Jest rok 2003. Słowo „pieniądze” oraz wszelkie jego synonimy usłyszeć możemy jedynie na produkcjach od Tede, a pewność siebie za mikrofonem to pojęcia tak obce, jak swag czy flex, które pojawią się w głowie polskiego artysty i słuchacza dopiero ponad dekadę później. Wtedy to pojawia się pierwszy i ostatni prawdziwy hustler, który mógłby podzielić się swoją charyzmą z całym rynkiem muzycznym, a na scenie wydaje czuć się pewniej niż ci, którzy są na niej od początku jej istnienia. Mowa o Reno, czyli autorze dosłownie legendarnego albumu o tytule Następny Level.
Następny Level to projekt, który zaskakuje dosłownie wszystkim i mimo upływu niemal 20 lat wciąż wydaje się być nowatorski i niezwykle odważny. Elektroniczne, brzmiące do dziś świeżo bity stanowią świetne tło do pełnej hedonizmu nawijki Reno. Na płycie nie usłyszymy filozoficznych treści oraz moralizatorskich rad, które mają odmienić nasze życie. Projekt traktuje głównie o imprezach, kobietach i pieniądzach, które Reno, jak sam niejednokrotnie podkreśla, tak mocno kocha. Jakim więc cudem produkcja ta wymieniana jest przez każdego szanującego się truskulowca jednym tchem obok Najebawszy Smarki Smarka czy W strefie jarania… kolektywu Dinal w kategorii klasyka polskiego podziemia? Powód jest prosty: Reno to niesamowicie dobry raper, któremu umiejętności z 2003 roku pozazdrościłby niejeden newcommer. Prostacka wręcz tematyka płyty nie sprawia, że podobnym przymiotnikiem można opisać znajdującą się na niej treść. Wersy rzucane przez rapera zaskakują błyskotliwością i sprawiają, że jednocześnie uśmiechamy się pod nosem i łapiemy za głowę, zastanawiając się w jaki sposób on na to wpadł.
O klasie materiału świadczy fakt, że mimo nie ukrywajmy i nazwijmy rzecz po imieniu: tragicznej jakości nagrań, wciąż wraca się do niego niezwykle przyjemnie. Produkcja, za którą odpowiedzialny jest sam Reno oraz DJ BRK, zaskakuje innowacyjnością oraz spójnością. Na płycie pojawia się jeden gość, czyli raper o ksywie Fenix, którego usłyszeć możemy w kultowym hymnie każdego szanującego się hedonisty pt. „La Vida Loca”. Idealnie wpisuje się on w obraną przez Reno stylistykę, dorzucając od siebie pełną przewózki i zabawnych linijek zwrotkę.
Na kolejny album Reno musimy czekać aż 14 lat. W międzyczasie chodząca legenda polskiego podziemia od czasu do czasu wrzuca do internetu luźne tracki oraz udziela się gościnnie na wielu uchodzących do dziś za kultowe produkcjach. Reno nie traci pazura, a znane nam dobrze z Następnego Levelu panczlajny wydają się być jeszcze bardziej dopracowane i wyważone. Raper z Bełchatowa dorasta muzycznie, a kojarzona z nim przewózka zostaje w idealnych proporcjach połączona z niezwykle trafnym obserwowaniem rzeczywistości wokół. Idealnym tego przykładem jest nagrany wspólnie z Lilu numer pt. „Jestem z Tobą”, który w moim osobistym rankingu stanowi przykład utworu kompletnego. Każda linijka zaskakuje i może być cytowana, treść do dziś wydaje się być aktualna, a charyzmatyczne flow i niezwykle chwytliwy refren Lilu nadają całości hitowego charakteru.
Poza luźnymi numerami, Reno kojarzony jest przede wszystkim z duetem Ortega Cartel, atakując kolejne z bitów Patr00 swoimi niezwykle trafnymi i stojącymi na wysokim poziomie tekstami. W ten sposób dostajemy tak kultowe tracki jak „Musisz klaskać”, świetną, przepełnioną panczlajnami zwrotkę w utworze „Kickflip” oraz hymn każdych wakacji na osiedlu, czyli legendarne „Dobre czasy”.
Jak wspominałem, na kolejny pełnoprawny materiał autorstwa Reno musieliśmy czekać aż 14 lat. W międzyczasie pojawia się reedycja Następnego Levelu, która dała nadzieję na jakiekolwiek ruchy fonograficzne od bełchatowskiego rapera. W 2017 roku swoją premierę ma fenomenalne 50/50. Nagle, bez większych zapowiedzi i medialnego szumu, do sieci wrzucone zostaje wyprodukowane przez Torta „Delfonics”, do którego zrealizowano minimalistyczny „teledysk”. Reno po raz kolejny zaskakuje i udowadnia, że na ten album warto było czekać tyle czasu. Laidbackowy bit okraszony zostaje spokojną nawijką z liryką na naprawdę najwyższym poziomie. Drugi oficjalny album to uosobienie wcześniej wspomnianej ewolucji, jaką mogliśmy obserwować na przestrzeni lat w twórczości rapera. Mimo że tematyka jest poważniejsza niż ta, którą słyszeliśmy na Następnym Levelu, Reno wciąż zaskakuje swoim luzem. Materiał ten zdaje się być rozliczeniem z szarą przeszłością, która tak dobrze znana jest każdej osobie, której dane było wychowywać się na jednym z polskich blokowisk.
W przypadku tak kompletnego rapera jako Reno ciężko wybrać jedno warte uwagi wydawnictwo (choć wydał ich zaledwie 2). Nieważne czy słuchasz rapu od pierwszej Molesty, czy przygodę z tym gatunkiem muzyki zacząłeś wczoraj. Mam do Ciebie jedną, niezobowiązującą prośbę – zaopatrz się w kilka zimnych piw, wpisz na swoim ulubionym serwisie streamingowym hasło „Reno” i zacznij w to brnąć. Doceń to, że ktoś prawie dwie dekady temu robił to, przez co dziś Twoi idole uważani są za oryginalnych.