od 2012 roku przesiaduje obok Warszawy, a także wiąże przyszłość z tym miejscem. Nie czuje, aby musiał wrócić do miasta, cieszy się z robienia czegoś dla ludzi – hoduje pomidory i tworzy muzykę.
Warto wspomnieć o mini albumie Piotrka z 2011 roku. Początkowo poza Bitaminą tworzył również pod pseudonimem ,,Kot Karter”. Album nazywa się Z pamiętnika Alzheimera, zawiera 7 utworów, wtedy jeszcze rapowanych, a nie mówionych, jak dziś. Za bity odpowiadali Amar oraz Mateusz, który działał wówczas pod pseudonimem ,,Drumlinaz”. Powstał także drugi mini album – Powiedz za mnie. Koncept podobny do pierwszej omawianej epki i również pomogli mu przy nim przyszli Bitaminowcy.
Skoro teksty były rapowane, to dlaczego już nie są? W wielu wypowiedziach Kudłatego możemy usłyszeć, przeczytać, że gdy poznali się z Mateuszem, oboje rapowali, więc postanowili to rozgraniczyć i dodać do wszystkiego po prostu… gadanie. Padło na Piotrka, który sam przyznaje, że na dzień dzisiejszy nie czułby się dobrze w świecie poezji, a stricte muzyka również nie wydaje mu się być jego bajką. Wierszokleta wychodzi z założenia, że jego recytacja na scenie wprowadza zdezorientowanie wśród słuchaczy, którzy chcąc się dowiedzieć co się dzieje, uciszają się wzajemnie. Dodatkowo przy tekstach Piotrka trzeba być wyjątkowo skupionym, są one pełne alegorii i podprogowych przekazów, na których ludzie muszą skupić swoją uwagę, utrzymującą się przez następne utwory, także te wykonywane przez Mateusza. Zespół jest świadomy, że seria tekstów mówionych mogłaby znudzić publikę, dlatego to dawkują.
Dlaczego chłopaki tak wiele zawdzięczają wsi obok Warszawy, jak się tam znaleźli i dlaczego?
Za tym wszystkim stoi właściciel gospodarstwa w Secyminie – Amar Ziembiński. Urodził się w Warszawie, lecz od dzieciaka zamieszkiwał gospodarstwo istniejące już 40 lat, które potem przejął po ojcu.
W Bitaminie robi bity, równocześnie grając na perkusji. Amar liczy się z tym, że obecność jego bitów na albumie jest uzależnione od reszty chłopaków. Nigdy nie oczekuje, że wezmą jego ulubiony kawałek – bo on tak chce. Non stop ma nowe pomysły, które realizuje – muzyka cały czas się tworzy, trafia ona do jakiejś szuflady. Jak mówi Moo Latte: ,,Taka szuflada, naprawdę nie ma dna”. Swoje projekty wysyła chłopakom i albo ich to zainspiruje, albo nie. Amar samodzielnie, powolutku robi coś dla siebie, a co będzie to będzie.
Perkusista nie lubi ustalać sobie deadline’ów, tak samo jak i cały zespół. Uważa, że nie potrafi wyznaczyć sobie czasu, w którym album będzie dopięty na ostatni guzik. Nie stawiając sobie z mostu terminu, każda piosenka zachowuje najwyższą jakość. Najważniejsza dla Amara jest melodia, traktuje ją w stosunku 70:30 do słowa, w przeciwieństwie do Piotrka, dla którego słowo ma największą siłę.
