No i są, wrócili. Po czterech latach, zgodnie z regulaminowym czasem, Łona i Webber ponownie przychodzą do naszych mieszkań z nowym krążkiem – Śpiewnik domowy EP. Mogłoby się wydawać, że album został stworzony jako słowo otuchy dla wszystkich, którzy siedzą w domach i oczekują zakończenia pandemii. Czy tak powinien być odbierany ten album? Sam Łona zaprzecza temu stwierdzeniu w wywiadzie w programie Imponderabilia. Czy ma rację? Oczywiście że ma.
To raczej chodziło o to, żeby ludzie odbierali sobie ten śpiewnik tam gdzie sobie tego życzą, a niekoniecznie w domu. No cóż, wyszło jak wyszło.
Łona w programie Imponderabilia
Śpiewnik domowy to krótka, bo tylko dwudziestopięciominutowa, podróż – jednak jakże egzotyczna i pełna treści! Z początku byłem lekko zawiedziony tym, że po tak długiej przerwie Łona z Webberem postanowili dać słuchaczom zaledwie siedem utworów. Łona jest znany z dobrze przemyślanych tekstów i im więcej takich, tym lepiej. Jednak w tym przypadku słowem klucz jest koncept.
„Co tam mordo, jak leci?
A pomału, od karnawału do karnawału.”
Tym co odróżnia ten album od pozostałych krążków tego zespołu jest jego barwność. W każdym utworze możemy usłyszeć inspirację związaną z innym krajem, inną mniejszością. Nawiązania do kultury nordyckiej, bałkańskiej czy brazylijskiej nadają tej płycie dynamiki. Nie tylko dlatego, że Łona wyrabia 300% normy jako teksciarz, lecz dlatego że on i Webber znają się jak łyse konie, więc chemia między nimi jest nie do pobicia. To połączenie jest jak scena Twista w Pulp Fiction. Każdy z tej dwójki ma swoje pole do popisu i korzystają z niego do ostatniej płytki parkietu. Tańczą osobno, ale jednak współpracując. Każdy z nich rozumie drugą połówkę projektu, dzięki czemu możemy odnieść wrażenie że bit „rozmawia” z raperem. Takie małe smaczki, jak na przykład 3 sekundy sampla ze Sweet Dreams zespołu Eurythmics, które pojawiają się, kiedy Łona o tym utworze wspomina w tekście (Stop, Nadiu ). Brassy wchodzą, kiedy są wywołane, mimo że nie było ich wcześniej w bicie. Każda produkcja nawiązuje do zagranicznych rytmów i melodii, które są przedstawiane w poszczególnych numerach. Webber doskonale wie jak prowadzić bit i mimo, że w poprzednim albumie wydawałoby się, iż postawił na minimalizm – tutaj dzieje się bardzo dużo. Produkcje nie mają dłuższych momentów repetycji, tam cały czas melodia się przekształca, nie ma nudy.
Oczywiście, nie tylko Webber pracował na to, żeby album brzmiał tak różnorodnie. Na produkcjach gościli m.in. The Pimps, znani z koncertów Łony i Webbera. Ta ekipa jest zgrana i wie jak tworzyć, znają się od wielu lat i to dzięki nim bity nabierają pełni przestrzennej. Również członkowie zespołu Bubliczki udzielili się na albumie, dodają oni od siebie klimat związany z folkiem, który wpasowuje się w koncept egzotyki, którą można znaleźć na własnym podwórku. Wygląda to trochę tak, jak gdyby muzycy zebrali się na jam session i stworzyli wszystko spontanicznie na jednym posiedzeniu. Jest to przeplatanka elektroniki z brzmieniami znanymi z kameralnych koncertów muzyki andów. Jednocześnie cała produkcja, mimo różnorodności tekstowej i instrumentalnej, zawsze stawia na skoczność, na rozrywkowy, staroszkolny sznyt. Nawet do zamykającej Niepogodzie można się pobujać na zwrotkach, mimo że klimat tego numeru raczej przywołuje emocje nieadekwatne do melodii.
