Major SPZ swoją sławę zdobył trzy lata temu, kiedy wydał dwa „nielegale”, później dołożył Towar. W zeszłym roku reprezentant Step Records wydał dwa krążki: Lustro i Nitro. Ten drugi album odbił się jednak większym echem ze względu na utwór Paprykarz, który się na nim znajduje. Dzisiaj w nasze ręce trafia czwarta solowa płyta zawodnika Step’u. Na swoim to hołd dla starego Majora. Ostra nawijka i nowoczesne bity to dwie najważniejsze cechy tego krążka. Można powiedzieć, że jest ulicznym raperem i da się to odczuć w każdym kawałku. Niemalże wszędzie pojawia się wspomnienie o życiu na ulicy – jedni to kochają, inni mają tego dosyć. Ja znajduję się gdzieś po środku. Lubię czasem posłuchać właśnie takiego odłamu ulicznego rapu. Na płycie jednak znajdują się też trochę inne tematycznie numery np: motywacyjny numer (Wstawaj) lub lovesong (Milion). Jeżeli jesteście ciekawi jak wygląda całokształt, to zapraszam!
Odkąd pamiętam to zawsze biegałem w dresie
Ulica, ulica, ulica
Major nie ukrywa swojej kryminalnej przeszłości. W wielu wywiadach opowiadał jak trafił do więzienia i jak wyglądało jego życie przed zakładem karnym. W tej części chciałbym zagłębić się w warstwę liryczną płyty. Ulica, ulica i jeszcze raz ulica. W tak krótki sposób mógłbym podsumować większość numerów, które się znajdują na tym albumie. W prawie każdym znalazło się wspomnienie o tym, jak wygląda życie na streecie i stwierdzenie, że bramy dzisiaj to nie to samo co kiedyś. Ten album to długi kawałek, w którym zmieniają się tylko bity. Po pierwszym odsłuchu odczułem monotonność. Jasne, każdy ma jakiś obrany temat, jakieś szkice. W tym przypadku jednak – temat był tylko jeden. Wersów o życiu na ulicy było dużo. Nie będę wymieniał każdego z nich, opiszę tylko kilka. Jednym z takich numerów jest Czterech z gościnnym udziałem Sawy, Królika Karlosa i Kabe. Major poleciał w swoim stylu, idealnie dopieszczając cały numer doskonałym refrenem, nie mam więc żadnych uwag co do jego udziału w tym kawałku.
(nie)Ciekawi goście
Przejdźmy do gościnek. I tu zaczyna się problem, bo z Sawą i Królikiem Karlosem nie miałem styczności, więc wypowiem się jedynie przez pryzmat ich udziału w tym numerze. Sawa poleciał typowo. Rytmicznie wypowiadał słowa do bitu – nic ciekawego. Połowa jego zwrotki była o zasadach ulicy i o fake raperach. Królik wybrał bardzo dziwne flow, niepasujące do tak prostego podkładu, co utrudniło mu położenie dobrej zwrotki. Pomijając fakt, że połowy słów nie zrozumiałem, to oprócz tego – jest to po prostu słabe brzmieniowo. Większość sceny zna Kabe. Wiemy jak bardzo jest uzdolniony i w jaki sposób może ugryźć dany bit. Niestety, tutaj też się zawiodłem. Może inaczej bym to odebrał, gdyby przez połowę zwrotki nie powtarzał w kółko „BE BE BANG”.
Kolejnym uliczno-przewózkowym numerem jest BIM BAM BOM. Major nam mówi, że wbija się w scenę, nic go nie zatrzyma i jest czarnym koniem tego biznesu. Nic więcej o liryce tego utworu nie mogę powiedzieć, bo bym musiał się powtórzyć. Ostatnim typowo ulicznym numerem jest Ulica 2.0 z gościnnym udziałem Kizo. Major mówi o tym, jak teraz wygląda „nowoczesna” ulica, która, mimo pójścia na przód, odziedziczyła od starej szkoły twardy charakter. Większość zwrotki Majora była jednak o chwaleniu się autami czy tym, jak teraz wygląda jego życie. Przejdźmy do Kizo. Większość słuchaczy uważa, że Patryk to “ten raper, co kiedyś nie miał, a dzisiaj ma”. Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że właśnie o tym będzie jego zwrotka. Zdziwiłem się, bo Kizo faktycznie nawija o ulicy od innej strony. Mówi nam o dealerach, którzy kiedyś byli w bramie, teraz są na spokojnym osiedlu.