Amar jest niesamowicie oddany swoim obowiązkom na wsi, wyrabianiu serów, pozyskiwaniu mleka, zbieraniu pomidorów. Praca na gospodarstwie wiąże się z ogromną liczbą zajęć, nie tylko na jego terenie. Trzeba jeździć do miasta załatwiać różne sprawy. Przy udzielaniu wywiadu dla strony Rytmy.pl, mało brakowało, aby Amar wymigał się od udziału w nim. Odpowiedział wówczas na kilka pytań i pożegnał się z chłopakami, bo musiał załatwić coś w Warszawie. Prawie zostało zaplanowane za niego zastępstwo – miał to być klawiszowiec Tomek Sołtys. ,,- Ale nie bój się, to był prawdziwy Amar. Słowo – ze śmiechem uspokaja mnie Mateusz.” Teraz Amar mieszka w stolicy, mimo, że kilka lat wstecz był temu przeciwny, mówiąc, że przez tłok panujący w mieście, po kilku godzinach czuł się nieco gorzej. Choć teraz, gdy zamieszkuje Warszawę, przyznaje, że ciągnie go z powrotem do domu rodzinnego. Jego funkcję na wsi przejął Piotrek, który wybudował tam dom, zamieszkał z żoną i wiąże przyszłość z Secyminem.
Gdy w 2016 został zapytany, dlaczego Plac Zabaw wypuścili w 2014 za darmo w internecie, a wydali go dopiero wówczas kilka miesięcy temu, odpowiedział, że muzykę traktuje, jak jego pomidory – wyhodował, proszę, ludzie, częstujcie się. Tworzą w głównej mierze dla siebie i ludzi, pieniądze i sławę stawiają na dalszy plan, zarobek z płyt nie jest ich piorytetem.
Secymin, Secymin, Secymin…
Wciąż między wierszami wspominam o tym, jak jest w Secyminie. Chłopaki w wywiadach zawsze są pytani o to miejsce i zawsze z taką samą radością o nim opowiadają. Czym więc jest dla nich ta mieścina tuż obok Warszawy? Członkowie Bitaminy zawsze podkreślają, że to właśnie w Secyminie są najlepsze warunki do odstresowania się i posiedzenia nad muzyką. Cisza, spokój, zieleń. To miejsce, gdzie uciekają od ludzi, od tłoku w mieście, tam inne rzeczy są istotne, czas płynie wolniej.
Od razu, gdy mówię teraz tutaj o Secyminie, przypomina mi się jedna historia, którą usłyszałam od Moo Latte na wROCK festiwalu. Opowiedział mi wówczas, jak w 2017 roku, po pierwszym zagranym koncercie z Bitaminą został zaproszony właśnie na gospodarstwo obok Warszawy. Gdy kameralnie sobie siedzieli, Amar przypomniał sobie, że trzeba zaetykietować 180kg twarogu. Nikt nie został ku temu obojętny i przez cztery kolejne godziny wszyscy razem, w czepkach na głowach pakowali twaróg. Brian zakończył tę historię mówiąc, że w tamtym momencie poczuł, jak bardzo rodzinna i swobodna atmosfera panuje w tej ekipie.
Warto wspomnieć o tym, jak wyglądało nagrywanie albumu Plac Zabaw, co Piotrek w jednym z wywiadów nazwał ,,najdłuższymi wakacjami w życiu każdego z nas”. Chłopaki poświęcili ogrom czasu przy tworzeniu tego albumu, pisaniu, graniu, rozmyślaniu. Spędzili ze sobą mnóstwo chwil, lecz oprócz pracy sesyjnej przy nowym krążku, była także praca serowa, jak mówi Amar: ,,To był hardkor”, a to wszystko działo się w omawianej wsi nad Wisłą. Zespół nie został także obojętny wobec tego azylu w muzyce. Często w ich piosenkach wspominają o miejscu, któremu wiele zawdzięczają, utożsamiają je ze spokojem i ucieczką od ludzi. Zawsze, gdy myślę o tej wsi, przychodzi mi do głowy tytuł ,,Secy za wałem” z najnowszego albumu zespołu – Kwiaty i Korzenie. Dodatkowo niektóre skity w piosenkach nagrane zostały w Secyminie.
Kończąc już tę część, Secymin to wioska tuż obok Warszawy, która przyciąga chłopaków swoim spokojem i sprzyjającą tworzeniu nowych projektów oraz poszerzaniu horyzontów aurą.
CDN.