Stop, Nadjeżdża. Stop, Надежда.
Dbałość o detale jest powodem, przez który ten krótki krążek będzie długo mielony przez mój odtwarzacz i słuchawki. Ilość nawiązań kulturowych w tekstach jest przeogromna. Zapożyczenia z innych języków oraz nawiązania do filmów i utworów wypełniają treść tego albumu. Doskonale pomaga w tym dodawany do albumu „Śpiewnik” z tekstami i melodiami. Dzięki niemu, jeżeli słuchacz jest niezaznajomiony z cyrylicą, można sprawdzić co Łona właściwie mówi i jak nazywają się artyści i utwory, które wywołuje. Teksty na pierwszy rzut ucha zdają się mówić o czymś innym niż tym, co Łona odkrywa słuchaczowi. Mimo, wydawałoby się, prostoty sytuacji i gier słownych, z których czerpie Łona (jak np. w utworze No accomodation for Lagos – Tommiego Allena, przez które powstaje utwór o tym jak szafa nie jest w stanie pomieścić więcej klocków Lego), album jest historią o tym co ludzi dzieli i łączy. Elektryczność relacji i przywiązań do osób i miejsc tworzy bardzo bogaty świat tekstu, w którym Łona prowadzi nas jako przewodnik-obserwator. Wszystko jest klarownie podane, wystarczy tylko sięgnąć, żeby zobaczyć świat oczami Łony, który stara się dzielić wzrok z każdym. Treści nie brakuje co może być powiewem świeżego powietrza dla słuchaczy zmęczonych generycznością tekstów, serowych linijek i ilością truizmów które są nam serwowane ostatnio z każdej strony. Tutaj jest wszystko. Melanż, nieporozumienie między pokoleniami, walka z rutyną życia codziennego i ksenofobią, z którą mierzą się mniejszości w Polsce i na świecie.
Zdecydowanie z całego albumu na wyróżnienie zasługuje tutaj Udostępniam Ci playlistę. Utwór o tym, jak muzyka może łączyć kultury i wpłynąć na zmianę światopoglądu. Różnorodność wymienianych numerów obiega cały świat. Od rapu z Ameryki, przez niemiecki soul, aż do śpiewaczek z Bośni. Łona pokazuje, że nieważne skąd jest słuchacz, i tak zrozumie rytm i „potupie nóżką”. Nie od dziś wiadomo, że muzyka nie tylko łagodzi obyczaje, ale jest też świetnym tematem rozmów. Takie dzielenie się playlistą mogłoby wpłynąć pozytywnie na rozwój naszej wiedzy o muzyce. Co więcej – może też, patrząc szerzej, wpłynąć na to, jak postrzegamy świat. Może odświeżenie playlisty pomoże komuś przetrzeć oczy i zmienić zwyczaje na lepsze.
Może bym tak potańczył? Pochodził, pomówił, pomyślał?
Łona i Webber – Udostępniam Ci playlistę
I znalazł w tym dystans – ot i cała playlista.
Może bym tak pomyślał? Pochodził, pomówił, potańczył?
Tak jak lubię – po to cały ten cwancyk.
Cóż, emocje opadły, następny album najprawdopodobniej wydany zostanie za kolejne 4 lata. Łona i Webber zawsze wyróżniali się na tle naszej rodzimej sceny i raczej stali na uboczu mainstreamowych mediów. Konsekwentnie pokazuje to, że jakość nie zawsze przelicza się na ilość wyświetleń. Tutaj dostajemy krótki, jednak dopracowany album, w którym artyści chcą pokazać słuchaczom jak żyją, jak śpiewają i jak różnorodny jest świat. Jest dużo koloru, smaku i przemyśleń. Śpiewnik Domowy EP, wbrew skojarzeniom z kwarantanną, zdecydowanie nawołuje do otwierania się na inne „niepopularne” kultury a nie do izolacji. Jest manifestem traktującym o kontaktach międzyludzkich i o tym, jak łatwo jest dojść do porozumienia nieważne, czy dzieli nas różnica wieku, narodowość czy warunki pogodowe.