Zróżnicowanie albumu
Przejdźmy teraz do tych „innych” numerów. Forever Young to mój faworyt z tego krążka. Major nawija nam o jego życiu, które jest pełne pracy, ale konsekwentnie idzie po swoje. Na tym samym utworze znalazł się DonGuralesko, który przekazuje nam że pomimo swoich lat i stażu na scenie nie przestanie nawijać. Idealnie dopasował się do rapera ze Szczecina i jest to najlepsza gościnka na albumie. Kolejnym numerem jest Wstawaj z Kalim. Kawałek to typowy motywujący do pracy i walki utwór. Kali genialnym refrenem stworzył niesamowity klimat kawałka, a Major swoją zwrotką go tylko dopełnił. Kolaboracja jak najbardziej na plus. Mamy numer o marihuanie. Jak wiadomo Major lubi sobie czasem nabić i zajarać. Na tym kawałku udzielił się także Włodi, który ostatnio lubi dogrywać się do numerów o ziole. Ostatnim kawałkiem jest lovesong z Popkiem. Nie pamiętam kiedy ostatni raz śmiałem się podczas słuchania muzyki. Nie mówię tu o Majorze, który swoją drogą poleciał bez zarzutów, tylko o Popku. Samo wejście w bit jest zabawne. Wyobrażaliście sobie, że na typowo newschoolowym bicie ktoś wleciał melodią piosenki Wszystko czego dziś chcę? Nie? To odpalcie sobie ten numer, to przekonacie się, że jest to do zrobienia. Dalsza część zwrotki jest już po prostu niesmaczna.
Kocham Cię jebać, tak szmato, kocham Cię jebać
Chyba nie muszę nic więcej nie mówić.
Przerost formy nad treścią?
Przejdźmy teraz do brzmienia. Majora słucham, bo bardzo lubię jego ogólne brzmienie. Za warstwą muzyczną stali tacy producenci jak Kubi Producent, Worek, Ślimak czy Opiat. Mamy też HVLL, mvson808, Juicy oraz Newlight$. Od ostatniego producenta bity podobały mi się najbardziej. Mowa tu o BIM BAM BOM i Forever Young. Produkcje stoją tutaj na naprawdę wysokim poziomie. Jeżeli weźmiemy umiejętności tych bitmejkeruw i bezkompromisową nawijkę Majora, otrzymujemy bardzo przyjemny brzmieniowo album. I to właśnie brzmienie dla mnie zdominowało warstwę liryczną. Przyjemny, niski i stonowany głos Majora tworzy niesamowity klimat. Niestety, nudziłem się podczas słuchania tego albumu. Brzmieniowo jest genialnie, jednakże większość płyty jest o ulicy, przez co popada on w monotonię.
Na pewno to nie jest album, który zadowoli każdego słuchacza. Krążek ma swoje plusy i minusy. Do tych pierwszych zalicza się jego ogólny wydźwięk, przypominający troche nielegale, których zresztą jestem fanem. Minusem są niektórzy goście i, dla wielu słuchaczy, głos Majora (tak, widziałem trochę negatywnych opinii na ten temat) Na koniec sama warstwa liryczna: jest bardzo monotonna i przez co albumem szybko idzie się znudzić. Nawet mimo kilku innych tematycznie utworów, Major szybko wracał do ulicy i znowu nawijał o tym samym. Nie jest to album dla mas, ale myślę, że każdy w nim znajdzie coś dla siebie.